Rozdział 5 | Nie mam po co dalej żyć |

404 25 1
                                    

Pov. Peter Parker

10:02

Dzwonek telefonu dobiegł do moich uszu. Powoli otworzyłem powieki i wtedy zdałem sobie sprawę, że znów jestem na górnym piętrze. Całe ciało zaczęło mnie boleć. A w szczególności brzuch i plecy. Delikatnie dotknąłem ran, żeby zobaczyć jak bardzo jest źle. Było bardzo, bardzo źle. Całe dłonie miałem we własnej krwi. Już widziałem, że kilka ran będzie do zszycia.

Przypomniałem sobie o tym co mnie obudziło - ktoś dzwonił. Pospiesznie odnalazłem telefon w kieszeni. Zamarłem. Pan Stark 20 nieodebranych połączeń.

Odebrałem wciąż dzwoniący telefon. Cały trząsłem się z zimna. Cholera tu jest z 2 stopnie! A ja byłem w samych dresach. Bez koszulki. Najpewniej nie dałem rady założyć jej po karze.

— DO WIEŻY NATYCHMIAST! — krzyknął zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Był zły. Bardzo zły.

Od razu po wypowiedzeniu tych słów milioner się rozłączył. Po całym ciele przeszły mnie dreszcze. Powoli wstałem, zaciskając zęby z bólu. Rany wyglądały gorzej niż zazwyczaj, jednak nie miałem czasu ich zszyć. Zajęłoby mi to minimum 30 minut, nie miałem na to czasu.

Pociągnąłem za klamkę i odetchnąłem z ulgą, gdy drzwi były otwarte. Szybko pobiegłem do mojego małego pokoiku. Wziąłem czystą bieliznę, dresy i czarna bluzę, aby nie było widać, gdy ubranie mi przesiąknie krwią, co było nie nieuniknione bez zszywania.

Pospiesznie zrzuciłem z siebie ubrania przesiąknięte krwią i wszedłem pod prysznic, aby zmyć krew z mojego ciała. Przegryzłem policzek, gdy krew dotknęła moich świeżych ran.

Wytrzymaj Peter.

Po kilku bolesnych minutach wyszedłem z kabiny prysznicowej. Pospiesznie owinąłem bandaż na moim brzuchu, aby przynajmniej trochę zatamować krwawienie. Nałożyłem dresy i pospiesznie narzuciłem  na siebie czarna bluzę. Po cichu wyszedłem z pokoju, jednak, gdy nie usłyszałem oddechu i bicia serca, wiedziałem, ze pana Thomasa nie ma w mieszkaniu. Na stoliku zauważyłem małą karteczkę.

"Wrócę za 5 dni, jeśli coś rozjebiesz zajebie cie"

Uśmiechnąłem się sam do siebie na myśl o prawie całych 5 dniach bez opiekuna. To chyba będą najlepsze 5 dni od śmierci ciotki. Na myśl o niej momentalnie uśmiech zszedł z mojej twarzy. Westchnąłem głęboko i ruszyłem do wyjścia. Zbiegłem po schodach z myślą, że pan Stark czeka jakieś 15 minut.

W drodze do Stark Tower odpaliłem pospiesznie papierosa. Stresowałem się. Pan Stark nigdy do mnie nie wydzwaniał. Nie odebrałem raz - trudno. Przestawał dzwonić. A teraz? To nie było w jego stylu. Chyba, że coś się stało.

Nawet nie zauważyłem gdy znalazłem się pod pięknym, nowoczesnym wieżowcem. Niepewnie wszedłem do środka. Wsiadłem do windy i kliknąłem 30 piętro - czyli biuro pana Starka.

— Pan Stark prosi aby pan pojechał do salonu — usłyszałem głos Jarvisa. Do salonu? Czemu do salonu? Bywałem tam tylko gdy był jakiś maraton filmowy organizowany przez Avengersów. Chyba na mnie nie na wrzeszczał po to tym przyszedł na spotkanie integracyjne?

— Umm.. a które to piętro? — niepewnie się zapytałem Jarvisa. Pamiętałem tylko dwa piętra - biuro pana Starka i jego warsztat.

— 48.

Kliknąłem piętro wskazane przez sztuczną inteligencje. Po minucie znajdowałem się na odpowiednim pietrze. Zacząłem się bać. Naprawdę bać.

Przy drzwiach stał Happy, któremu posłałem pytające spojrzenie.

— Choć za mną mały — powiedział dość cicho. Dziwnie się zachowywał. Przestraszyłem się jeszcze bardziej.

Niepewnie szedłem za mężczyzną.Po chwili byliśmy już w salonie. Był tu każdy. Kapitan Ameryka, Bucky, Natasha, Bruce, Sam, Wanda, Vision,  Clint, Thor i.. oczywiście Tony Stark. Różnica była taka, że każdy siedział na kanapie i miał wzrok wlepiony w podłogę, a Iron man chodził nerwowo w kółko. Gdy wkroczyłem do salonu od razu wszystkich wzrok skierował się na mnie, po czym znów obrócili się tak, żeby na mnie nie patrzeć. Wszyscy.. oprócz mojego mentora. Tony nerwowo do mnie podszedł.  W  tym momencie spuściłem wzrok na ziemi.

Zasada numer 1, nigdy nie patrz, nie zasługujesz na to.

— Co ty do cholery jasnej robiłeś od 3 do 10?! — krzyknął na co się wzdrygnąłem. Miałem ochotę powiedzieć co tak naprawdę wtedy robiłem. Byłem bity. Bitym pasem do nieprzytomności w zimnym, ciemnym pomieszczeniu. Ale nie moglem tego powiedzieć. Oni nie mogą o tym wiedzieć. — Odpowiadaj jak do ciebie mówię!

Jednak mnie zatkało, nie potrafiłem wydusić z siebie nawet słowa. Nie wiedziałem o co chodzi.

— Dobra, czyli ja mam mówić — warknął. — O godzinie 3 doszło do ogromnego pożaru w budynku w Nowym Jorku. Był to planowany zamach. Tylko ty ich wszystkich mogłeś powyciągać. My nie mamy 6 zmysłu ani nic. Dzwoniłem do ciebie 20 razy a ty nie raczyłeś nawet odebrać! I wiesz co zginął ktoś. Zginęła 8-letnia dziewczynka, która nie chciała skoczyć na materac bo była pewna, że spider-man przyleci i ją uratuje! I wiesz co nikt nie przyleciał a ona zmarła z tą głupia nadzieją bo jakiś smarkacz z Queens nie umie wypełnić swoich obowiązków i dotrzymać obietnic! Przypominam, że to ty mówiłeś o tym, że każdego uratujesz! Nie Peter nie jesteś bohaterem! Zawiodłeś mnie! Kolejny raz mnie zawiodłeś! Gdyby May o tym wiedziała, też by nie była z ciebie dumna! — niekontrolowane łzy zaczęły lecieć po moich policzkach.

 Cały się trząsłem. Jak ja mogłem jej nie uratować? Zabiłem ją. Kolejny raz nie pomogłem na czas. Zawiodłem wszystkich. Jestem mordercą. Zasługuję na śmierć. Żyłem z 2 powodów. Dla Starka, którego ciągle zawodzę i mnie nienawidzi. I dla spider-mana, ale nie jestem bohaterem. Nie zasługuje na to miano.

Nie mam po co dalej żyć.

— Stark, uspokój się! — Natasha odciągnęła ode mnie milionera. — Ty nie widzisz, że on się boi! — krzyknęła na niego. — Kurwa ty piłeś! — stwierdziła. W tym momencie tez poczułem odór alkoholu od mężczyzny.

Słyszałem kłótnie dorosłych, lecz nie dopływały do mnie ich słowa. Ciągle odbijały mi się w głowie słowa Starka - zabiłeś ją. Jestem mordercą. Jestem mordercą. Jestem mordercą.

— J-jestem... m-mordercą.... — wyszeptałem patrząc się na swoje  trzęsące się ręce.

W tym momencie zauważyłem jak kropelki krwi zaczęły kapnąć z mojej namoczonej krwią bluzy. Nie. nie. nie. nie. nie. Nie teraz, błagam.

— Pete wszystko dobrze? — nagle przede mną stanął Kapitan Ameryka, Clint oraz Wanda. Reszta się kłóciła z panem Starkiem. W tym samym momencie każdy z nich spojrzał się na małą kałuży krwi na podłodze. Bohaterowie szybko połączyli fakty i spojrzeli się na mnie przerażeni.

Jeszcze Będzie Pięknie | Irondad | Spiderson | ZAWIESZONE NA STAŁE Where stories live. Discover now