Rozdział 12 | Ale czy on tak zrobi? |

383 22 0
                                    

Pov. Peter Parker

— Nie.. nie... nie! — krzyknąłem łapiąc się za końcówki włosów. 

— Co się stało Pete? — zapytał cicho brunet.

— Nie posprzątałem tamtej liny i narkotyków, prawda? — odchyliłem lekko głowę do tyłu, czując jak łzy napływają mi do oczu.

— Nie — zaprzeczył stanowczo.

— M-muszę.. i-iść.. — wstałem z łóżka. Od razu pożałowałem swojej decyzji, gdy prawie się przewróciłem widzą mroczki przed oczami.

— Nigdzie nie idziesz, nie możesz, jesteś w złym stanie, Pete — zaprotestował milioner.

— M-muszę.. o-on.. — westchnąłem ciężko siadając na krawędź łóżka. — On już wrócił — wyszeptałem. — On na mnie czeka na pewno.. i się martwi.. — westchnąłem próbując zabrzmieć, tak jakbym nie kłamał. Wiedziałem po prostu jak bardzo mam przejebane. Wolałem wrócić teraz niż wieczorem. I tak będę musiał to zrobić.

— Gówno prawda — mruknął filantrop. Spojrzałem się na niego zdziwiony — Oboje wiemy Peter co cię czeka jak wrócisz. Wiem — przełknął nerwowo ślinę. — wiem o bliznach na brzuchu i na plecach. Wiemy, że ktoś się nad tobą znęca. I wiemy, że to Robert Thomas, czyli twój opiekun.

— I tak będę musiał tam wrócić — wzruszyłem ramionami. — Im wcześniej tym lepiej. Jak wrócę później będzie tylko gorzej..

— Po co masz tam wracać?

— Bo tam.. mieszkam — ciężko przeszło mi to słowo przez gardło.

— Ale przecież ty mieszkasz w wieży — mentor posłał mi lekki uśmiech, a ja spojrzałem na niego zdziwiony. — Peter, wieża to twój dom. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię jeszcze skrzywdził. Mieszkasz od dziś w Stark Tower, okej? Będziesz tu bezpieczny. Jak Avengersi wrócą, mają się wziąć za ozdobienie twojego pokoju. Poza tym musisz być pod stałą opieką lekarzy. W każdej chwili może się zerwać jakiś szew. Nie mogę do tego dopuścić, żebyś musiał czekać aż pod ciebie podjadę, aby cię zawieść do szpitala.

— P-po.. co mnie pan przygarnia? — westchnąłem po chwili. — Będę tylko problemem dla pana. Jestem nikim. Jak ktoś taki może mieszkać w Stark Tower?

— Pete.. nigdy nie będziesz dla mnie problemem. I nie jesteś nikim. Jesteś wartościowym, mądrym i za dobrym chłopcem — uśmiechnął się lekko. — Musimy załatwić jeszcze kwestię adopcji, ale to gdy wydobrzejesz.

— A-adopcji? — wzdrygnąłem się— N-nie.. chcę poznawać nowych rodzin. Oni się na mnie zawiodą. Żadna rodzina mnie nie będzie chciała.

— Pete, nie chodzi mi o to — zaśmiał się mężczyzna. Spojrzałem na niego z przerażeniem. A co jeśli chce mnie oddać na badania? Co jeśli chce mnie gdzieś zamknąć bo jestem zagrożeniem? Co jeśli odda mnie TARCZY albo Hydrze? Z tych wstrętnych myśli wybawiło mnie zdanie wypowiedziane przez milionera — ja cię zaadoptuje Pete.

— C-co? — wydukałem po chwili. Czemu on chce.. mnie? Nikt mnie nie chce, przecież. Dla każdego jestem problemem. Dla niego tez będę. — Jestem tylko bezwartościowym dzieciakiem z Queens..

— Peter — westchnął mężczyzna. Delikatnie się do mnie przysunął. — Nie jesteś bezwartościowy. Zasługujesz na to, żeby mieć dom. Normalny dom. Choć będziesz mieszkał z Avengersami.. nie wiem, czy to możliwe, że będzie normalny.. ale dom bez kar. Bez przemocy. Na dom z miłością. Pete, każdy dzieciak na to zasługuje, a szczególnie ty po tym co przeżyłeś i co zrobiłeś dla Nowego Jorku.

— Ktoś zmusił pana do tego? — spytałem po chwili ciszy. Nie dochodził do mnie fakt, że ktoś mógł mnie chcieć. Bez powodu.

— Nie — odpowiedział natychmiastowo. — Wiem, że przez to.. co przeszedłeś ciężko ci będzie uwierzyć, ale naprawdę dzieciaku. Chcę ciebie. Chcą ciebie Avengersi. Nawet doktor Strange się o ciebie martwi — zaśmiał się lekko. 

— D-dziekuję.. panie Stark — wyszeptałem, czując jak łzy zaczynają spływać po moich policzkach.

— Pete, wiem, że jest ci ciężko  tym wszystkim.. — zaczął nie pewnie a ja się na niego spojrzałem z zaciekawieniem. — I bardzo, bardzo nie chcę, żeby sytuacja z dzisiejszej nocy się powtórzyła. Dlatego chcę ci pomóc. Ale ty też musisz tego chcieć. I.. muszę wiedzieć co cię spotkało, żeby ci  z tym pomóc, rozumiesz mnie?

— T-tak.. — wydukałem po chwili. Wiem, że nie będzie to łatwe.

— Oczywiście nie teraz — dopowiedział od razu. — Musisz odpocząć. Nie wiem co się działo, ale wiem, że to musiało być okropne. — przerwało mu moje burkniecie w brzuchu. Szybko ścinałem brzuch, aby przestał wydobywać z siebie dźwięki — Cholera, przepraszam Pete zapomniałem. Chodź zrobię ci coś do jedzenia. Wybierzesz sobie coś z lodówki.

— Wybrać z lodówki? — spytałem z lekkim szokiem w głosie. Przecież nie mogę brać nic z lodówki. Dostanę za to karę. — P-przecież.. n-nie..m-moge..

— Tutaj możesz — uśmiechnął się do mnie łagodnie. — W twoim.. mieszkaniu nie mogłeś brać jedzenia z lodówki?

— Nie, dostałbym za to karę — powiedziałem ledwo słyszalnie.

— Oh.. Peter.. — westchnął głęboko.  — Tuta naprawdę możesz brać, co chcesz i kiedy ci się podoba, jasne?

— Mhm — mruknąłem cicho.

— Chodź — mężczyzna powoli wstał i wyciągnął do mnie rękę. Niepewnie za nią złapałem, dzięki czemu łatwiej było mi się podnieść z łóżka.

Szliśmy powoli w ciszy. Jednak nie była to niezręczna cisza. Oboje myśleliśmy o dziwnej sytuacji, w której jesteśmy.

 Dalej nie wiem co o tym myśleć. Pan Stark chce mnie adoptować. Chce ze mną mieszkać w wieży. Czym sobie na to zasłużyłem? Co jak chce mnie wykorzystać? Wydać Hydrze, żebym był zasadzką na nich? Co jak chce robić na mnie badania? To by było sprawiedliwe. Przysługa za przysługę. On mi daje miejsce do spania, a ja mu daje siebie.. Ale czy on tak zrobi? Coraz bardziej chciałem mu zaufać. Może on naprawdę chcę mi pomoc?

— Siadaj — wykonałem polecenie milionera, siadając na stołku barowym.

— Pete.. — oparł się o blat wpatrując się we mnie. — Kiedy ostatnio jadłeś? Tylko proszę cię, powiedz prawdę.

— Umm.. j-jakoś.. — nie chciałem okłamywać milionera, ale bałem się powiedzieć prawdę. Nie chciałem, żeby się o mnie martwił. Z drugiej strony on zasługuje na prawdę. Bedzie zły kiedy go okłamie. Tym sposobem, szybko zadecydowałem, żeby powiedzieć prawdę mentorowi  — j-jakoś.. p-pięć, sz-sześć dni temu — oznajmiłem niepewny swoich słów. Nie pamiętałem po prostu. Na pewno w czasie narkotykowego stanu nie zjadłem nic ani razu. Nie potrzebowałem.

— Sześć dni temu? — spytał zdziwiony. — Wiedziałem, że jesteś wychudzony... ale aż tyle? Czemu nic nie jadłeś?

— Nie było mi to wtedy potrzebne, wolałem wydać ostatnie pieniądze na..

— Papierosy i narkotyki? — dokończył zdanie za mnie.

— Papierosy tylko — powiedziałem nie pewnie.

— Skąd miałeś narkotyki w takim razie? — jego głos stawał się coraz bardziej stanowczy i gniewny. Przez co nieświadomie zacząłem się lekko kulić.

— D-dostałem — wyszeptałem.

Spojrzałem na niego. Miał rozwścieczony wzrok. Był zły. Zły na mnie. Zaraz mnie uderzy. Zaraz dostanę karę. Może i słusznie?

Jeszcze Będzie Pięknie | Irondad | Spiderson | ZAWIESZONE NA STAŁE Where stories live. Discover now