Rozdział 9 | Przedawkował |

436 26 2
                                    

Pov. Tony Stark

—Wyważ! — krzyknąłem do Steva, gdy zobaczyłem, ze ten nawet nie drgnął.

Rogers szybko się opamiętał i zaczął wyważać drzwi. Długo to nie potrwało zważając na jego nadprzyrodzoną siłę.

Od razu wbiegłem do mieszania i popędziłem w stronę chłopca. Leżał na łózko odchylając głowę. Chłopiec skierował na mnie wzrok jednak po chwili go opuścił.

— N-nie.. b-błagam.. n-nie znowu.. — odsunął się ode mnie kuląc swoje drobne ciało. Kolana przybliżył do klatki piersiowej. Stałem w osłupieniu przez reakcje Petera. W tym momencie nastolatek się na mnie spojrzał.. Nigdy nie widziałem, bardziej przerażonego wzroku — P-pan Thomas? P-przestrzegałem zasad.. T-tylko n-na chwilę się n-na p-ana.. s-spojrzałem!

— Peter cii.. — próbowałem uspokoić chłopca, który cały drżał.

— Stark.. zobaczyłeś ten sznur, prawda? — zapytała wdowa, która w osłupieniu patrzyła się na line razem z resztą kompanów.

— Tak — powiedziałem na tyle cicho, że sam ledwo bym usłyszał to.

Przybliżyłem się do chłopca próbując dotknąć go za rękę, aby się uspokoił. Lecz ten odskoczył znów tuląc się najradziej jak może.

— P-proszę.. n-nie.. — zapłakał cicho. — M-możecie.. m-mnie.. p-pobić, a-ale.. nie r-róbcie.. t-tego.. k-kolejny raz. B-błagam — widziałem jak nastolatek cały drżał.

— Peter, nie zrobimy ci krzywdy.. naprawdę — znów spróbowałem się lekko zbliżyć do młodego szatyna. 

— Stark.. co to jest? — zapytał przestraszonym głosem Rogers, pokazując na puste strzykawki, kartę, i puste male woreczki.

Skierowałem pytający wzrok na chłopca. Czy on... czy Peter wziął narkotyki?

— N-nie.. r-róbcie.. m-mi.. k-krzyw.. — w tym momencie nastolatek zamknął oczy i osunął się o ścianę tracąc przytomność.

— Cholera! — krzyknąłem delikatnie łapiąc chłopca.

— Czy.. on.. 

— Przedawkował — dokończył cicho Steve za Wandę.

Przedawkował... te słowa zaczęły odbijać mi się głowie..

— Strange! Chodź tu natychmiast! — krzyknąłem najgłośniej licząc, że mężczyzna mnie usłyszy.

Po kilku sekundach, trwających dla mnie wieczność ujrzałem pomarańczowy portal. Przeszedł przez niego  czarodziej wpatrzony w ziemie.

— Co znowu Sta.. — nie dokończył rozglądając się po pokoju. — Co się stało?! Peter?!

— Nie wiemy jeszcze dokładnie —szepnął cicho Rogers.

— Stephen, przenieś nas do szpitala w Stark Tower — podniosłem delikatnie drobne ciało na rękach.

— Chodźcie — czarodziej utworzył portal, przez, który pospiesznie wszedłem z dzieckiem na rękach.

Strange przebrał się za sprawa magii w strój lekarza.

— Daj mi go — zażądał. — Ja najlepiej znam jego moce. Pomogę mu.

Niechętnie przekazałem nieprzytomnego chłopaka w ręce doktora.

Patrzyłem w osłupieniu jak czarodziej znika za drzwiami sali wołając personel.

Opadłem na niewielkie krzesło w poczekalni nadal przetwarzając to co się stało. Po chwili poczułem na moim ramieniu czyjąś rękę. Natasha posłała mi współczujące spojrzenie.

— Tony.. wiesz..

— To była moja wina — dokończyłem za nią chowając twarz w moje drżące ręce. — Gdybym nie powiedział mu tego nie próbowałby się... zabić — ostatnie słowo ledwo wyszło mi przez gardło.

— Tony wiem jak to wyglądało, ale może on nie chciał popełnić samobójstwa — powiedziała troskliwym głosem rudowłosa.

— A jak to dla ciebie wyglądało?! — krzyknąłem wstając gniewnie z krzesła —Chłopak przygotował sznur z miejscem na głowę, krzesło i wziął masakryczne ilości narkotyków! Boże.. on ma dopiero 15 lat.. co musi siedzieć w jego głowie..

— Bedzie dobrze, Tony, naprawimy to — zaczął Steve po dłuższej chwili ciszy — Musimy to dla niego zrobić.

-SKIP TIME:godzina-

Zostałem sam na poczekalni. Reszta chciała ustalić skąd Peter wziął narkotyki i kto dokładnie się nim opiekuje. Ja w dalszym ciągu czekałem, aż Stephen wyjdzie z sali i powie coś o stanie Petera.

Po kolejnych kilku długich minutach  usłyszałem dźwięk otwierania drzwi od sali. Zerwałem się z miejsca widząc czarodzieje ze smutnym wzorkiem.

— Co z nim? — wypaliłem od razu.

— Tony, usiądź — polecił. Wykonałem jego polecenie. Doktor po chwili usiadł obok mnie. — Słuchaj Tony sprawa jest jasna. Peter nie ma kolorowego życia. Zacznijmy od blizn — połknął głośno ślinę, po czym kontynuował. —Ma ich pełno. Większość musieliśmy ponownie zszyć. Parker zszywał je najpewniej sam. Jest ich na tyle dużo, że ledwo widać jego kolor skory. Ma ich najwięcej na brzuchu i na plecach. Był bitem jednym narzędziem. Dzięki mojej magi mogłem wywnioskować, że był bity pasem. I to bardzo mocno. Do tego aż zrobiły się naprawdę okropne rany, które potrzebowały natychmiastowej opieki lekarskiej. Tony, jeśli nie byłby on nad człowiekiem.. on by nie przeżył. Ktoś go regularnie bił. Stracił dużo krwi — westchnął głośno. — Narkotyki. On.. przedawkował. Udało mi się wywnioskować, że od kilku dni brał ciągle. Jego organizm bardzo agresywnie zareagował na ich brak po wypłukaniu żołądka. Organizm Petera jest wycieńczony. Musiał nie jeść przez kilka dobrych dni, a nawet tygodni. Znów - gdyby był normalny, nie przeżyłby. I do tego.. — Strange zawiesił się na chwilę. Widziałem, że próbował to ubrać w słowa — On.. ciął się. Ale naprawdę porządnie. Większość ran też potrzebowało zszywania. Jednak jego przedramiona są tak poszarpane.. Stark tam nie ma ani kawałka normalnej, nie pociętej skóry. Musiał robić to od dawna. I musiał bardzo siebie nienawidzić. Jego ciało wydobrzeje, ale nie jestem pewny co z psychiką. Nie wiem kim jest jego opiekun, ale to wygląda tak jakby on się nad nim znęcał. Jeśli tam wróci.. on nie przeżyje.  Jego psychika była na skraju. Sam widziałeś.

— J-jak.. mogłem tego nie zauważyć — schowałem twarz w ręce aby ukryć łzy przed przyjacielem. W tym momencie przypomniało mi się tyle sytuacji, gdzie mogłem połączyć fakty. A i tak tego nie zrobiłem.. Gdy on przychodził w bluzie to nie przez inne odczuwanie temperatury. A przez to co sobie robił. — M-mogę do niego wejść?

— Możesz — uśmiechnął się łagodnie. — Nie powinien być sam gdy się obudzi. Będzie miał głód narkotykowy. Musisz tam być i go wspierać.

— Jasne — uśmiechnąłem się bezsilnie i wszedłem do sali.

Ujrzałem śpiącego chłopca.. Był okropnie blady. Miał ogromne wory pod oczami, a jego brązowe loki opadały mu lekko na twarz.

To już nie był ten wesoły i zawsze uśmiechnięty Peter.

Usiadłem obok jego łóżka i zacząłem się wpatrywać jego twarzy. Po chwili ujrzałem jego odkryte przed ramiona..

O boże..

Na ten widok lekko zakręciło mi się w głowie. To wyglądało gorzej niż opisał Strange. To nie wyglądało jak ręce. To wyglądało jak poharatane mięso. Nie wiem przez ile się patrzyłem na przed ramiona nastolatka.

Nagle usłyszałem z jego ust cichy jęk bólu. Od razu spojrzałem na twarz chłopca. Miał  zamknięte oczy. Musiał zrobić to.. przez sen.

— N-nie.. n-nie.. p-proszę.. nie dotykaj mnie.. — pajęczak zaczął drżeć. — T-to.. b-boli.. p-proszę.. p-przestań..


Jeszcze Będzie Pięknie | Irondad | Spiderson | ZAWIESZONE NA STAŁE Where stories live. Discover now