Rozdział 18 | powiedziałem mój dzieciak? |

355 24 1
                                    

Pov. Tony Stark

Po kilku żmudnych godzinach wyszedłem z pokoju chłopaka, gdy wreszcie zasnął. To nie tak, że nie chce być przy nim. Po prostu chce jak najszybciej porozmawiać o tym co usłyszeliśmy od niego w samochodzie z Avengersami.

Wsiadając do windy wydałem polecenie Jarvisowi, aby sprowadził pilnie wszystkich Mścicieli do pokoju obrad. Mimo wszystko, każdy powinien znać tą historię, aby wiedzieć jak się zachowywać przy nastolatku. Jeden zły ruch, a pajęczak może dostać ataku paniki, co jest oczywiście zrozumiałe.

Jak można zrobić taką krzywdę temu bezbronnemu chłopcu? Przecież on wygląda tak niewinnie! Jak można spojrzeć w jego oczy i zrobić mu takie okrucieństwo..

Mimo tego wszystkiego on dalej chce być Spider-manem. Dalej chce pomagać ludziom, choć spotkało go tyle okropnych rzeczy. W nim jest więcej dobra niż we wszystkich Avengersach razem. On nie zasługuje na ten okrutny świat, który dodatkowo kopnął go w dupę najmocniej jak potrafił.

Moje rozmyślenia przerwał dźwięk windy, dający znać, że znajduje się na właściwym piętrze. Obejrzałem się po sali narad. Każdy był już na miejscu i wpatrywał się we mnie podchodzącego do stołu. Najwidoczniej od razu każdy rzucił swoje zajęcie słysząc, że chodzi o Spider-mana. Byłem im naprawdę za to ogromnie wdzięczny.

Każdy go tu wielbi. Tak naprawdę można powiedzieć, że trzyma nasz skład w całości, bez kłótni. Jakbyśmy się nie żarli - gdy chodzi o Petera, każdy o wszystkim zapomina. Chłopak zawsze był wesoły, miły i dobry. Każdego fascynowało to jak wiele jest w nim dobroci i ile by mógł poświęcić dla innych, nie zważając na swój stosunkowo młody wiek.

Pajęczak bardzo często do nas przychodził i oglądaliśmy razem filmy. Były to cudowne z nim spędzone chwile. Później zawsze brałem go do warsztatu i majsterkowaliśmy do białego rana. Brunet na swój wiek jest naprawdę mądry. Kilka razy byliśmy nawet w wesołym miasteczku, aby dać chłopakowi jeszcze namiastkę dzieciństwa, którą brutalnie odebrał mu radioaktywny pająk. Uśmiechnąłem się sam do siebie na wspomnienia z dzieciakiem i usiadłem do stołu z drużyną.

— Jak się ma Peter? — przerwała chwilową ciszę Nat. Doskonale wiedziała, o czym chcę powiedzieć.

— Lepiej — wysiliłem się na lekki uśmiech, nie do końca wierząc w to co mówię. Czy było lepiej? Nie wiem czy może być kiedykolwiek lepiej po tym wszystkim co przeszedł. — Zasnął w końcu.

Rudowłosa oddała mój uśmiech i skierowała wzrok na podłogę znów zatapiając się w swoich myślach. Przez kilka minut nie wiedziałem jak zacząć temat, więc trwała błoga cisza. Spoglądałem raz to na Steva, a raz na Natashe. Widziałem po ich twarzach, że też nie wiedzą jak zacząć temat.

— Więc? — spytał zniecierpliwiony Clint. — Będziemy tak siedzieć i się na siebie patrzeć? Co się stało z dzieciakiem, Stark?

— Um.. Peter.. — wziąłem głęboki wdech i zamknąłem na chwile oczy, próbując ująć to co chce powiedzieć. Ale tego nie da się prawidłowo ująć. — Był w szkole, jak dobrze wiecie. Jego prześladowca zmusił go do wzięcia narkotyków. Wbił mu nóż pod żebro, aby to zrobił — odczekałem chwile widząc szokujące spojrzenia rozmówców. — Peter zaczął panikować. Mówił coś o mężczyznach, że będą lekarzami w naszym szpitalu. Że on nie chce tam jechać — skryłem twarz w rękach, czując jak nieskładnie mówię o tym co się wydarzyło. Na szczęście Romanoff w porę to zauważyła i przejęła opowieść.

— Opowiedział nam co się stało tej nocy, gdy go znaleźliśmy — przerwała na moment, aby przedłużyć narastające napięcie. Każdy czekał, aż dokończy z niewyobrażalną cierpliwością. — Zgwałciło go 5-ciu mężczyzn w jakimś zaułku — praktycznie wyszeptała.

Każdy patrzył raz to na mnie, raz na Natashę zdziwionym wzrokiem. Mściciele czekali aż rudowłosa nagle powie, że żartowała i opowie coś zabawnego co się wydarzało. Ale niestety tak się nie było. Czułem jak łzy zbierają się w moich oczach i chcą wypłynąć. Momentalnie zakryłem twarz w trzęsących się dłoniach, aby się uspokoić.

— O mój boże.. — wydukała po chwili Wanda zanosząc się cichym szlochem. Było to zrozumiale - rudowłosa jest bardzo wrażliwa, a Petera traktowała jakby była jego ciocią. Uwielbia chłopaka. Tak jak każdy z Avengersów.

— Zabije ich — warknął gniewnie Bucky. Zwykle po tym co przeszedł nie wywierało na nim nic dużego wrażenia. Ale tym razem? Przejął się tym bardziej niż swoim osobistym losem, który był równie okrutny — Musimy ich znaleźć i zabić! To jest okrutne! Jak można było zrobić to Peterowi! Przecież on.. jest taki dobry..

— Znajdziemy ich i poniosą za to konsekwencje — odparł ze spokojem Kapitan. Zdążył już zapanować nad emocjami, przez to, że wie już o tym kilka godzin. Na początku blondyn równie agresywnie zareagował i chciał od razu iść ich zabić. Co totalnie nie jest w stylu żołnierza.

Na każdego Parker działa inaczej.

Reszta siedziała w milczeniu nie wiedząc co powiedzieć. Z szokiem, smutkiem i gniewem wymalowanym na twarzy zatapiali się w swoich myślach. Niektórzy co jakiś czas przecierało policzki wycierając słone łzy. Niektórzy ściskali pięści w zamiar zemsty. Nikt nie zaprzeczy, każdy obecny tutaj kocha tego dzieciaka całym sercem.

— J-jak.. jak on się trzyma? — spytał cicho Bruce, który do tej pory się nie odezwał. On akurat wielbił pajączka też pod innym względem - otóż, kiedy go poznawali i Banner się przedstawił myślał, że dzieciak kojarzy go tylko od Hulka. Jednak pierwsze co młody brunet zrobił widząc naukowca zaczął wywód jak wspaniałe są jakie badania, mówił, które zrozumiał, a które nie do końca. Przeważały jednak te, które doskonale rozumiał. Bruce od razu polubił chłopaka i od tego czasu spędzają dużo chwil razem na inteligentnej dyskusji.

— Jest.. chyba.. lepiej — wydukałem po chwili, znów nie będąc przekonany swoich słów. — Bał się, że się będziemy nim brzydzić. Planował już powrót do opiekuna. Myślał, że go wyrzucimy za to z wieży. Oczywiście od razu powiedziałem mu, że się bardzo myli.

— Słuchajcie, bądźcie uważni. Wiemy dlaczego Peter reaguje tak na jakikolwiek dotyk. Przede wszystkim nie dotykajcie go po włosach, nawet w żartobliwym geście. Było to zaledwie kilka dni temu — każdy uważnie przysłuchiwał się Natashy. Wszyscy pokiwali zgodnie głowami zgadzając się z tym co agentka mówi. — Ale musimy być przy nim. Musi wiedzieć, że nie jest sam. Musimy się nim zaopiekować. Dać mu dom. On musi być do cholery szczęśliwy!

— Spokojnie Natasha — zaczął Steve łapiąc delikatnie kobietę za rękę w uspakajającym geście. — Damy radę, znów w wierzy będzie brzmiał śmiech naszego pajączka.

Przysłuchiwałem się tego cicho szlochając w dłonie. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Emocje targały mną. Smutek, gniew, troska, zmartwienie, wdzięczność, że każdy z przyjaciel jest w stanie walczyć o dobro mojego dziecka.. te wszystkie emocje tańczyły ze sobą.

Chwile, czy ja powiedziałem mój dzieciak?

W sumie to tak. Peter stał się dla mnie jak syn. Tak naprawdę był nim w pewien sposób od początku, ale chyba po prostu nie chciałem do tego dopuścić. W końcu jestem człowiek z żelaza, bez serca. Nawet za czasów Pepper nie byłem taki. Ten dzieciak zrobił coś czego nikt nie potrafił. On jest niesamowity pod każdym względem.

"Dowód na to, że Tony Stark ma serce"


Jeszcze Będzie Pięknie | Irondad | Spiderson | ZAWIESZONE NA STAŁE Where stories live. Discover now