Rozdział 14 | Byłby zły. Bardzo zły |

373 21 5
                                    

Pov. Tony Stark

— Peter, obudź się.. — jęknąłem smętnie patrząc na zegarek. 1:25.

— B-błagam.. n-nie.. z-złamię.. j-już.. z-zasady.. — powiedział przez sen nastolatek. Cały się trząsł.

Gdy spałem doszedł mnie głos Jarvisa. Powiedział, że chłopakowi podniosło się tętno. Jak najszybciej przybiegłem do jego pokoju. Od jakiś 5 minut próbuje go wybudzić. Nie chcę tego robić w agresywny sposób. Peter by się bardzo wystraszył.

— Pete! — podniosłem lekko głos, mając nadzieje, że dzieciak się obudzi. — Halo, Pete.. budzimy się.

W tym momencie chłopak ucichł i nic nie mówił. Nawet przestał się trząść. Spanikowałem. Myślałem, że nie żyje. Szybko sprawdziłem oddech. Odetchnąłem z ulgą czując oddech chłopaka na policzku. Usiadłem znów na krześle i wpatrywałem wzrok w dzieciaka. Nagle usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Obróciłem się. Petera telefon leżał na biurku i się zaświecił. Kto by do niego pisał o tej godzinie?

Wiem, że to lekkie nagięcie jego prywatności, ale musiałem sprawdzić kto napisał do chłopaka. To niepokojące, że ktoś pisze do chłopaka o 1 w nocy. Powoli wstałem i sięgnąłem po telefon Petra. Na szczęście, nie miał blokady.

Wszedłem w wiadomości i zacząłem czytać.

Pan Thomas Coś ty narobił gówniarzu?!

Pan Thomas: Gdzie ty jesteś do cholery?!

Pan Thomas: Pożałujesz tego.

Pan Thomas: Czeka cię kara. Bardzo bolesna kara:)

Pan Thomas: Najgorsza kara w twoim życiu.

Pan Thomas: Wiem, że widzisz wiadomości, odpisuj gnoju!

Pan Thomas: Sprzedaje  twoje łóżko, od dziś śpisz na górnym piętrze. Na zawsze. Może spanie na zimnej podłodze cię czegoś nauczy. A to i tak najłagodniejsza część tego co cie czeka.

Pan Thomas: Im dłużej cię nie ma tym bardziej pogarszasz swoją sytuację sieroto.

Pan Thomas: Nie dziwię się, że May się zabiła. Też nie dałbym z tobą rady  będąc taką dobrą osobą jak ona. To twoja wina, że nie żyje.

Pan Thomas: Od dziś kary będą nie tylko z pasem, ale też z nożem:D

Czułem jak się we mnie gotuje. Jak można takie rzeczy pisać do dziecka?! jak można go tak karać, jak chciał sobie odebrać życie. Schowałem Petera telefon do kieszeni dresów. Lepiej niech tego nie widzi. Może się wystraszyć na tyle.. że do niego wróci. Peter może pomyśleć, że zasługuje na karę i tam pójdzie. Nie mogę do tego dopuścić.

Widząc, że od 15 minut nastolatek spokojnie śni, cicho wyszedłem z jego pokoju zamykając drzwi.

Wszedłem do mojego pokoju znów informując sztuczna inteligencję, żeby mnie poinformowała, gdyby coś się działo.

Pov. Peter Parker

Uchyliłem lekko powieki. Ujrzałem fioletowe światło. Gdzie ja jestem? 

Natychmiast usiadłem i się rozejrzałem po pokoju. Wiele plakatów Star warsów, ledy, figurki, płyty, pluszaki ogromna szafa.. gdzie ja jestem? To nie była na pewno sala szpitalna. Pokój, w którym się znajdowałem był cudowny. Wyglądał jak pokój z moich marzeniem. Ujrzałem godzinę na ogromnym zegarze. 3:28. Ostatnie co pamiętałem to film, który oglądałem z Avengarsami.

Ktoś musiał mnie tu zanieść. W tym momencie przypomniałem sobie, o tym, że pan Stark mówił o pokoju dla mnie. Wspomniał coś o ozdobieniu go przez Avengersów. Wszystko stało się jasne. Położyłem się na jakże wygodnym łóżku. Wiedziałem, że już nie zasnę.

Podszedłem do okna i odsłoniłem rolety. Widok był cudowny. Cały Nowy Jork nocą. Uwielbiałem takie widoki.

Naszła mnie szaleńcza ochota by zapalić. Ręce zaczęły mi się lekko trząść. Musiałem zapalić.

W tym momencie przypomniało mi się, że Happy palił. Rano widziałem paczkę na stole w salonie. Może wciąż tam są? Wszyscy śpią. Uwinę się szybko i nikt nie zauważy.

Powoli wyszedłem z pokoju. Skoczyłem na sufit i zacząłem iść jak pająk. Stwierdziłem, że wtedy kamery mnie nie wyłapią, jeśli owe tu są. Choć spodziewam się, że tak. W końcu to Stark Tower, nie?

W szybkim tempie udałem się do salonu chodząc wciąż po suficie. Gdy znalazłem się nad stolikiem mimowolnie uśmiechnąłem się widząc paczkę. Sięgnąłem po nią szybko i uciekłem do pokoju. Otworzyłem opakowanie i znów się wyszczerzyłem sam do siebie. Połowa paczki i zapalniczka. Idealnie.

Teraz co mam zrobić? Gdy zapalę w pokoju będzie czuć, może się jeszcze odpalić alarm - odpada. W tym momencie przypomniałem sobie sprawę, że kamery i czujniki na dachu nie działają. Pan Stark mówił podczas filmu o awarii do końca tygodnia.

Pan Stark..

Byłby zły. Bardzo zły. Może nawet by mnie ukarał?

Przecież mówił ci, że tego nie zrobi! Ogarnij się!

Ale mimo wszystko zawiodę go. Potrzeba jednak stała się silniejsza, gdy poczułem jak moje ciało jeszcze bardziej drży. Nie dowie się. Westchnąłem głęboko i wyszedłem prze okno. Dzięki  moim pajęczym mocom mogłem sobie na to pozwolić.

Już po około minucie znajdowałem się na dachu. Usiadłem na krawędzi. Nogi zwisały mi do dołu. Wpatrywałem się w piękny krajobraz. Po chwili wyjąłem z kieszeni dresów paczkę i pospiesznie odpaliłem papierosa od razu się zaciągając. Wreszcie.

Czułem jak zimny wiatr dotyka moje całe ciało. O dziwo, był nad wyraz przyjemny. Nie mogłem się przestać patrzeć na puste ulice ogromnego miasta. To uwielbiałem najbardziej w nocy. 

Spojrzałem na dół. A może..

Nie! Pan Stark obiecał ci, że wszystko będzie dobrze. Nie możesz tego zepsuć zabijając się jak ostatni nieudacznik.

Łzy mimowolnie zaczęły spływać po moich policzkach. Chciałbym to zrobić. Chciałbym to zakończyć. Chciałbym przestać się martwić. Przestać czuć ciągły ból. Przestać starać się co dzień o przetrwanie. Przestać być problemem dla pana Starka. Może jednak to czas?

Zacząłem widzieć rozmazany obraz Nowego Jorku przez łzy, które chciały wypłynąć z moich oczu. Jestem nieudacznikiem. Jestem bezwartościowy.  Powinienem teraz tam latać i pomagać ludziom, a tylko się nad sobą użalam. Nie mam prawa się nazywać bohaterem.

Zacząłem głęboko szlochać. Rzuciłem papierosa na dół. Przez moje lepsze zmysły widziałem go do końca, aż się nie zetknął z chodnikiem. Wiatr nim pomiatał. Od razu odpaliłem kolejngo. Happy nie zauważy.

— Peter! — usłyszałem krzyk mentora. Przeraziłem się. Nie, nie, nie, nie.

Niepewnie się odwróciłem. Widziałem podbiegającego do mnie milionera. Wiedziałem co się stanie. Uderzy mnie. Ukarze. Czemu miałby tego nie zrobić? Jednak ku mojemu zaskoczeniu nie poczułem ciosu... on.. mnie.. przytulił..

Złamałem zasadę. A on nie uderzył mnie. Tylko.. przytulił. Próbowałem to zrozumieć. Ale.. nie umiałem. Czemu mnie nie ukarał?

— Peter, nie waż się więcej wychodzić z wieży bez poinformowania — mężczyzna dalej trzymał mnie w uścisku. — Tak się cholernie martwiłem, że coś ci się stało.

— P-przepraszam.. — pisnąłem cicho, gdy milioner się odsunął. Byłem pewny, że jednak mnie uderzy..




Jeszcze Będzie Pięknie | Irondad | Spiderson | ZAWIESZONE NA STAŁE Where stories live. Discover now