3. Nowe obowiązki

147 17 52
                                    

Witam!

Następny rozdział w weekend. 

Miłego!

#movingonwatt 

Rhett Collins 

Chciało mi się rzygać na samą myśl o powrocie do szkoły. Tej cholernej wylęgarni toksyczności, gdzie w najlepsze trwał podział na gorszych i lepszych, a zadufane w sobie dzieciaki sprawiały ci piekło na ziemi. Przez to miejsce ludzie tracą chęć do dalszej nauki, bo ktoś na pewnym etapie podciął im skrzydła. Nie mówię, że wszyscy byli beznadziejni, ale widziałem co niektórzy potrafią. Wyrządzają szkody w głowach innych, nawet zbytnio się nie starając. Nauczyciele nie stanowili wyjątku. Czasami zdarzył się ktoś w porządku, jednak u mnie zdecydowanie przeważali ci wredni, czepiający się na siłę. Totalne dno.

Siedziałem chyba z dziesięć minut na łóżku, zastanawiając się czy mi to do czegoś potrzebne. Potem przypomniałem sobie, że rodzice prawdopodobnie by mnie udusili, gdybym nie poszedł na studia. Wystarczyła mi gadka ojca dotycząca moich zainteresowań. On chciał, żebym studiował coś związanego z komputerami, elektroniką, mnie to cholernie nie interesowało. Wolałem czytać książki, pisać artykuły do szkolnej gazetki i robić zdjęcia. Nic mu na to nie poradzę. Taki już byłem.

Nałożyłem okulary i od razu świat nabrał ostrości. Z ciężkim westchnieniem ruszyłem się przebrać. Założyłem pierwszą lepszą czarną bluzę, ciemne spodnie i martensy. Wrzuciłem ołówek do plecaka, zabrałem telefon, po czym wyszedłem na balkon, żeby zapalić. Powinienem rzucić to świństwo, ale od tego dziwnego ścisku żołądka, nie mogłem się powstrzymać. Potrzebowałem jeszcze mocnej kawy. Wypaliłem szybko, umyłem zęby i zszedłem na dół.

Tata zbierał się właśnie do pracy.

— Już wychodzisz? — zapytałem.

— Tak. Mam dużo pracy — wyjaśnił. Miał wyjść już na zewnątrz, ale nagle sobie o czymś przypomniałem.

— Mam pytanie — rzuciłem szybko. — Mogę iść w sobotę na koncert? — W sumie mógłbym to powiedzieć bliżej weekendu, ale tutaj trzeba stosować metodę codziennego przypominania.

Mężczyzna zmarszczył brwi.

— Jaki to koncert? Chyba znowu nie te wrzeszczące dzieciaki?

Ojciec nie cierpiał głośnej muzyki. W sumie to żadnej nie lubił, dlatego lekko denerwowało go słuchanie rocka. Szczególnie, kiedy go gdzieś odwoziłem i puszczałem moje składanki.

— Nie — odparłem, drapiąc się po głowie. — To inny zespół. Nie są, aż tak głośni.

— Niech ci będzie — mruknął. — Lecę, Rhett. Trzymaj się.

Ucieszony tą odpowiedzią, pożegnałem się z nim.

W mieście zaczynał się festiwal, gdzie swoje pięć minut dostawały lokalne zespoły. Rożne kawiarnie czy bary oferowały dopiero raczkującym muzykom miejsca do grania. Dużo na tym zyskiwali, bo zaciekawieni ludzie przychodzili na takie małe koncerty i zamawiali jedzenie czy alkohol. Kogoś zawsze zainteresuje jakaś grupa, szczególnie że to nie byli jacyś amatorzy. Chcieliśmy iść z Charliem na taki występ, wejściówki były za darmo, tylko trzeba było coś kupić w danej knajpie. Na YouTubie znalazłem jeden zespół, przypominali Halestorm. Ich wokalistka dawała czadu na scenie, więc jak uda mi się ich zobaczyć, to się po prostu popłaczę ze szczęścia. Ojciec nie przepadał za takimi zbiegowiskami, dlatego musiałem się dobrze zachowywać przez ten tydzień.

Zrobiłem sobie kanapki z serem, kubek kawy i zacząłem przeglądać zaległe wiadomości.

Charlie: Jak mi się nie chce tam iść

Moving onDonde viven las historias. Descúbrelo ahora