17. Zmiany

67 11 68
                                    

Miłego!

#movingonwatt 

Rhett Collins 

— Być może przyjedziemy na Boże Narodzenie — powiedział Atticus.

Był chłodny, listopadowy poranek. Rodzina Callaway zbierała się do odjazdu z Baltimore. Wujek z ciotką siedzieli już w odpalonym samochodzie i czekali na Atticusa, który chciał się jeszcze pożegnać. Już zdążyli rano pokłócić się z ojcem. Poszło coś o wujka Dallona. Podobno ciotka chciałaby, aby odnowić z nim kontakt, jednak mężczyzna zapadł się pod ziemię. Widocznie on nie czuje potrzeby godzenia się z rodziną. Oczywiście nie chcą powiedzieć, dlaczego wujek się odciął. Pewnie poszło o kasę, bo o co innego mogło chodzić. Zresztą. Nie ważne.

— Spoko, stary. — Klepnąłem go w ramię. — To urządzimy sobie razem Sylwestra.

Atticus uniósł kącik ust, zgadzając się na ten pomysł.

Widziałem po nim, że zrobił się markotny. Widocznie powrót do Filadelfii nie napawała go radością. Nie wiedziałem, co mam doradzić. Nie chciałem mu mieszać bardziej w głowie. Z drugiej strony na obecną chwilę nie pojadę do Philly, musiałem tutaj ogarnąć swoje sprawy. Może po zakończeniu roku, zrobię sobie jakiś dłuższy wypad do Callaway'ów.

— Lepsze to niż siedzenie samemu w domu — mruknął Atticus.

— Trzymaj się, kuzynie — dodałem. — Wszystko się ułoży. Jakby co zawsze możesz do mnie zadzwonić. Coś się wymyśli. Okej?

— Dzięki, Rhett. — Westchnął w końcu Atticus. — Dobrze, że mam cię po swojej stronie.

Uścisnąłem go, a po chwili obserwowałem jak wsiada do samochodu. Przez moment wydawało mi się, że ciotka bacznie mnie obserwuje, więc dotknąłem palcami czoła i im zasalutowałem. Poczekałem, aż znikną z naszej ulicy i skierowałem się do domu.

Dzisiaj czekały mnie lekkie zmiany. Nie idę do szkoły, bo muszę przeprowadzić się do mamy. Nie mam zamiaru siedzieć w tym pierdolniku, kiedy wisi nade mną wizja wożenia tych wszystkich rzeczy. Mama zadzwoniła do sekretariatu, aby nie robić sobie problemów z nieobecnością. Ojciec nie odzywał się do mnie. Standardowo. Pojechał już do biura, nawet nie żegnając się z ciotką i wujkiem. Chyba znów są w punkcie wyjścia. Dobrze, że my z Atticusem nie idziemy w ślady rodziców i dobrze ze sobą żyjemy.

W domu znajdowała się tylko Alice. Na moje nieszczęście. Postanowiłem szybko zabrać swoje rzeczy i jechać do matki. Nie mam zamiaru dłużej tutaj siedzieć, będę się tylko wkurwiać.

Wyciągnąłem z szafy dużą podróżną walizkę i zacząłem wrzucać do niej najpotrzebniejsze ciuchy. Książki włożyłem do plecaka, a laptopa wpakowałem do odpowiedniej do tego torby, podobnie zrobiłem z aparatem. Zabrałem też moje oszczędności oraz dwie ulubione książki: Vicious od Schwab i Gusa od Kim Holden.

— Więc się wyprowadzasz?

Alice stanęła w drzwiach i przyjrzała mi się z kpiącym uśmiechem. Ciemnoblond włosy związała w koka na czubku głowy, ubrała zwykłe jasne dżinsy i bluzkę z długim rękawem. Oczy błyszczały od złośliwości.

— Jak widać — odparłem, zasuwając plecak. — Potrzebujesz coś?

— Nie — powiedziała. — Ale nie myśl sobie, że będziemy tutaj za tobą płakać.

— Nawet nie przeszło mi to przez głowę — mruknąłem.

Alice prychnęła pod nosem.

— Rick w końcu przejrzał na oczy — stwierdziła. Popatrzyłem na nią z obojętnością. Naprawdę ostatnie czego mi potrzeba to kłótni z nią. — Zauważył jakiego niewdzięcznika trzyma pod swoim dachem. Niesamowite.

Moving onWhere stories live. Discover now