4. Szkolny tyran

117 15 61
                                    

Miłego!

#movingonwatt 

Rhett Collins 

Po kawie z mamą wróciłem do domu i wziąłem się za naukę.

Teoretycznie nie miałem jeszcze narzuconego materiału, ale zacząłem przygotowywanie konspektu do projektu Andersona. Nie było łatwo sprostać jego wygórowanym oczekiwaniom, a chciałem dostać za to dobrą ocenę. Mozolnie przekopywałem się przez informacje o Poem, zapisując konkretne daty i tworząc jego życiorys. Sprawdziłem listę dzieł i wybrałem kilka bardziej interesujących, które mógłbym przedstawić, nie zanudzając innych. Zajęło mi to jakąś godzinę. Później przepatrzyłem kryteria przystąpienia do olimpiady z matmy i aż mnie skręciło od środka. Być może sobie to odpuszczę. Niech inni się wykażą, jak mają większe umiejętności. Mimo ojca ścisłowca, jakoś ominęła mnie kolejka z wręczeniem łatwości do uczenia się matmy. Moja wiedza polegała na godzinach ślęczenia nad książkami, rozwiązywaniem coraz bardziej skomplikowanych równań, aż dotarłem do perfekcji. Wylałem przy tym tyle łez, że prawdopodobnie żaden inny przedmiot nie wyprowadził mnie tak z równowagi.

Późnym wieczorem, gdy na zewnątrz już się ściemniło, a na ulicach włączono latarnie, zatrzasnąłem te wszystkie książki, wyłączyłem laptopa i przetarłem zmęczone oczy. Kolejna kawa tego dnia odpadała. Było też zbyt wcześnie, żeby położyć się do łóżka. Chciałem jeszcze zrobić ojcu jakieś jedzenie, bo wróci późno. Zdecydowanie zbyt późno. Niestety Rick Collins należał do pracoholików, którzy śpią w firmie, byle nie marnować czasu na dojazdy. Gdyby nie moja obecność w domu, tak prawdopodobnie by się działo.

Nim jednak ruszyłem na dół, rozdzwonił się mój telefon. Uśmiechnąłem się na widok zdjęcia mojego kuzyna. Zaakceptowałem połączenie wideo.

— Atticus Callaway — zanuciłem, kiedy dostrzegłem jego wyszczerzone zęby. — Czy nie powinieneś już słodko spać, dzieciaku?

Kuzyn prychnął pod nosem.

— Jestem tylko rok młodszy — zaznaczył. — I nie musisz mi tego ciągle wypominać.

Roześmiałem się głośno. Oparłem głowę na stercie poduszek.

— Co tam? — zapytałem.

Atticus ustawił telefon w pionie, dzięki czemu lepiej widziałem jego sylwetkę. Ubrany w czarne spodenki oraz biały podkoszulek, wyrzucał ciuchy z torby.

— Wróciłem z treningu — ogłosił. — I postanowiłem zadzwonić do mojego durnego kuzyna, zapytać o samopoczucie.

— Doceniam taki gest człowieczeństwa z twojej strony — odparłem. — Jak treningi? Mam nadzieję, że skopałeś wszystkim tyłki. Szczególnie tej jednej szkole.

Atticus grał w siatkówkę od dziesiątego roku życia i zapowiadało się, że pójdzie w karierę sportową. Należał do szkolnej drużyny siatkówki, ale dodatkowo ćwiczył w jakimś niewielkim klubie w Filadelfii.

— Oczywiście, że z nimi wygraliśmy — prychnął, odrzucając nakolanniki na bok. — Pierwszy raz w historii mojego liceum udało nam się zdobyć jakiś tytuł.

— Więc, co teraz? Kolejny turniej?

Chłopak w końcu usiadł na obrotowym fotelu, więc lepiej widziałem jego twarz.

— Dostaliśmy się na rozgrywki stanowe — wyjaśnił. — Jak wygramy teraz, to w przyszłym roku możemy się mierzyć z innymi miastami, niekoniecznie tymi z Pensylwanii.

— Gratuluję, stary — powiedziałem szczerze. — Dasz czadu jak zawsze. I przepraszam, że nie przyjechałem w czerwcu na ostatni mecz.

Atticus machnął na to dłonią.

Moving onOnde histórias criam vida. Descubra agora