15. Wielkie rodzinne spotkanie

68 13 66
                                    

Cześć!

Dajcie znać co myślicie pod #movingonwatt 

Miłego!

Rhett Collins 

Nie mieliście przypadkiem przyjechać na Dziękczynienie? — zapytałem Atticusa.

Nadal siedzieliśmy na zewnątrz. Woleliśmy przeczekać tą rozmowę, która toczył się w domu. Poza tym zapaliłem kolejnego papierosa. Atticus jako dobry człowiek, towarzyszył mi przy tym rytuale. Dobrze, że nie należał do tych sportowców, którzy siadają kilometr dalej od palących, żeby przypadkiem ich kondycja nie ucierpiała.

— Mieliśmy — przyznał. — Ale mama stwierdziła, że lepiej pozbyć się swoich żali i nie będzie czekała tyle do świąt.

Wywróciłem oczami.

— Cóż za wspaniałe podejście — mruknąłem. — Czyli Wielka Rodzinna Schizma została zażegnana? 

— Najwidoczniej — parsknął Atticus, wyciągając długie nogi.

Kuzyn był ode mnie wyższy o kilka cali. Miał czarne, gęste i lekko kręcone włosy. nosił okulary w ciemnych oprawkach, a niebieskie oczy (odziedziczone po swoim ojcu), patrzyły chłodno na otoczenie. Ubrany w brązowy podkoszulek, flanelową koszulę i ciemne dżinsy.

— Co jesteś taki zniesmaczony? — zapytał mnie w końcu. — Stało się coś?

— Nic — odparłem pewnie. — Niedawno wróciłem ze szkoły i trochę jestem zmęczony.

Atticus łyknął moją ściemę. Albo przynajmniej mi się tak wydawało. Nie chciałem psuć mu przyjazdu swoimi problemami. Musiałem pomyśleć nad tym wszystkim.

— Chodźmy tam, co? — zaproponowałem, wstając i podając mu rękę. — Bo inaczej ciotka pomyśli, że zła energia ojca przeszła i na mnie — zakpiłem.

— Spoko. Ona cię uwielbia. Jak zawsze.

— No proste, stary. Mnie wszyscy kochają.

— Masz ego wielkości wieżowca.

Skłoniłem się teatralnie.

— Przynajmniej nie jestem piłkarzykiem.

Atticus zakrztusił się śliną.

— Gram w siatkówkę — powiedział oburzony. — I nie układam włosów na żelu.

— W siatkówkę? — Pogładziłem się po brodzie. — Wydawało mi się, że to jednak koszykówka. I to ma piłkę i to.

Chłopak trzepnął mnie w głowę.

— Nie śmieszne.

Parsknąłem śmiechem na jego oburzenie.

W salonie dorośli skończyli omawiać swoje sprawy. Ciotka Hannah nie wyglądała, jakby chciała zamordować ojca. Ten też nawet się uśmiechał. Wujek Benjamin wdał się ze mną w uprzejmą pogawędkę na temat szkoły. Jego lubiłem najbardziej z całej rodziny. Był bezkonfliktowy i nigdy krzywo na nikogo nie patrzył. Pracował w banku na wysokim stanowisku, ale nie korzystał ze swojego statusu. Zachowywał się jak normalny facet bez tej całej otoczki bogactwa. Taką postawę szanowałem. Ciotka zachowywała się czasami, jak pieprzony buldożer. Musiała postawić na swoim i koniec. W końcu była starszą siostrą ojca. To u nich rodzinne. Był jeszcze jeden brat. Wujek Dallon. Widziałem go może trzy razy w życiu. Mieszkał w Barcelonie, gdzie pracował jako lekarz. Coś się stało między ich trójką i od tego czasu Dallon nie utrzymuje z nimi kontaktu. Cóż. Takie życie.

Moving onWhere stories live. Discover now