Prolog

2.9K 212 23
                                    

W oddali słychać było silniki samochodów, nawoływania rodziców oraz wieczorne ćwierkanie ptaków. Miasto powoli kładło się do snu.

Aby nie zanudzić was niepotrzebnym w tej sytuacji opisem przyrody, opowiem wam o sobie. Nazywam się Garrett Miller, mam 19 lat, mieszkam w West Point, miasteczku, o którym była już mowa. Mam kochających rodziców, dobrych przyjaciół. Jestem jednym z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych uczniów w całej szkole. Co tu dużo gadać. Wzór, ideał - nazywany przez dorosłych; najlepszy - nazywany przez kolegów. Jednak to nie jest cała prawda. O mnie będzie troszkę później, więc wróćmy do historii...

Wieczór zapowiadał się spokojnie. Gdy słońce całkowicie zaszło za horyzontem, a ostatnia lampa uliczna zaświeciła się, ruszyłem powolnym krokiem w stronę dwupiętrowego domu. Stał na obrzeżach miasta, skryty przed widokiem ciekawskich małym laskiem. Było to dosyć przydatne, biorąc pod uwagę mój plan. Usiadłem pod drzewem na podwórku, tak aby z okien nie było mnie widać i czekałem. Czas mijał powoli, zliczyłem już chyba wszystkie dachówki na dachu oraz liście na drzewie. Z nudów wyciągnąłem z kieszeni nóż. Czarna rączka, białe ostrze - ot, zwykły bajer z kuchnii. Przyłożyłem metalową cześć do ust. Chłodne i przyjemne uczucie przeszło moje ciało. Taak... to jest to. Wspomniałem, że lubię noże? Chyba nie. No to teraz wiecie. Spojrzałem na zegarek. Była 22:34. O ja jebie, od godziny liczę dachówki?! Ze mną serio jest coś nie tak. Podniosłem się z ziemi po czym otrzepałem się. Światło w kuchnii już zgasło więc czas najwyższy na zabawę. Obszedłem dom, szukając dogodnego miejsca na wspinaczkę. Po chwili zauważyłem, że jedna z gałęzi drzewa jest odpowiednio blisko okna. Wspiąłem się na nie i przykucnąłem na końcu owej gałęzi. W pokoju siedział chłopak przy komputerze. Miał założone słuchawki, a na ekranie widać było najnowszą część gry FIFA. Okno było uchylone, więc cicho wskoczyłem do środka. Chłopak nawet nie zwrócił uwagi. Jego pech.. Podszedłem do niego i wyciągnąłem nóż. Ostrze przyłożyłem mu do gardła i dopiero wtedy on się zorientował. Za późno.. Ostrze noża przejechało po jego krtani. Z łatwością przecięło skórę oraz mięśnie. Jego tchawica otworzyła się niczym zamek błyskawiczny. Kolejna linia życia przerwana.. Usłyszałem gulgotanie i chrząkanie, a po ułamku sekundy krew trysnęła na ekran monitora. Czerwona ciecz wypływała z jego szyi przy każdym uderzeniu serca. Zaśmiałem się. Było to dosyć komiczne. Jeszcze przed chwilą strzelał bramki, a teraz.. Czekaj, ile w ogóle było? Spojrzałem na monitor zabrudzony już trochę krwią. Co?! Przegrywał 2:0 ? Ciota. Już miałem wychodzić gdy wpadłem na pewien pomysł. Mocnym uderzeniem noża (no dobra, ręką sobie pomogłem) odrąbałem mu głowę. Wziąłem jego telefon z biurka. Nie miał nawet blokady. Włączyłem aparat i zrobiłem mu zdjęcie. Głowę ustawiłem mu na kolanach, tak dla efektu. Przeleciałem szybko kontakty aż znalazłem to czego szukałem - "Pat ;*". Wyślij wiadomość, plik, zdjęcie.. O jest. Iii wysłane. Wziąłem głowę i zszedłem po schodach do kuchni. Ułożyłem ją koło maszynki do kawy, żeby nie przeoczyli. Obok zobaczyłem paczkę czipsów. Lubię czipsy. Miałem już je wziąć, no ale bez przesady - jestem mordercą, nie złodziejem. Wróciłem do pokoju chłopaka i rozejrzałem się. Ciało na krześle, krew dookoła, mecz 2:0 dla komputera.. No dobra, wszystko w porządku. Już chciałem wyjść, jednak postanowiłem być dobrym zabójcą i usiadłem przy komputerze. Dokończę meczyk, a co tam. Grało się przyjemnie, poziom trudności zawodowiec nie był łatwy ale wygrałem 4:2.

- Ostatnia przysługa, kolego. - ukłoniłem się po czym wyszedłem przez okno. Gdy byłem już na ulicy założyłem kaptur mojej ukochanej czarnej bluzy i spokojnym, radosnym krokiem ruszyłem w kierunku domu.


Granica życia i śmierciWhere stories live. Discover now