Rozdział 15

526 93 7
                                    

Gdy Mary już mocno spała, a ja skończyłem wynosić zwłoki oraz czyścić meble wraz z podłogą, usiadłem zmęczony przy stole. Pozbywanie się dowodów zabójstwa potrafiło człowieka wykończyć. Chociaż dowody na to czy kogoś zabiłem czy nie, jakoś mało mnie obchodziły. Policja i tak wiedziała, że ja stoję za każdym morderstwem, nawet gdy tego nie zrobiłem. Siedziałem chwilę, oddychając głęboko, aby choć trochę wrócić do sił. Gdy wreszcie poczułem, że wszystko jest w porządku, podniosłem się. Dopiero teraz moje ciało odczuło jak bardzo byłem poobijany. Brzuch bolał mnie, a noga wydawała się płonąć. Jedynym plusem był brak bólu głowy. Podszedłem do lustra wiszącego na ścianie. Ubranie miałem całe we krwi, twarz zresztą również. Zakląłem w myślach. W tej chatce nie ma innej wody niż ta z kranu... Niestety byłem na tyle brudny, że ta opcja odpadała. Musiałem wyjść na zewnątrz w poszukiwaniu rzeczki lub jeziorka, bo o większym akwenie wodnym nie było co marzyć. No, zawsze pozostał prysznic u kogoś w domu. Ale jestem zbyt zmęczony na takie wypady.. Czułem jak powieki stają się cięższe, a ciało błaga o chwilę odpoczynku. Usiadłem ponownie na krzesło, odchyliłem głowę do tyłu, po czym zamknąłem oczy. Śniła mi się Crystal. Jej piękny uśmiech, wesoły i pełen miłości wzrok. Byliśmy na jakiejś polanie, słońce przyjemnie ogrzewało nasze ciała. Moja ukochana co jakiś czas się śmiała, posyłając do moich uszu swój piękny głos. Czułem się jak w raju.. Jednak gdy już miałem ją pocałować, obudziłem się. A dokładnie Mary mnie obudziła.
- Eeej! Wstaawaj! - wołała zniecierpliwiona, szarpiąc moje ramię. Otworzyłem powoli oczy i spojrzałem na nią.
- Co chcesz? - spytałem, ziewając głośno. Przetarłem oczy wierzchem dłoni, a następnie rozciągnąłem się. Ból ciała powrócił. - Kurwa..
- Nie przeklinaj! To nie ładnie. - odezwała się oburzona dziewczynka. Posłałem jej przepraszające spojrzenie. Uśmiechnęła się, przytakując głową.
- Po co mnie obudziłaś?
- Chcę śniadanie.
- Hę? Nie umiesz sama wziąć sobie czegoś do jedzenia?
- Ale ja chcę omleta.
- Ty tak naprawdę? - spojrzałem na nią lekko zdenerwowany. Stała ze skrzyżowanymi rękoma, patrząc na mnie bardzo poważnym wzrokiem. - Już robię..
Podszedłem do lodówki, a następnie wyciągnąłem z niej potrzebne skladniki. Nie zwlekając, wziąłem się za robienie wymarzonego jedzenia tej upierdliwej istotki. Pamiętałem jak mama pokazała mi jak się przygotowuje omlety, więc wiedziałem jak to zrobić. Cóż, teraz będę musiał gotować dla dwóch.. Po chwili leżał już na talerzu, czekając aż mała go pochłonie. Ta nie zastanawiając się zaczęła pałaszować śniadanie. Podszedłem do kranu, aby obmyć trochę twarz. Postanowiłem iść dzisiaj na większe zakupy, na które składało się jedzenie, ubrania i przybory szkolne dla Mary. Gdy skończyłem, szybko się przebrałem w niebieskie jeansy oraz czerwoną koszulę. Popatrzyłem na zadowoloną dziewczynkę. Policzki miała wypchane, ale dalej pakowała więcej. Poczekałem aż przełknie.
- Mary, będziesz chodzić do szkoły. - oznajmiłem stanowczo. Mała spojrzała na mnie przerażona.
- A..ale jak do szkoły? - była bliska płaczu. Westchnąłem.
- Wiem, że ci się to nie podoba. Ja też nie przepadam za siedzeniem w budynku przez kilka godzin, słuchając gadania nauczycieli, ale nie ma innego wyjścia.
- No dobrze... - zgodziła się, spuszczając głowę.
- Cieszę się, że się zgadzasz. Będzie dobrze. - uśmiechnąłem się pocieszająco. - Idę zaraz kupić jedzenie, trochę ubrań dla ciebie oraz zapisać cię do tej szkoły. Bądź grzeczna, dobrze?
- Dobrze!
- Proszę, żebyś się nie nudziła. - powiedziałem, po czym wyciągnąłem z kieszeni telefon. Bateria była w połowie naładowana. Nic dziwnego, trochę czasu nie ładowałem, ale i nie używałem telefonu. Dziewczynka wzięła ode mnie komórkę, a potem usiadła na łóżku. Uśmiechnąłem się do niej, a następnie wyszedłem z chatki. Skierowałem się do domu, gdzie kiedyś mieszkałem. Postanowiłem wziąć pieniądze, które oszczędzałem na komputer i inne rzeczy, o ile ci złodzieje ich nie znaleźli. Nie powinni, ale wszystko jest możliwe. Po kilkunastu minutach wszedłem do środka. Był prawie pusty. No jak widać sobie nie żałowali... Wszedłem po schodach do pokoju. Wszystko było porozrzucane. Podszedłem do kontaktu w rogu pomieszczenia. Złapałem plastikową obudowę i pociągnąłem mocno. Odczepiła się bez większego problemu. W środku znajdowało się kilka przewodów, trochę kurzu oraz banknoty. Dokładnie dwa tysiące dolarów. O tych pieniądzach nie wiedzieli ani moi rodzice, ani nikt inny. Wziąłem je, po czym poszedłem pod prysznic. Umyłem się szybko, a następnie wyszedłem z domu. Założyłem czapkę z daszkiem, żeby nie było widać moich białych włosów. Ruszyłem w stronę centrum handlowego. Mijałem wielu ludzi, nawet jednego policjanta. Najpierw skierowałem się do działu z ubraniami. Czy naprawdę muszę opisywać mój pobyt w galerii? Kupiłem co trzeba i skierowałem się do szkoły podstawowej, aby zapisać małą. Niestety, do tej samej uczęszczałem ja. Miałem obawy, że ktoś mnie rozpozna, jednak bez większych problemów dotarłem do pomieszczenia, na którego drzwiach widniał napis "Dyrektor". Zapukałem, po czym wszedłem do środka. Przy biurku siedział starszy mężczyzna, na oko po sześćdziesiątce. Miał siwe włosy oraz pokaźną brodę. Spojrzał na mnie zaciekawiony.
- W czym mogę pomóc? - zapytał niskim głosem. Uśmiechnąłem się uprzejmie.
- Chciałbym zapisać córkę do szkoły. - odpowiedziałem stanowczo. Ale nie miałem, żadnego pomysłu jak wytłumaczyć nagłą chęć aby Mary chodziła do szkoły. Przecież był środek roku szkolnego.
- A dlaczego tak nagle? Wie pan przecież, że jesteśmy w trakcie roku szkolnego.
- Wiem, ale dopiero się tu wprowadziliśmy, a nie chciałem żeby córka nie poszła do szkoły. Więc jak będzie, panie dyrektorze, mogę ją zapisać?
- Ma pan do tego pełne prawo. - odpowiedział spokojnie. Czułem jego wzrok na sobie, jakby chciał mnie poznać na, wylot poprzez obserwację. Po chwili westchnął. - Mógłby pan ściągnąć tę czapkę?
- Oczywiście. - ściągnąłem ją, aby ukazać swoje białe włosy. Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony. - Ach tak. Moja córka miała urodziny, a że jej ulubiony bohater bajki ma białe włosy postanowiłem zrobić jej prezent i się za niego przebrać. - odpowiedziałem szybko oraz pewnie. Zdziwiło mnie to jak szybko wymyśliłem taką historyjkę. Może powinienem zająć się pisaniem książek?
- Ładny prezent. - uśmiechnął się, a następnie z szuflady biurka wyciągnął kartkę papieru. - Proszę, wystarczy wypełnić ten formularz.
- Dobrze. - powiedziałem uprzejmie, po czym wziąłem się za wypełnianie. I tu był problem. Nic nie wiedziałem o niej. Wpisałem pewne dane, a resztę po prostu wymyśliłem. Będę musiał z nią pogadać o tym.. Oddałem kartkę, którą mężczyzna uważnie przejrzał. Uśmiechnął się.
- Jutro mam nadzieję zobaczyć pańską córkę w szkole, panie.. - przyjrzał się jakie nazwisko zapisałem, po czym podniósł na mnie wzrok. - ..Miller. Czy tak nie ma na nazwisko ten morderca z wiadomości? Słyszał pan o tym? Kiedyś chodził do nas do szkoły. Co z niego wyrosło...
- Dzieci... Nie mam racji? - zaśmiałem się. Ugryzłem się od razu w język. To nie jest zabawny temat! Przynajmniej dla niego. Mężczyzna popatrzył na mnie zdziwiony.
- Tak. Dzieci. No, to dowidzenia. - podał mi dłoń, którą uścisnąłem. Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się w stronę domu. Po drodze widziałem moich byłych przyjaciół. Siedzieli razem w parku, rozmawiając zawzięcie. Też kiedyś z nimi tak rozmawiałem... Stare czasy. Na początku chciałem się zatrzymać żeby z nimi porozmawiać, jednak przypomniałem sobie, że jestem poszukiwany. To i tak był cud albo słaba pamięć dyrektora, że mnie nie rozpoznał.
Po kilkunastu minutach stałem już przed drzwiami chatki. Ręce miałem zajęte zakupami, więc postanowiłem zapukać, a raczej zakopać, żeby Mary mi otworzyła. Poczekałem chwilę, ale nic się nie stało. Odłożyłem torby na bok, a następnie wszedłem do środka. Chciałem już zacząć robić wyrzuty małej, ale zobaczyłem, że śpi. Uśmiechnąłem się na ten widok. Wniosłem zakupy do domu, po czym zacząłem je wykładać. Jedzenie pochowałem do lodówki oraz szafek, a ciuchy dziewczynki położyłem obok łóżka. Zrobiłem kilka kanapek dla małej na kolację. Wziąłem jeszcze kartkę, na której napisałem, że wychodzę na noc. Postanowiłem zabawić się w polowanie. Chyba byłem uzależniony od tego. Kiedy nie zabijałem przez dłuższy czas, dziwnie się czułem. Jakby czegoś brakowało..
Wyszedłem z domu w poszukiwaniu ofiary. Chodziłem powoli, przyglądając się ludziom. Jakaś matka z dzieckiem, starszy pan z pieskem. Wiatr przyjemnie muskał moją skórę i rozwiewał włosy. Słońce było wysoko, powoli kierując się ku zachodowi. Niestety, dalej nie znalazłem odpowiedniej osoby.. Po jakichś dwóch godzinach, usłyszałem przekleństwa dobiegające z alejki, która znajdowała się po przeciwej stronie ulicy. Było już dosyć późno, pomarańczowe promienie zalewały okolicę, tworząc naprawdę piękny widok ze śmieciami leżącymi na ziemi oraz plakatami reklamującymi kluby ze striptizem. Ach, zapach sarkazmu o zmierzchu... Wszedłem do alejki. Moim oczom ukazało się dwóch policjantów kopiących jakiegoś dzieciaka. Trzymał w dłoniach kawałek chleba, prawdopodobnie z piekarni obok. Podszedłem kilka kroków, po czym wyciągnąłem nóż.
- Hej, pączkożercy. - zawołałem ich kpiąco. Chociaż starczyło by wpierdalacze pączków. Kurde.. Mężczyźni obrócili się, a ja zakryłem twarz daszkiem czapki.
- Coś ty powiedział, gnoju? - zapytał z gniewem w głosie jeden z nich. Miał czarne, długie włosy. Zaśmiałem się.
- Nazwałem was pączkożercami.
- Zaraz tego pożałujesz! - krzyknął drugi, łysy, kierując swoją dłoń na pistolet.
- Zajęlibyście się czymś pożytecznym, jak na przykład łapaniem mordercy. - usłyszałem jak policjant zwalnia blokadę. Uśmiechnąłem się.
- Jakiego mordercy? - zapytał zdenerwowany czarnowłosy. Zrzuciłem z siebie czapkę, odsłaniając moje włosy, twarz i krwiożerczy uśmiech.
- Mnie. - rzuciłem się na łysego, wbijając mu nóż w szyję. Krew trysnęła na moją twarz. Była ciepła i jak zawsze podniecająca. Wyrwałem ostrze z gardła mężczyzny, a następnie oblizałem jego metalową końcówkę. Ten smak.. Wstałem, patrząc na to co zrobi drugi z policjantów. Stał w bezruchu, przyglądając się mi w przerażeniu. Nie drgnął nawet, gdy poderżnąłem mu gardło. Bezwładne ciało padło na ziemię, a z rany zaczęła powoli wypływać czerwona ciecz. Uśmiechnąłem się pełen radości. Tego mi brakowało... Chciałem już iść spowrotem do domu, ale przypomniałem sobie o dzieciaku. Podszedłem do niego, ale odsunął się ode mnie. Westchnąłem.
- Zmykaj, młody. - powiedziałem, po czym machnąłem ręką i wyszedłem z alejki. Skierowałem się bocznymi uliczkami w stronę mojej chatki w lesie. Słońce już zaszło, jedynie pojedyńcze promienie oświetlały poszycie oraz drzewa, gdy wszedłem do środka. Mary dalej spała, jednak kanapki były zjedzony. Ile ona śpi? Jest jeszcze małą dziewczynką.. Podszedłem do kranu, szybko obmyłem, a następnie zrobiłem sobie kolację. Zjadłem ją ze smakiem i zmęczony siadłem na fotel, stojący obok łóżka. Przymknąłem oczy, próbując się rozluźnić. Nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem...

Granica życia i śmierciOnde histórias criam vida. Descubra agora