Rozdział 7

857 117 3
                                    

Obudziłem się z krzykiem. Wystraszony obejrzałem się dookoła. Byłem w swoim pokoju. Mój pokój.. Popatrzyłem po sobie. Nic. Żadnej krwi. Czy to wszystko było tylko snem? Wstałem z łóżka i wyszedłem na korytarz. Pusto. Nagle z pokoju obok wyszła moja siostra.
- Hej. - ziewnęła, kierując się w stronę schodów. To była moja siostra. Ona.. ona żyje. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Czy to jest prawdziwe? Czy może mój wycieńczony i wyniszczony umysł płata mi figle? Zszedłem po schodach, po czym skierowałem się w stronę kuchni. Przy stole siedział mój ojciec. Był ubrany w garnitur, obok krzesła stała jego teczka. Kończył właśnie śniadanie. Jak zwykle czytał gazetę.
- No wreszcie się obudziłeś. Myślałem, że będę musiał cię wyciągać siłą.
- Ona też zaspała! - odpowiedziałem w obronie. Dlaczego odpowiadam tak łatwo? Czuję się tak swobodnie.
- Ej, odszep szę. - burknęłą, buzię miała pełną jedzenia. Co się właśnie dzieje? Stoję w kuchni z moją rodziną, wszyscy są weseli. I żyją.
- Garrett siadaj. Kanapki czekają. - powiedziała moja mama, po czym usiadła przy stole. Nie mogłem w to uwierzyć. Posłusznie usiadłem i wziąłem się za jedzenie. Kanapki smakowały mi bardzo, czułem ich smak! Czyżby wszystko tamto było tylko snem? Siedziałem z rodziną przy stole, jadłem śniadanie. Byłem szczęśliwy. Jak to możliwe? Przecież moja siostra nie żyje, a rodziców.. rodziców.. Nie mogłem nawet o tym pomyśleć. Czy to jest moje prawdziwe życie? Gdy zjadłem śniadanie poszedłem na górę umyć zęby oraz się przebrać. Zajęło mi to kilka minut. Zanim wyszedłem z domu, ucałowałem rodziców. Wesoły ruszyłem w stronę szkoły. Czyli te morderstwa to był sen. Musiały być snem. Po drodze minąłem Martina wraz z moimi byłymi przyjaciółmi. Jak ja ich nie trawie. Nie chciałem polsuć sobie humoru, więc szybko o nich zapomniałem. W szkole dzień minął szybko. Nauczyciele byli dosyć pobłażliwi. Co im się stało? Wróciłem do domu weselszy niż rano. Mama sprzątała akurat na zewnątrz.
- Pomóc ci? - zapytałem.
- Jak chcesz, to weź wynieś śmieci bo zapomniałam o nich.
- Mało czasu miałaś, co nie?
- Tak. Gdybyście tak nie brudzili miałabym go więcej. - zgromiła mnie wzrokiem. Wzruszyłem ramionami i poszedłem po śmieci. Gdy już je wyniosłem, poszedłem do swojego pokoju. Rzuciłem plecak na łóżko i zasiadłem przed komputerem. Na Facebook'u nic się nie działo, więc odpaliłem sobie muzykę, po czym wyciągnąłem książki z plecaka. Wypadałoby się pouczyć, co nie? Odrabiałem lekcje dobrą godzinę, gdy wreszcie zmęczony odrzuciłem je na bok. Muzyka grała dalej, a ja położyłem się na łóżku. Czyli to wszystko było snem. Całe te morderstwa. Jak ja się cieszę. Nigdy nie chciałem być zabójcą. Przysnąłem, a po jakimś czasie wołaniem na kolację obudziła mnie mama. Zszedłem na dół i ze smakiem wciągnąłem wszystkie słodkie bułeczki domowej roboty. Były przepyszne. Gdy zjadłem ostatnią, po prostu się rozpłakałem. To jest moje życie. Z rodzicami, siostrą. Jako dobry syn i uczeń. Nie chcę już nigdy wracać do tego chorego snu. Mama widząc, że płaczę przytuliła mnie.
- Co się stało? No już, przestała.
- Kocham cię, mamusiu. Ciebie, tatę i Scarlett. Dziękuję wam za wszystko co dla mnie zrobiliście. Nie wyobrażam sobie życia bez was. - wtuliłem się w nią mocno. Czułem jej ciepło. Nie chciałem jej puszczać. Miałem poczucie bezpieczeństwa. Po dłuższej chwili puściłem ją jednak, po czym ucałowałem ją w policzek. Uśmiechnięty poszedłem do swojego pokoju. Usiadłem przed komputerem i włączyłem pierwszą lepszą grę. Chciałem rozładować emocje. Założyłem słuchawki i grałem. W pewnym momencie usłyszałem swoje imię. Sciągnąłem słuchawki.
- Mamoo, wołałaś mnie ? - zawołałem.
- Nie. - usłyszałem cichą odpowiedź. Nic dziwnego, przecież była na dole. Założyłem spowrotem słuchawki. Znowu usłyszałem swoje imię. Zrzuciłem słuchawki i odskoczyłem od nich. To było tak wyraźne. Głos dochodził z moich słuchawek. Garrett.. Garrett.. Coraz głośniej i głośniej.
- Przestań! Przestań! - krzyczałem, jakby ktoś próbował mnie zabić. Moje imię stawało się coraz głośniejsze. Garrett.. Garrett.. Niech to się skończy! Skuliłem się na podłodze. Trzymałem się z całej siły za głowę. Garrett.. Garrett.. Przestań, błagam! Garrett.. Garrett..
- Garrett!
Podniosłem się z łóżka z krzykiem. Co.. co to było? Przede mną siedziała Crystal i trzymała mnie za rękę. Gdy tylko ją ujrzałem zacząłem płakać. Czyli to jednak był sen? Moje normalne życie było już przeszłością? Moi rodzice, siostra.. Ja nie chciałem! Przepraszam was! Dlaczego to zrobiłem?! Dlaczego zabiłem własnych rodziców?! Wychowywali mnie, dbali o mnie. Byłem ich dzieckiem. Co ja zrobiłem..? Jak można coś takiego zrobić?! Trzeba być chorym psychicznie. Nie. Trzeba być potworem! Człowiek czegoś takiego by nie zrobił. Przed oczami ujrzałem wszystkie moje ofiary. Martin z podciętym gardłem, jego martwa matka i ojciec.. George wraz z rodzicami.. Wszyscy martwi.. Tomas.. Jego nieżywi rodzice.. W połowie spalony Bob.. Moi.. rodzice.. Patrzyli na mnie pustym wzrokiem.. Zrobiło mi się nie dobrze. Zeskoczyłem z łóżka i wbiegłem do toalety. Zwymiotowałem wszystko. Czułem jak moje wnętrzności próbują wyrwać się z ciała. Okropny ból przeszył moje ciało. Co ja zrobiłem?! Osunąłem się na ziemię. Nie mam prawa żyć! Nawet zwierzęta nie zabijają swoich rodziców. Jestem potworem! Powinienem ze sobą skończyć. Tu i teraz. Podniosłem się z trudem z ziemi. Wyciągnąłem z bluzy nóż. Należy mi się. Wycelowałem sobie nożem w brzuch. Tak to się skończy.. Przeze mnie moi rodzice nie żyją. Przeze mnie zmarła moja siostra.. Zabiłem niewinnych ludzi.. Byłem obrzydzony własną osobą. Trzeba to skończyć.. Wbiłem sobie nóż w brzuch. Kłujące uczucie przeszyło mnie na wylot. Poczułem ciepłą krew na moich dłoniach. Moją krew.. Zacząłem osuwać się na podłogę. Należy ci się, morderco. Nagle do łazienki wbiegła Crystal. Była przerażona. Uklękła przy mnie i próbowała zatamować krwawienie. Zostaw.. Proszę.. Nie zasługuję na życie..
- Garrett, nie rób tego! Zostań ze mną! - krzyczała. Słyszałem to jak przez ścianę. Słowa nie dochodziły do moich uszu. Przed oczami robiło mi się ciemno.
- Ko.. kocham ci.. cię.. - z trudem wyszeptałem. Ostatnią rzeczą jaką usłyszałem było nawoływane przez łzy moje imię. Scarlett.. Mamo.. Tato.. Za niedługo się spotkamy..

Granica życia i śmierciWhere stories live. Discover now