Rozdział 3

1.4K 163 11
                                    

Zaczynało świtać, gdy wreszcie przyszedłem do domu. Nie spieszyło mi się, po tym jak zamordowałem trzy osoby potrzebowałem chwilę aby to wszystko przemyśleć. Ale tak szczerze, co tu było do przemyślenia? Zabiłem Martina i jego rodziców. Nie można było już tego cofnąć. Zawsze dbałem o ludzi, chciałem im pomagać, nikomu nie odmawiałem. Byłem dobrym człowiekiem. A co zrobiłem? Zabiłem. I sprawiało mi to radość. To jest najstraszniejsze. Otworzyłem drzwi i po cichu wszedłem po schodach na górę. Nie chciałem obudzić rodziców, bo jak bym się wytłumaczył? A zabiłem znajomego i jego rodziców. Kurwa.. Co ja zrobiłem? Wszedłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Z małej szafki nocnej podniosłem odtwarzacz muzyki i wcisnąłem słuchawki do uszu. Pustka jaka mnie otaczała, była wypełniona ciemnością. Włączyłem muzykę i zamknąłem oczy. Jednak gdy tylko to zrobiłem, powróciły do mnie wspomnienia wczorajszej nocy. Martwe ciało tej kobiety w kałuży krwi, nienaturalnie wygięte zwłoki mężczyzny, rozcięte gardło chłopca.. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Co ja zrobiłem? Nigdy nie posądzałem się o takie okrucieństwo. Jak to możliwe, że jeszcze niedawno byłem najgrzeczniejszym dzieckiem pod słońcem, a teraz zamordowałem ludzi? Jak to możliwe, że taka zmiana zaistniała tak po prostu? Nie jestem już sobą. Nie, nie jestem sobą. Jestem mordercą. Samo brzmienie tego słowa powodowało u mnie chęć wymiotowania. Ale jednak podobało mi się uczucie towarzyszące zabijaniu. Uczucie władzy nad czyimś życiem. Smak krwi na zimnym ostrzu noża. Ciepło tej czerwonej, lepkiej cieczy na moim ciele. Uczucie wtopienia noża w ciało człowieka.. Było podobne do orgazmu.. Nie zdziwiłbym się gdybym doszedł rozcinając ludzkie zwłoki. Jezu... Co ja pierdolę? Jak takie coś może kogoś pociągać? Nie poznaję siebie. Pogrążony w rozmyślaniach zasnąłem.
Rano obudziło mnie pukanie do drzwi mojego pokoju.
- Wstawaj. Śniadanie czeka. - usłyszałem głos mojej mamy. Była dobrą kobietą. Troszkę zdominowaną przez ojca, ale w bardzo małym stopniu.
- Już idę. - powiedziałem ospale. Z trudem podniosłem się z łóżka. Popatrzyłem w lustro wiszące obok szafy. Ten widok mnie przeraził. Moim oczom ukazała się zakrwawiona postać. Jej włosy były tłuste i lepkie od ciemnoczerwonej cieczy. Na twarzy widniał zaschnięty krwawy uśmiech. Oczy miała podkrążone. Jej ubranie było ciemne od krwi. Mój Boże, czy to jakiś potwór?! Odskoczyłem od lustra i upadłem na podłogę. Co.. co to jest? Czy to ja? Co ja zrobiłem? Schowałem twarz w dłoniach, po czym zacząłem płakać. Zobaczyłem przed oczami martwe ciała ludzi, których wczoraj zabiłem. Zrobiło mi się niedobrze. W ustach poczułem smak żółci oraz wczorajszej kolacji. Zerwałem się z ziemi i pobiegłem do toalety. Wparowałem do łazienki i trzasnąłem drzwiami. Zwymiotowałem chyba wszystko co mój organizm miał w sobie. Pomiędzy odruchami wymiotnymi usłyszałem kroki po schodach.
- Garrett, co się stało? - to był głos mojego ojca. Był dla mnie wzorem, zawsze chciałem być taki jak on. Mieć piękną żonę, kochane dzieci, dobrą pracę. Do tego zmierzałem. A teraz? Jestem zwykłym marginesem, mordercą..
- Nic, siku mi się chciało. - odpowiedziałem przez drzwi.
- No ale żeby drzwiami trzaskać? Ogarnij się i na śniadanie.
- Dobrze.
Obolały podniosłem się, po czym oparłem się o kant umywalki. Popatrzyłem w lustro i znów ujrzałem tą samą krwawą postać. Jej krwawy uśmiech widniał na mojej twarzy. Odkręciłem wodę i umyłem twarz oraz ręce z krwi. Nie było to łatwe, ponieważ była mocno zaschnięta. Z kosza na pranie wziąłem czystą koszulkę oraz spodnie. Przebrałem się, a zakrwawione ubranie schowałem w plecaku. Z biurka wziąłem czapkę z daszkiem aby zakryć oblepione krwią włosy. Gdy się przyszykowałem zszedłem na śniadanie. Rodzice trochę się zdziwili widząc mnie w czapce podczas posiłku, ale wytłumaczyłem to pomysłem na nową fryzurę. Szybko zjadłem śniadanie, po czym wyszedłem do szkoły. Po drodze mijałem wielu znajomych, dwóch nauczycieli, a nawet moją byłą przyjaciółkę, Fionę. Fiona była brunetką o pięknych zielonych oczach. Miała szczupłą sylwętkę i dość pokaźny biust. Zawsze była uważana za szkolną "dupę nr 1" cytując debili. Gdy mnie zobaczyła podeszła do mnie. Czego ona chce? Przecież nie odzywaliśmy się do siebie od paru lat.
- Hej Garrett. Widziałeś może Martina? Nie odbiera telefonu, a miałam dzisiaj po niego rano przyjść. Dom też zamknięty. Wiesz gdzie może być?
Poczułem przeszywający ból. Nie fizyczny lecz psychiczny. Co ja powiem? Przecież go zabiłem. Poderżnąłem mu gardło jak zwykłemu prosiakowi. Wciąż czułem na sobie zapach jego krwi.
- Niby skąd mam wiedzieć? Co ja jego matka? Spytaj innych. - odwarknąłem. Nie lubiłem jej, chociaż nie tak bardzo jak Mike'a czy Johna. Jednak dalej nie mogłem z cierpieć jej towarzystwa.
- Tak tylko się zapytałam. Nie musisz od razu na mnie naskakiwać. Cześć. - parsknęła i odeszła. Nie zważając na to, szedłem dalej w stronę szkoły.
W szkole nic ciekawego się nie działo. Kilkoro nauczycieli pytało się o Martina, a ja za każdym razem śmiałem się pod nosem gdy padało takie pytanie. Jak to gdzie jest? W domu. Martwy. Dzień mijał szybko. Około siódmej lekcji, dyrektor wezwał mnie do gabinetu. Gdy otworzyłem drzwi jego pokoju siedzieli tam moi rodzice. Mama płakała, wtulając się w tatę, który odwrócił się w moją stronę. Na twarzy widać było rozpacz połączoną z wielkim bólem.
- Garrett.. Twoja siostra nie żyje. Zmarła po wylewie spowodowanym krwiakami po pobiciu. - powiedział to z trudem opanowując chęć płaczu. Przed oczami zrobiło mi się czarno. Moja siostra.. Mimo, że nie zawsze się dogadywaliśmy, bardzo ją kochałem. Moja siostrzyczka.. Poczułem jak łzy napływają mi do oczu. Czułem się słabo. Oparłem się o ścianę, walcząc ze słabościami i zawrotami głowy. Spojrzałem na mamę. Patrzyła na mnie wzrokiem pełnym wyrzutów i oskarżeń. Ale dlaczego? Przecież to nie moja wina. Nie ja ją pobiłem.
- To twoja wina! - wykrzyknęła. - To przez ciebie Scarlett została pobita! Narobiłeś wrogów, a ucierpiała twoja siostra! Ty ją zabiłeś! Moja córeczka.. - zaczęła histerycznie płakać. Spojrzałem na nią niedowierzając w to co usłyszałem. Moja matka uważała, że ja zabiłem własną siostrę. Czy ona jest chora psychicznie?! Popatrzyłem na nią wzrokiem pełnym gniewu, po czym wyszedłem z gabinetu trzaskając drzwiami. Szedłem szybko. Ze szkoły wybiegłem w stronę domu. Czułem jak łzy napływają mi do oczu. Dlaczego? Dlaczego moja siostra? To wina Martina! Ale on już dostał za swoje.. Teraz czas na kolegów.. Wparowałem do domu, po czym wbiegłem do pokoju. Przebrałem się w moją czarną bluzę i zacząłem pakować swoje rzeczy. Nie. Tak być nie może. Zemszcze się. Zabije wszystkich. Co do jednego. Wyrżnę ich jak zwierzęta. Upierdolę im głowy przy samej dupie! Spakowany zbiegłem do kuchni i zacząłem pakować prowiant. Trochę picia, jedzenia. Z szuflady wyciągnąłem nóż kuchenny i wsadziłem go do plecaka. Niby miałem już jeden, ale noży nigdy za wiele. Z lodówki zerwałem kartkę, na której wypisane były rzeczy do roboty. Wyciągnąłem długopis z plecaka i zacząłem pisać na drugiej stronie. "Drodzy rodzice...". Wypisałem wszystkie swoje smutki i żale. Zwyzywałem matkę i ojca. Miałem ich dość, od jakiegoś czasu traktowali mnie jak śmiecia. Byłem dla nich nikim. Od momentu pobicia Scarlett było tylko gorzej. Napisałem, że nigdy się już nie zobaczymy. Kłamałem. Wrócę do domu. Ale nie dzisiaj.. I na pewno nie z wyrzutów sumienia.. Wybiegłem z domu, nie zważając gdzie. Moje oczy były pełne łez. Byłem wypełniony gniewem i smutkiem. Zabije ich.. wszystkich!

Granica życia i śmierciWhere stories live. Discover now