Rozdział 17

1.8K 227 76
                                    

Produktywność mi znowu spadła. DramatXD

Rozdział 17

„To jakaś masakra" – pisał Ron, kiedy zaraz na początku września Harry dostał od niego list. – „Jedziemy do szkoły, a tu nagle dementorzy zaczynają się kręcić po pociągu w poszukiwaniu zbiega z Azkabanu. Skąd niby miałby się tu wziąć?"

Harry w pełni popierał oburzenie przyjaciela. Dementorzy nie byli kimś, z kim czarodziej chciałby na co dzień obcować. Nigdy nie miał okazji żadnego spotkać i miał szczerą nadzieję, że tak zostanie. Lubił magiczne stworzenia, ale dementorzy byli jednym z wyjątków. Oczywiście słyszał już o nich wcześniej na zajęciach z Historii Magii, byli też wspomniani na Obronie i na Opiece nad magicznymi stworzeniami. Niemniej jednak wydawali mu się ciekawi. Nie było o nich zbyt wielu informacji i to akurat go jakoś specjalnie nie dziwiło. Wszyscy, którzy mieli z nimi styczność, opisywali te spotkania bardzo negatywnie. Zupełnie jakby nagle opuściła ich cała radość, co było charakterystyczne. Dementorzy żywili się radosnymi wspomnieniami, a w ekstremalnych sytuacjach wysysali z ludzi dusze. Jedyną skuteczną obroną przed nimi było zaklęcie Patronus.

Nie należało ono do łatwych i zwykle zajmowało sporo czasu, zanim czarodziej zdołał je opanować. Byli i tacy, którym nigdy nie udawało się wyczarować więcej niż srebrną mgłę, ale i ona stanowiła jakiś rodzaj obrony. Właśnie dlatego w Ilvermorny naukę rzucania patronusa rozpoczynano na trzecim roku i Harry już nie mógł się doczekać. Miał nadzieję, że z czasem opanuje to zaklęcie tak dobrze, że srebrna mgła przybierze formę jakiegoś zwierzęcia.

Page opowiadała mu, że wśród dziewczyn ze starszych roczników krążyła romantyczna historia, że kiedy dwie osoby bardzo się kochają, to ich patronusy przybierają ten sam kształt i też stają się parą.

– Zaraz mnie zemdli – mruknął, kiedy to usłyszał.

– Bo jesteś jeszcze za smarkaty, żeby docenić znalezienie tego jedynego – prychnęła.

– Jedynego? Znaczy, że co? Mam sobie znaleźć kiedyś męża? – spytał zaskoczony.

– Tak mi się powiedziało, bo mówiłam o sobie.

– Max ci się oświadczył, czy co? Nie, żebym miał coś przeciwko, bo go lubię, ale chyba oboje planowaliście studia? – zauważył.

Page zaczęła właśnie ostatni rok nauki w Ilvermorny i już zapowiedziała rodzinie, że zamierza się dalej kształcić, a potem pracować w wyuczonym zawodzie. Planowała iść na studia związane z ziołolecznictwem, ale innego rodzaju niż eliksiry. Ich babcia Lucy zaszczepiła w niej zamiłowanie do magicznych roślin i chociaż Page nie była zbyt dobra w warzeniu eliksirów, tak rośliny rozpoznawała w sekundę. Potem zamierzała założyć własną szklarnię.

– Nic takiego nie zrobił! – pisnęła, czerwieniąc się mocno.

Harry wyszczerzył się do niej jedynie. Czasem sobie troszkę dokuczali, ale które rodzeństwo tak nie ma? Niemniej jednak zawsze mogli na siebie liczyć.

Oparł się wygodnie o wezgłowie swojego łóżka w dormitorium i wrócił do czytania listu od Rona.

„Mieliśmy szczęście, że w pociągu był nasz nowy nauczyciel Obrony i przegonił ich. Kilka osób podobno zemdlało ze stresu. Ja sam też nie czułem się za dobrze ze świadomością, że są tuż obok. Zrobiło się wtedy jakoś tak dziwnie zimno i ponuro.

Od taty wiem, że uciekinierem z Azkabanu jest Syriusz Black. Nikt nie wie, jak mu się to udało i dlaczego uciekł właśnie teraz. Nie wiem, czy to prawda, ale krążą plotki, że był zwolennikiem Sam-Wiesz-Kogo i to on podobno zdradził mu miejsce pobytu Potterów."

SpotkanieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora