Rozdział 29

1.7K 227 101
                                    

Po ostatnich dwóch tygodniach w pracy jestem tak padnięta, że nie wiem, jak się nazywam. Przykładam głowę do poduszki i momentalnie zasypiam.

Rozdział 29

– Nadal uważam, że to nie jest dobry pomysł – powiedział Ron.

– Nic ci nie będzie – zapewnił go Harry.

Gryfon popatrzył niepewnie na osiodłanego konia o kasztanowej maści, którego miał dosiąść. Wprawdzie przyjaciel zapewniał go, że nie spadnie, ale mimo wszystko patrzeć na tak wielkie zwierzę z boku, a dosiadać go, to były dwie różne sprawy.

– Karo to łagodny weteran – powiedział Harry, trzymając lejce w dłoni. – Jest świetny dla początkujących. Nawet ja na nim jeździłem, zanim mogłem dosiąść Prince'a. – Wspomniany ogień uznał, że powinien się włączyć do rozmowy i zarżał, a potem popchnął pyskiem Rona do przodu. – Niecierpliwi się. Nie lubi mieć na sobie siodła, jeśli od razu gdzieś nie jedziemy.

– Ok. Spróbuję, ale jak spadnę...

– Nie spadniesz!

Jakieś dwie minuty później Ron siedział nieco niepewnie w siodle i rozglądał się po bokach, trzymając lejce.

– Trochę tak wysoko – stwierdził.

– Na gacie Merlina – mruknął Harry. – Nie boisz się wsiąść na miotłę i być setki metrów nad ziemią, a boisz się siedzieć na koniu? Z mojej perspektywy miotła jest bardziej niebezpieczna. Jak spadniesz z konia, to najwyżej z wysokości dwóch metrów, a zmiotły to chyba gorzej?

– No fakt. Neville spadł z miotły na pierwszej lekcji latania i od razu złamał rękę.

– Sam widzisz – powiedział, wsiadając na Prince'a. Na ramię miał zarzucony swój łuk, a na plecach miał kołczan ze strzałami. Ron zerknął na to ciekawie.

– A to konieczne?

– Poza szkołą nie wolno mi tak samo, jak tobie używać magii, a ostatnio podchodzą nam pod farmę kojoty. Wprawdzie farma jest otoczona magicznym ogrodzeniem, ale zwierzęta są sprytne i zawsze jakieś może się tu jednak przedostać. Na początku lipca już kilka razy musiałem przeganiać z naszych okolic kilku nieproszonych gości.

– Kojot nie brzmi zbyt fajnie, ale to chyba nie jest magiczne zwierzę?

– Nie, ale to drapieżnik i wolałbym, żeby nasze owce pasły się bezpiecznie. Dlatego co kilka dni sprawdzamy, czy płot w jakimś miejscu nie wymaga wzmocnienia albo nałożenia kolejnych zaklęć. I spokojnie. Nie zabijam zwierząt – zapewnił. – Te strzały mają inne końce – powiedział, pokazując mu jedną. Na końcu miała coś w rodzaju cieniutkiej bańki z jakimś płynem w środku.

– Eliksir paraliżujący? – zdziwił się.

– Dokładnie – powiedział, chowając strzałę, a potem uderzył w boki Prince'a piętami i ruszyli. Wierzchowiec Rona powoli podążył za nimi. – Spróbuj się zrelaksować. Nie posadziłbym cię na konia, gdybym nie był pewien, że nic ci się nie stanie.

– To trochę inne uczucie niż siedzenie na miotle.

– Mam wrażenie, że bez problemu dogadasz się z moim kuzynem Kylem. On też jest maniakiem quidditcha i właśnie dostał się do reprezentacji naszego stanu jako członek drugiego składu.

– Drugi skład?

– W każdym stanie jest kilka drużyn i wszystkie potencjalnie mogą go reprezentować potem na mistrzostwach stanów. Biorą udział w ogólnokrajowych rozgrywkach, gdzie o miejscu w tabeli decydują wyniki. Teoretycznie każdy zawodników niezależnie od przynależności do składu może potem dostać powołanie do drużyny narodowej. Kyle ma właśnie takie aspiracje.

SpotkanieWhere stories live. Discover now