Rozdział 12 | 4307 słów

372 38 49
                                    

Jeongguk

Nasze szaleństwo się rozpoczęło.

Tak jak zaplanowaliśmy na następny dzień, wszyscy zerwali się z łóżek o wczesnej porze. Niektórzy bardziej lub mniej markotni. Mnie standardowo rozpierała energia. Może przez ilość energetyków, które wypiłem, albo witamin, które musiałem wziąć, jak codziennie rano przed i po treningu. Ewentualnie to zasługa Yu i Jen, którzy odkąd wyczłapali ze swoich pokojów podnosili mi ciśnienie. A to jakąś randomową walką, jak to z Yu bywało, albo dziwną zaczepką ze strony Jen, dotyczącą o dziwo mojego współlokatora. Obojgu utarłem nosa, jednego pokonując w walce, a drugiej wypominając jakieś żenujące sytuacje, które odwaliła na poprzednich imprezach. Oczywiście na tym się nie skończyło, bo przy śniadaniu nadal się dochodziliśmy o jakieś sprawy, przekomarzając się i przy okazji brudząc jakimś jedzeniem, które nie wiedzieć jakim cudem wylądowało we włosach Jen, na mojej koszulce i na twarzy Yu. Ale to był standard przy naszym temperamencie.

Zjedliśmy śniadanie, ogarnęliśmy się i poszliśmy zwiedzać. Han koniecznie chciał zobaczyć kilka atrakcji, przez które byliśmy zmuszeni zrobić trochę kilometrów. Ale mnie to nie przeszkadzało. Potrzebowałem sporo ruchu przed walką, skoro przez mojego oponenta musiałem zrzucić kilka kilo. Poza tym takie piesze wędrówki umożliwiały nie tylko fajne, grupowe dyskusje o wszystkim i o niczym, a również pozwalały narobić sporo fotek na Instagrama. A w parku kamieni mieliśmy na to sporo ciekawych miejsc. Dlatego pozowałem gdzie tylko mogłem, aby później mieć czym spamować na Insta, kiedy przy intensywnych treningach przed walką będę miał ciągle obitą buźkę.

Park kamieni zaliczyliśmy jako pierwszy. Później były klify i obiad w pobliskiej restauracji, w której zamówiliśmy dużo owoców morza, wiedząc, że tutaj są najświeższe i najlepsze. A kiedy już pojedliśmy, przyszedł czas na plażę. Bo nawet z racji zimnej pory roku i tak musieliśmy ją odwiedzić, znów robiąc miliony zdjęć.

Na sam koniec powygłupialiśmy się trochę w niewielkiej ilości śniegu, który spadł. A dzięki tak dużej dawce nowych atrakcji i rozrywki, z paczką moich najlepszych ziomków, na chwilę całkowicie zapomniałem o wszelkich zmartwieniach i negatywnych emocjach. Cieszyliśmy się tą chwilą, nie przejmując na razie tym co nas czeka za tydzień, miesiąc czy kilka lat. A to była naprawdę przyjemna odskocznia od tego biegu i ciągłej pracy, które mieliśmy w Seulu.

Przy tym wszystkim starałem się nie przeszkadzać Jiminowi. Nie ignorowałem go, bo to by było głupie. Po prostu nie chciałem mu psuć wyjazdu swoją osobą, co wiedziałem, że bym zrobił, gdybym wszedł z nim w jakąkolwiek interakcję w trakcie tego zwiedzania. Bo nawet po naszej nocnej rozmowie, nie sądziłem, aby nagle zmienił o mnie zdanie. To była po prostu zwykła rozmowa, która niczego między nami nie naprawiła. Może rozładowała atmosferę, ale nic poza tym. Nadal byłem tym, który mu ciągle dokuczał, później przestał, a następnie znowu zaczął dokuczać, zmuszając go nawet do odpuszczenia sobie zajęć na studiach. I dlaczego? Przez te niesprawiedliwe oceny? Czy może po prostu przez zazdrość?

Po powrocie do naszego domku, część z nas, która nadal miała na cokolwiek energię, zebrała się i udała do sklepu po prowiant. Reszta zaczęła ogarniać w tym czasie dom, zajmując przywiezionymi przez dziewczyny dekoracjami. Zdecydowaliśmy się na świętowanie w salonie, a przynajmniej początkowe, bo na dalszą część imprezy chcieliśmy wyjść na ulice, bawiąc się z localsami i innymi turystami.

Przygotowanie domu i jedzenia nie zajęło nam dużo czasu. W końcu było nas tu sporo, a przy wygłupach i dobrych humorach działaliśmy dość sprawnie i szybko. Około dwudziestej wszystko było już gotowe. Dziewczyny wyglądały jak największe hotówy, w swoich błyszczących, mini kieckach. Sam zdecydowałem się znów na zwykłe rozpuszczenie włosów i lekkie ułożenie ich żelem, aby takie pofalowane mogły żyć swoim życiem. Do tego czarne spodnie i czarna koszula, w szare paski, z kilkoma naszyjnikami pod szyją i byłem gotowy na szaleństwo.

Rume | Jeon Jeongguk x Park JiminWhere stories live. Discover now