4. Pozostawiona bez wyboru.

101 22 248
                                    

Była już mocno zniecierpliwiona tym chodem za Ominisem. Próbuje bez przerwy, przekonać go po dobroci to jak zawsze musiał stroić fochy. Gdyby to od niej zależało, to również dawno temu ulotniłaby się w ciekawsze miejsce niż odwiedziny w domu rodzinnym. Jednak pewne reguły musieli zachować.

- Nieznośny dzieciaku, przestań się dąsać i chodź wreszcie! - fuknęła nieprzyjemnie na brata, mając dosyć serdecznie łażenia za nim.

- Nigdzie nie idę. - oświadczył ozięble i kroczył dalej przed siebie.

Dinah zirytowana już do cna, postanowiła w inny sposób to załatwić. Zaklęciem Expelliarmus skutecznie wytrąciła Ominisowi różdżkę z rąk, uniemożliwiając mu dalszą nawigację w stronę zamku.

- Oddawaj. - warknął, odwracając się gwałtownie.

- Wolisz to, czy mam się przejść do twoich ukochanych bliźniaków? A może do tej szlamy?

Zacisnął pięści, krzywiąc się okrutnie, ale posłuchał w końcu rozumu i zawrócił na odpowiednią ścieżkę, idąc ku siostrze.

Wyciągnął rękę po swoją własność, ale Dinah natychmiastowo schowała ją za siebie, uśmiechając się przy tym złośliwie.

- Nie ma tak łatwo. - pokręciła przecząco głową. - Musisz zdać się na mnie.

- Jak niby? 

- Pozwalając starszej siostrze poprowadzić się za rączkę. - wyciągnęła ku niemu dłoń, którą od razu odtrącił, prychając pod nosem wściekle. - Nie, to nie. Będziesz szedł zdany na siebie. 

Kiedy Ominis wciąż niezadowolenie mamrotał do siebie, Dinah spostrzegła, że w oddali zbliża się cała trójka potencjalnych męczenników. Bliźniaki Sallow wraz ze szlamą. 

- Ruszaj się, bo moje ofiary się tu zbliżają. - oświadczyła groźnie, aby sprowadzić go na ziemię z powrotem. 

Obruszony groźbą siostry, odwrócił się na pięcie w stronę przyjaciół, dając im jasny znak, aby się wycofali. Nie zrobili sobie nic z jego prośby, więc Blondyn ruszył w stronę, na którą Dinah liczyła. Rzuciła ostatnie satysfakcjonujące spojrzenie w stronę przyjaciół brata, po czym złapała go gwałtownie za ramię i przeteleportowała ich do wyznaczonego celu. 

Po wylądowaniu w Little Hangleton puściła rękę brata i wcisnęła mu w dłoń z powrotem różdżkę. Zaskoczony przeniósł na nią przezroczyste ślepia, ściskając swoją odzyskaną zdobycz jak najmocniej. 

- Jednak nie miałaś zamiaru męczyć mnie wędrówką?

- Odechciało mi się. - wzruszyła beztrosko ramionami i kiwnęła na niego głową, choć oczywiście nie mógł tego spostrzec. Mimo wszystko zrozumiał aluzję i ruszył za nią w stronę rodzinnej posiadłości.

Na wejściu posiadłości przywitała ją wierna wężowata przyjaciółka, która również podpełzła w okolice nóg Ominisa, sycząc na niego przyjaźnie. Odpowiedział jej miłym gestem, głaszcząc palcami po głowie kobry.

- Przynajmniej Mystique jest uprzejma. - mruknął uśmiechnięty, słysząc znajome syki.

- Tylko ciebie lubi w sumie w tej rodzinie. - stwierdziła, starając się wyjść na obojętną. Jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że gadzina znała jej odczucia aż za dobrze i kierowała się nimi, wybierając, kogo akurat nie ma ochoty pozagryzać. Ominis należał do grupy osób, do których Dinah miała nieco lepsze podejście, choć nie lubiła tego przyznawać na głos. Łagodniała, kiedy widziała szczery uśmiech na twarzy brata, wprawiało ją to w też tak rzadko przez nią rozumiane uczucie. Można było je nazwać chyba radością, choć jej wyraz twarzy tego nie oddawał. 

I że cię pomszczę | Gaunt's FamilyOnde histórias criam vida. Descubra agora