14. Niezidentyfikowane zachowanie.

62 18 113
                                    


Dni spędzane u Sweetingów przychodziły jej z coraz większym ułatwieniem. Motywowana wizją wspólnego życia z Danielem, próbowała szybko zaadaptować się do swojej nowej sytuacji życiowej i wychodziło jej to... Różnie.

Z początku, kiedy Claudette kazała sobie pomagać przy pielęgnowaniu magicznych istot, Dinah miała ochotę jedynie zwrócić wszystko z siebie, kiedy do jej nozdrzy docierały ohydne zapachy zwierząt. Jednak gromiący wzrok staruszki skutecznie sprowadzał ją na ziemię i bez zbędnych gadań wykonywała powierzone w jej ręce obowiązki.

Teraz po jakimś czasie Claudette patrzyła na nią już bardziej przychylnym okiem najwyraźniej miło zaskoczona, że bez zająknięcia wykonywała wszystkie te domowe sprawy. I w związku z tym zamierzała poprosić Claudette o przyjęcie do ich domu jeszcze jednego małego członka rodziny. A, że to również zwierzę, to miała nadzieję, że większych przeciwwskazań staruszka nie będzie mieć.

Zdążyła jeszcze na chwilę wymknąć się do pokoju Daniela, aby złożyć mu szybkiego całusa w czoło na powitanie. Szeroko się uśmiechnęła, widząc go śpiącego na brzuchu z rozłożonymi szeroko rękoma, gdzie dłonie miał pod twarzą. Biedny, praktycznie się nie wysypiał, bo co noc odwiedzał Dinah przeszkadzając jej we śnie (oczywiście to z tych rodzaju przyjemnego przeszkadzania), a następnie pozwalał jej usnąć w swoich ramionach, przez co musiał się pilnować ledwie świt, aby wrócić do swojego pokoju. A, że Dinah bardzo potrzebowała jego obecności właściwie bez przerwy, to miała zamiar załatwić dzisiaj jeszcze jeden problem.

Wyszła przed dom szukając wzrokiem Claudette. Zauważyła kobiecinę oczywiście w zagrodzie zwierzęcej otoczoną pufkami różnych maści. Widząc szczęśliwą minę staruszki, ruszyła w jej kierunku z nadzieją, że nie będzie kręcić nosem na jej pomysł.

- Dzień dobry. - rzuciła na powitanie. Claudette obróciła się do niej, spoglądając na nią nieco oschle.

- Dobry. - odpowiedziała łagodnie. Oho, czyli jak na nią, ma dzisiaj dobry humor.

Dinah patrzyła, jak kobieta wróciła do swoich obowiązków, nie racząc się na rozwinięcie rozmowy między nimi. Włożyła ręce do kieszeni spodni i biorąc głębszy wdech, zaczęła mówić:

- Dzisiaj spotkam się z Magnusem. Wie pani, w celu zerwania naszych zaręczyn.

- To dobrze. - skwitowała, nawet nie oglądając się na Dinah.

Przygryzła lekko wargę ze zdenerwowania. Nie oczekiwała po Claudette jakiegoś wielkiego entuzjazmu tą wiadomością, a mimo to kierowała się jakąś głupią nadzieją, że lepiej zareaguje. Przywracając swoje myśli na odpowiedni tor, wyprostowała bardziej sylwetkę i pewniej patrząc na kobietę, dodała:

- Chciałabym przyprowadzić tutaj do domu ważnego członka rodziny dla mnie.

~

Aportowała się dosłownie przed rodzinną posiadłością Gauntów. Dinah pamiętała, że dzisiaj zapewne rodzina nie będzie obecna w domu ze względu na zwołanie w Ministerstwie, o którym usłyszała ostatnio.

Podchodząc do drzwi, otworzyła je bez większego problemu. Gauntowie nie przejmowali się zbytnią ochroną swojej posiadłości, patrząc na stworzenia, które tu zamieszkiwały, jak i samą reputację tego miejsca. Upewniając się, że nikogo wokół nie ma przeszła do pomieszczenia, w którym na pewno znajdowała się jej wierna przyjaciółka.

Otwierając drzwi od razu jej oczom ukazało się bordowe cielsko Mystique, która aktualnie smacznie spała w towarzystwie innych węży. Na dźwięk otwieranych drzwi uniosła swój łepek i zaraz podpełza zadowolona ku swej pani. Dinah kucając, zaczęła drapać kobrę po nasadzie głowy.

I że cię pomszczę | Gaunt's FamilyWhere stories live. Discover now