17. Niespodzianka.

52 18 91
                                    

Dzisiejszy dzień przywdział ciepłe powietrze zwiastujące zbliżające się lato, a ów dzień Dinah spędzała na pielęgnowaniu pufków, z którymi zdążyła się polubić. Przy tej czynności pomagała jej sama Mystique prowadzona poleceniami swej pani, otulała swym cielskiem małe włochate stworzenia, pozwalając im się wygrzać. No kto by pomyślał, że członek rodziny Gauntów wraz ze swoim wężem będą opiekować się stadem jakichś zwierzątek. Wszystko się zmieniło. I była z tego powodu szczęśliwa.

Na horyzoncie zjawił się Daniel, już odpowiednio przebrany do swojej pracy w mieście. Szedł w jej stronę z typowym dla siebie promiennym uśmiechem, od którego jak zawsze robiło jej się ciepło na sercu.

Podchodząc do niej, nachylił się i złożył krótki pocałunek wprost w jej usta.

- Będę uciekać najdroższa. - rzekł, kiedy oddalił się spod jej warg, wyprostowując ciało. - Pamiętaj później zajrzeć do zagrody, bo dzisiaj będziesz sama. - pomachał jej jednoznacznie paluszkiem.

- Pamiętam, pamiętam. - posłała mu radosny uśmiech. - Idź już, aby się nie spóźnić.

Stał tak jeszcze chwilę, aż nie zbliżając się szybko z powrotem, znów ją ucałował w usta, a dopiero po tym zaczął kierować się ku drodze do pracy. Dopóki go widziała, machała mu na pożegnanie, a on jej. W końcu, gdy zniknął z jej pola widzenia, cicho westchnęła rozglądając się po ilości wypielęgnowanych pufków.

- No, to moi drodzy chyba czas... - urwała, gdy podnosząc się z siadu, zakręciło jej się momentalnie w głowie, przez co musiała się złapać stojącego obok drzewa. Mroczki wypełniające jej oczy nie chciały zniknąć, kiedy próbowała je odgonić kilkoma mrugnięciami, a zmartwiona Mystique zaraz podpełzła ku jej nogom.

W końcu obezwładniające uczucie odeszło, a ona odzyskała pełną świadomość, otaczającej jej rzeczywistości. Z pytającym wyrazem twarzy spojrzała na swoją kobrę.

- To było dziwne. - stwierdziła.

~

Przeczesywała grzywę jednorożca, modląc się w duchu, aby nie ubzdurał sobie kopnięcia jej. Zazwyczaj tymi stworzeniami zajmowała się Claudette, ale przez pilne sprawy staruszki poza domem, Dinah była zmuszona przejąć po niej obowiązek. Więc tak stała i wykonywała starannie tę robotę, zerkając co chwila nerwowo na kopyta konia.

Zauważyła, że drugi z jednorożców niepohamowanie się poruszył, a obecny zajmowany prychnął, dając jej jasny znak, że ktoś wkroczył do zagrody. Odwróciła się w stronę przybysza i o mało nie upadła na siano, widząc przed sobą Chloe Abbot z równie zaskoczonym wyrazem twarzy.

- Dinah Gaunt? - zapytała, ewidentnie nie dowierzając. - A co ty tu robisz?

Kurwa. I co ma jej powiedzieć? A wpadłam do Sweetingów, bo moim nowym hobby jest opieka nad zwierzętami? To nawet Potter by się na to nie nabrał.

Zacisnęła usta w wąską linię, szukając raz po raz jakiejś konkretnej wymówki, ale żadna jej nie przychodziła do głowy. No starym sposobem by raz-dwa zmiotła z planszy to dziewuszysko, ale nie nie. Teraz jest grzeczna i już nie załatwia problemów w taki sposób.

- Ja... - poklepywała konia po cielsku, dumając nad odpowiedzią. - Chciałam zarobić.

- Zarobić? Ty? - uśmiechnęła się znacznie. - Przecież jesteś Gauntem.

- Ciężkie czasy nadchodzą Abbot. - stwierdziła z udawaną powagą, na którą Chloe perliście się roześmiała. No oczywiście, że nie uwierzyła. Który kretyn by uwierzył w takie coś?

I że cię pomszczę | Gaunt's FamilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz