24. Narastający obłęd.

39 14 32
                                    


Słuchała obojętnie płaczu dziecka, nad którym obecnie próbowała zapanować Estelle, mająca jeszcze nieopodal rocznego Morfina, który równomiernie próbował zwrócić uwagę swojej matki, gaworząc przy tym nieustannie. Estelle była kompletnie wykończona, a Dinah spokojnie odpoczywała sobie w fotelu, głaszcząc kobrę po głowie.

- Mogłabyś się zainteresować, chociaż na chwilę! - krzyknęła do niej wyraźnie zmęczona. - Twoja córka płacze, bo potrzebuje matki.

- To jej matkuj. - wzruszyła ramionami. - Mnie to nie obchodzi.

Estelle zaklęła na nią siarczyście i powróciła do swych obowiązków idealnej mamusi. Dinah wiedziała, że nic więcej nie zrobi. Skutecznie namówiła Marvola, aby to on wziął Meropę za swoją córkę, podając wszem wobec, że narodziła się z jego związku małżeńskiego. Pozmieniał odpowiednie dokumenty, zniszczył wszelkie dowody jakoby należała do Dinah oraz przede wszystkim jasno zaznaczył, że Meropa była czystokrwista. Estelle nie mając za wiele do powiedzenia, przyjęła dziewczynkę za swoje dziecko. Bo gdyby odważyła się zaprotestować, zaraz by wyleciała za drzwi co już nieraz fundował jej Marvolo, a ona wtedy potulnie wracała, błagając go o wybaczenie. Miłość to jednak słabość.

A czy ona coś odczuwała wobec nowo narodzonego dziecka? Nie. Kompletnie nic. Meropa była jedynie dla niej planem na dalszą zemstę i wraz z jej rozwojem, ów plan będzie się ziszczał.

~

Lata mijały. Morfin i Meropa rozwijali się prawidłowo, pod odpowiednią opiekę Estelle. Traktowała ich na równi i tak samo kochała. Mniej więcej rok od narodzin dziewczynki, przestała prosić Dinah o pomoc, której nigdy zresztą nie otrzymała. Zawsze miała w dupie te mamusiowanie. Bardziej ją interesowało oglądanie popadającego coraz bardziej w szaleństwo Marvola.

Pomimo zmian w dokumentach, doskonale zdawał sobie sprawę o statusie krwi Meropy. I nie mógł tego zdzierżyć. Tym bardziej że z rozmów z Mystique wynikało, iż Meropa odziedziczyła wiele cech wyglądu po swoim prawdziwym ojcu. Jak i zachowaniu. Dinah raz może miała słabość, aby podpytać kobrę o dokładne szczegóły urody Meropy, ale zrezygnowała z tego pytania. Chrońcie Merlina, jeszcze by w niej to obudziło jakieś uczucia.

Za to w Marvolo dziewczynka budziła odrazę. Był dla niej okropny. Nieraz darł się na nią, wyzywał, rzucał w jej stronę przedmiotami różnej maści i jedyna Estelle stawała w obronie dziecka. Dinah dalej pozostawała na to niewzruszona. Bo tak miało być. Marvolo ma oszaleć i doprowadzi do tego. Za to Morfina wywyższał na wszelkie piedestały, ucząc go podobnych pierdół, które wmawiali im przez lata rodzice. Jednak w tym przypadku była to osamotniona próba, bo Estelle próbowała Morfinowi wpajać zupełnie inne nauki i koniec końców chłopak wydawał się często zagubiony w tym, kogo ma słuchać.

Pewnego upalnego czerwcowego dnia, kiedy Dinah jak to miała w zwyczaju, siedziała w swym fotelu, dzierżąc w dłoni ukochaną bursztynową ciecz, przyszła do niej dziesięcioletnia Meropa. Przyniosła sobie taborecik i dosłownie tuż obok przysiadła.

- Ciociu? - zaczęła nieśmiało, a Dinah odwróciła w jej stronę głowę z zaintrygowaniem. - Bo tata nie pozwala mi iść się pobawić z dziećmi Riddleów. Mówi o nich, że są brudną krwią i żadne z nas nawet nie może podejść w ich kierunku.

- I czemu przychodzisz z tym do mnie? - zapytała z chytrym uśmieszkiem.

- No... Czy ty też tak uważasz ciociu? Bo zawsze mi mówiłaś, że zwykli ludzie to najlepsi towarzysze życia i ja teraz nie wiem... - skrzyżowała małe paluszki, którymi zaczęła się bawić i spuściła głowę w dół.

I że cię pomszczę | Gaunt's FamilyWhere stories live. Discover now