5. Kolacja z kompromisem.

100 22 221
                                    


Siedziała już trzecią godzinę w tym obskurnym pubie, próbując zapijać myśli o minionych wydarzeniach z ojcem i Ominisem. Gdy tylko odpowiednio zajęła się nieznajomym starcem, po czym zmasakrowanego zostawiła go w odmętach Zakazanego Lasu, Dinah wyruszyła do Świńskiego Łba, mając zamiar odciąć się od rzeczywistości. Nie raz tu przychodziła, kiedy dopadał ją większy kryzys, właściciele już ją znali i nie komentowali pochodzenia kobiety, tylko grzecznie zajmowali się obsługą jej osoby.

Wychyliła szklankę do góry na znak, aby barman doniósł ponownie porcję najmocniejszej whiskey, jaką mieli w zapasie. Smakowała jak odchody trolla oraz tak samo pachniała, ale w sile rozchodzenia się po ciele przebijała wszystkie te wykwintne alkohole, które uwielbiali popijać czystokrwiści na tych swoich uroczystościach. Nawet nie wiedzieli, ile ich w życiu omija.

Mężczyzna za barem zatrzymał się w pół kroku, wpatrując się w punkt za nią. Zniecierpliwiona czekaniem, podsunęła mu szkło i zaczęła nerwowo stukać palcami o blat.

- Nalewaj mi! - fuknęła rozzłoszczona, a barman dopiero wtedy oprzytomniał. Mimo wszystko dalej patrzył niespokojnie na obiekt z tyłu, więc zirytowana obróciła się w tym kierunku. No tak i cała zabawa poszła w zapomnienie.

- Jak się masz braciszku? - spytała lekceważąco, opierając głowę o dłoń. - Przyszedłeś mi truć?

Marvolo powoli podszedł do krzesełka obok, na które zasiadł z niezwykle wyprostowaną postawą. Jak zawsze nienaganny. Dinah uśmiechając się jeszcze cyniczniej, odwróciła się z powrotem do barmana i wskazała mu ręką na swoją szklankę, aby nalać przyniesioną whiskey. Mężczyzna jednak nie posłuchał, tylko oddalił się na zaplecze.

- Noż do jasnej cholery, zaraz tam się do niego wybiorę! - wstała oburzenie ze swojego siedziska z zamiarem wytłumaczenia dobrych manier wobec klientów, ale brat natychmiastowo złapał ją za ramię, zatrzymując kobietę w miejscu.

- Zostaw, dałem mu znak, aby ci już nie nalewał. - ruchem ręki posadził siostrę ponownie na jej miejsce, stanowczo przy tym wpatrując się w jej oczy. - Wracamy do domu.

- Spieprzaj. - strąciła jego dłoń, przekręcając ciało na wprost do baru. - Dobrze się tu bawię.

- Polecenie ojca Dinah. - oświadczył chłodno, a ona zdążyła już przekręcić oczami.

- Czy jego jedynym zadaniem ostatnio jest zawracanie mi dupy na okrągło? - prychnęła niezadowolenie. Ledwo nie widziała go paru godzin, a tu już woła na powrót do domu. W dodatku po tym, co jej zrobił i...

- Ominis jest w Hogwarcie? - uprzytomniła sobie, że ojciec przeteleportował się w nieznane miejsce z młodszym bratem, więc musiała mieć pewność, że zostawił go w spokoju.

- Osobiście go tam odstawiłem. - uśmiechnął się delikatnie, ale wcale jej to nie uspokoiło. Widząc rozdrażnioną minę Dinah, uniósł kąciki ust jeszcze szerzej. - Twój ulubieniec ma się dobrze, przysięgam na godło rodzinne.

- To akurat niczego warta obietnica. - warknęła i wstała ze swojego miejsca, kierując się ku wyjściu. Mimo że za nic nie pokaże tego Marvolo, to wyraźnie się uspokoiła na wieść o Ominisie w Hogwarcie. Byleby jak najdalej był od tego przeklętego domu.

                                        ~

Siedziała już ładnych parę tygodni w rodzinnej posiadłości po tym, jak starszy brat zabrał ją ze Świńskiego Łba. Aby nie przysparzać więcej złości ojcu i nie dawać pretekstu do kolejnych wybuchów, zachowywała się w miarę grzecznie, jak umiała, wykonując posłusznie prośby rodziców oraz spędzając czas ze swoim przyszłym cudownym mężem.

I że cię pomszczę | Gaunt's FamilyOnde histórias criam vida. Descubra agora