21. I że cię pomszczę.

58 17 105
                                    

Dinah aportując się w okolice grobowca, biegła do jego wnętrza ile sił w nogach. Nie mogła darować sobie tak karczemnej pomyłki, którą mogła przypłacić wszystkim, co miała. Bo Daniel był dla niej tym wszystkim. Bez niego ona nie wie, co pocznie. Nie dopuszczała do siebie tej myśli, biegnąc gwałtownym pędem do wyznaczonego miejsca. On tam będzie i razem uciekną. Tak będzie.

Wpadła do środkowego pomieszczenia, zamierając na miejscu. Pierwsze co jej się rzuciło w oczy to Marvolo głaszczący swoją różdżkę jak jakiegoś pupilka z grobową miną. Zaczęła rozglądać się prędko po wnętrzu, szukając tego jedynego i zastygła widząc skrawek obuwia leżący bezwładnie przy grobowcu.

Powolnym krokiem zaczęła podchodzić do tego miejsca, modląc się ostatnimi siłami, aby to nie był on. Ale widząc w okazałości kompletnie martwe ciało Daniela, jęknęła na całe pomieszczenie z żałości, która ogarnęła jej serce, łamiąc je na wszelki możliwy sposób. To był on. Leżał tutaj z kompletnie zamglonym pustym spojrzeniem, w którym nie widziała już nic.

Padła na kolana z drżącymi ustami i milionem łez, które ulatywało jej z oczu. Przejechała dłonią po jego kompletnie zimnej twarzy, takiej bez wyrazu. Bez tego promiennego uśmiechu. Bez tych pięknie uśmiechających się brązowych tęczówkach. Bez niego. Bo on nie żył. I czuła to dobitnie pod swoim dotykiem.

- Kiedyś mi za to podziękujesz Dinah. - oświadczył bezceremonialnie Marvolo, podchodząc do niej. - Teraz ci się wydaje, że go kochałaś, ale po czasie zrozumiesz, że to były mylne uczucia.

Na głos starszego brata coś w niej umarło od środka. Płacz momentalnie ustał, a twarz z załamanej przemieniła się w kompletnie pustą. Utkwiła wzrok przed sobą, zastygając jak nieżywa.

- Masz rację Marvolo. - oznajmiła bezemocjonalnym głosem. - Kiedyś to zrozumiem.

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, patrząc na nią od tyłu.

- Ach zawsze ci powtarzałem siostrzyczko. Beze mnie sobie nie poradzisz.

Zadrżały jej usta ze wściekłości, które ścisnęła niewidocznie zębami.

- Zostaw mnie z nim na chwilę. - poprosiła, opanowując emocje. - Chcę się mimo wszystko pożegnać.

Marvolo skinięciem głowy zgodził się i zaczął odchodzić ku wyjściu z pomieszczenia. Dinah do końca odprowadziła go prawdziwie morderczym wzrokiem, a kiedy wyszedł, pozwoliła na nowo swojemu sercu rozpaczać, gdy znów spojrzała na nieżyjącego Daniela. Odgarnęła delikatnie jego kosmyki włosów z twarzy, przejeżdżając raz po raz palcami po chłodnej skórze.

Zbliżyła się do niego i drżącymi wargami złożyła mu silny pełny miłości pocałunek na czole, pozwalając swoim bolesnym łzom płynąć po skórze. Odchyliła usta i łapiąc momentalnie jego twarz w obie dłonie, zaczęła ciężko oddychać, próbując znaleźć odpowiednie słowa.

- Zemszczę się najdroższy. - szepnęła w zimną skórę ukochanego. - Przysięgam, że zniszczę wszystkich i wszystko za to, co cię spotkało. - odchyliła się, aby móc mu ostatni raz spojrzeć w twarz. - Obiecuje ci to. I przepraszam. - dodała, znów załamując głos, a oczy jej się momentalnie zaszkliły. - Kocham cię Danielu Sweetingu. Od zawsze na zawsze.

Zmazując dłonią mokre policzki i powstając na nogi, uniosła różdżkę w górę, która emanując białym łagodnym światłem, zaczęła powoli tworzyć grunt pod ciałem Daniela, mozolnie go wtapiając w swoje wnętrze. Obserwowała go dzielnie do samego końca, aż jego twarz, jak i ciało kompletnie nie zniknęło zakryte brązową ziemią. Wyczarowała dodatkowo wokół ugruntowanego miejsca pąk słoneczników i dodała kamienną tabliczkę z jego imieniem i nazwiskiem.

I że cię pomszczę | Gaunt's FamilyWhere stories live. Discover now