12. Bo beze mnie sobie nie poradzisz.

71 18 122
                                    


Stała pośrodku epicentrum wszystkich spojrzeń skierowanych w jej kierunku, oczekującym na jej decyzję. Te rozbawione zerknięcia jej przegraną, te niecierpliwe gotowe wstać i podjąć kroki za nią i ten ostateczny dumny wzrok Marvola, mówiący tylko jedno.

Wiedziałem, że nie dasz rady Dinah.

Popatrzyła na skulone sylwetki mugoli, telepiące całym ciałem z przerażenia. Niegdyś odczuwałaby małą satysfakcję ze strachu, który w nich siedział, bo to dalej mugole mimo wszystko. Zawsze będą słabi, więc radość z ich męczenia nie jest aż tak duża. Potraktowałaby ich kilkoma niewinnymi zaklęciami i puściła wolno, ot co.

Teraz nie odczuwała nic. Pustym wzrokiem przemierzała po ich zrozpaczonych twarzach, stwierdzając, że po prostu jej się nie chce. Nie czuję potrzeby pokazywania swojej wyższości. Ani nad nimi, ani nad Ominisem, ani nad rodziną. Nie chcę jej się kolejny raz czegoś udowadniać. Czemu? Bo nie ma co udowadniać. Poległa.

- Dokonałeś wyboru Ominisie. - rzekła beznamiętnie, nawet nie spoglądając na młodszego brata. - Teraz będziesz obowiązkiem Marvola.

Młodszy brat zacisnął usta, jak i pięści. Choć usilnie nie chciał pokazywać słabości, Dinah zdawała sobie sprawę, że jest tą wiadomością przerażony. Za to Marvolo z ogromną satysfakcją wymalowaną na twarzy wstał od stołu i powolnym krokiem zmierzał ku nim.

- Dobra decyzja siostro. - stanął obok niej, klepiąc ją po barku. - Mówiłem ci, że beze mnie sobie nie poradzisz.

17 lat temu, dom rodzinny Gauntów:

- Dinah złaź tu! - donośny głos taty roznosił echo po całej posiadłości. Zakrywanie uszu i przymknięcie powiek przestało powoli wystarczać, aby odgonić od siebie ten nieznośny krzyk. - Tak ci złoję skórę...!

I jak za dotknięciem magicznej różdżki wrzaski ustały. Powoli zdejmowała dłonie ze swoich uszu, upewniwszy się, że nie słyszy już dłużej nawoływań rozzłoszczonego rodziciela. Czyżby jej się upiekło? Zmęczył się w końcu?

Podskoczyła w miejscu na ciche pukanie do drzwi jej pokoju. Jednak słysząc łagodne ruchy, które to robiły, wiedziała, że na pomoc przyszedł jej Marvolo. Od razu wstając z nóg podbiegła do drzwi, uchylając je i wciągając wręcz starszego brata do sypialni, aby tata nie miał możliwości dostania się do środka.

- Przekonałeś tatę, aby nie używał na mnie znowu tych swoich zaklęć, prawda?! - doskoczyła do niego natychmiastowo, składając dłonie w proszący gest.

Stalowa postawa Marvola spokojnie się w nią wpatrywała. Zawsze jej imponowało, że pomimo jedynie różnicy trzech lat między nimi, starszy brat wydawał się zawsze wszystkowiedzący w każdej sytuacji. Nieważne ile ciosów by na siebie przyjął, on potrafił wyjść z twarzą z każdego przypadku. Często przy tym ratując ją z opresji.

- Dinah. - zaczął opanowanie. Jak to on. - Dlaczego próbowałaś zrzucić mamę ze schodów?

- Nie o nią mi chodziło! - uniosła się. - Tylko o to coś w jej brzuchu. - z obrażoną miną, skrzyżowała ze sobą ręce.

- To coś będzie naszym bratem.

- Nie chcę go tu! - dodała jeszcze głośniej.

- Dlaczego?

- Bo... - urwała, kuląc twarz w dół. - Przestaniesz mnie już bronić. - powiedziała cichutko. - A mama i tata już doszczętnie mnie znienawidzą. - dopowiedziała i popędziła w stronę łóżka, opadając na nie z rękoma na twarzy. Wiedziała, że takie zachowanie nie przystoi dziewczynce o nazwisku Gaunt i że gdyby rodzice ją teraz zobaczyli, to byliby nią rozczarowani. Ale ona nie potrafiła jak Marvolo być opanowana w każdej sytuacji. Emocje czasami wychodziły jej aż uszami.

I że cię pomszczę | Gaunt's FamilyWhere stories live. Discover now