Rozdział 13: Uwaga, gryziemy

93 21 73
                                    

   Tym razem wędrówka, chociaż długa i żmudna, poszła jakoś łatwiej. Kiedy słońce powoli zaczęło opadać ku horyzontowi, mijali oznaczone na mapie schronisko PTTK Jagodna. Chociaż nie widzieli budynku, do ich nozdrzy dotarł zapach ciepłego obiadu, który na moment całkowicie pokrzyżował dotychczasowe plany nastolatków.

– A może tak coś byśmy zjedli? – zapytał Igor z nadzieją w głosie. Jego organizm zdążył już wypocić wszystkie toksyny i na dobre opuściły go mdłości. Czuł, jak pusty żołądek niemiłosiernie domaga się racuchów i placków ziemniaczanych. Przynajmniej takiego menu spodziewał się po schronisku górskim.

– Nie po to odzieramy sobie nogi na bezdrożach, żeby teraz pakować się w największe skupisko ludzi – odparł Adam, przewracając oczami z miną pełną dezaprobaty.

– Przecież nikt nas tam nie zna, sztywniaku – obstawał przy swoim Igor. Był zbyt głodny, żeby tak szybko dać za wygraną.

– Kurczę, naprawdę pięknie pachnie – powiedziała Kasia z nieskrywanym żalem w głosie.

– Następna – prychnął Adam. – Jak dzieci

– Przecież jestem dzieckiem!

   Laura i Filip zerknęli na siebie. Na ogół w takich sytuacjach wymieniliby porozumiewawcze spojrzenia. Jednak chłopak wydawał się jakiś chłodny i nieobecny. Dziewczyna nie zauważyła na jego twarzy aprobaty, ale po lichym śniadaniu była na tyle głodna, że sama zaproponowała:

– A może zrobimy tak, że najpierw pójdzie jedno z nas, potem drugie, trzecie i tak dalej? No, może oprócz Kasi. Jej można coś przynieść.

   Początkowy sceptycyzm Adama, gdy Laura zaczęła mówić, stopniowo zmalał, kiedy zagłębił się w sens jej słów. On przecież także miał ochotę zjeść coś bardziej pożywnego niż sucha bułka z kabanosem. Nęcące zapachy ze schroniska górskiego wcale nie pomagały.

– To już lepiej zjedzmy wszyscy razem. Najpierw jedna osoba może przynieść część posiłków, a następnie druga pozostałe. Co wy na to?

– Genialne! – krzyknął Igor z celowo przejaskrawionym zachwytem. – Jesteś geniuszem! Naszym wybawcą, zawsze rozsądnym, szczodrym... – chłopak przerwał, widząc groźną minę Adama – ...to ja pójdę pierwszy! – krzyknął, zrzuciwszy z siebie wielki plecak turystyczny. Szybko wygrzebał z niego papierowe miseczki i talerzyki.

   Rozejrzeli się wokół. Właściwie miejsce było okay. Ot kolejna odludna przestrzeń pełna buków, sporadycznych iglaków i zarośli. Sucha ściółka stwarzała dobre warunki do tego, żeby się rozsiąść.

– To jakie zamówienia?

   Kasia i Laura zażyczyły sobie pierogi na słodko, Adam „coś sycącego z mięsem", a Filip placki ziemniaczane.

– Hola, hola! – zawołał Igor w wyraźnie lepszym humorze. – Ze wszystkim i tak się nie zabiorę. Wezmę te pierogi i coś dla siebie, a wy sobie radźcie, tajniacy – po tych słowach wziął mały plecak z papierowymi naczyniami i oddalił się, idąc szybkim krokiem za nęcącymi go zapachami.

– Wygląda jak pies, który złapał trop – skomentował Filip, a Laura zachichotała, co ociepliło nieco jego emocje względem dziewczyny.

   Czekanie bardzo im się dłużyło. Głód mieszał się ze stresem i podekscytowaniem. Mimo że nadal było gorąco, mieli wrażenie, że przywykli już do wysokich temperatur. Wyjęli karimaty i położyli się na ziemi, spoglądając w niebo. Ponad koronami drzew leniwie przesuwały się puchate, białe obłoczki. Czasem przelatywały pod nimi leśne, małe ptaszki, których gatunków nie znali.

Czy cokolwiek ma jeszcze sens?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz