Rozdział 24: Koniec dzieciństwa

75 17 119
                                    

   W napięciu dojeżdżali nad jezioro, zbliżając się do miejsca, skąd ukradli samochód. Na ten moment całkowicie opuściła ich senność, która pojawiła się po kilku wolniejszych, czeskich melodiach w radio.

   Filip zredukował bieg samochodu do dwójki, by pojazd toczył się możliwie jak najwolniej, nie generując zbędnego hałasu. Uzgodnili, że gdy tylko chłopak zatrzyma się i zgasi silnik Skody, w trybie ekspresowym otworzą drzwi i bez ich zamykania uciekną.

   Kiedy chłopak zatrzymał auto w miejscu, z którego wydawało im się, że wcześniej odjeżdżali, pospiesznie wyskoczyli ze środka. Przeszli tylko kilka kroków, gdy z pobliskiej przyczepy kampingowej wyszedł jakiś mężczyzna i zaczął wołać do nich:

Ahoj, děti! Co tu děláš? (Hej, dzieciaki! Co tutaj robicie?) – podszedł do Skody, zdenerwowany widokiem wszystkich drzwi samochodu otwartych na oścież. – Popletl sis naše auto? Ahoj! (Podjebaliście nasze auto? Halo!)

   Oni jednak udawali, że go nie słyszą i bez obracania się za siebie szli szybkim krokiem. W końcu facet odpuścił. Chyba był zbyt bardzo skacowany, żeby ich gonić. Stał jeszcze przez chwilę przy samochodzie, wsiadł do środka i oparł głowę na zagłówku fotela, mrużąc oczy.

   W lesie, gdy do reszty puściło ich całe napięcie, wybuchli śmiechem, a Igor od razu zapalił papierosa. Całą noc walczył ze swoim nałogiem. Poczęstował przyjaciół, którzy również ochoczo zapalili. Trudno o lepszą okazję do wdychania dymu tytoniowego, jak powrót w bezpieczne miejsce po wizycie u mordercy.

   Stając naprzeciwko namiotów, dziwnie czuli się z porą dnia, którą dopiero sobie uświadomili. Chociaż od razu położyli się do śpiworów i zamknęli oczy, długo jeszcze nie mogli zasnąć.

***

   Przegapili ten poranek, przesypiając go w całości. Dopiero po południu niechętnie opuścili namioty – w głównej mierze ze względu na słońce, które oparło się na tropikach. Podczas śniadania z trwogą spoglądali na niepozorny staw, w którym aktualnie beztrosko pluskały się dzieci i dorośli. Pływały po nim żaglówki i kajaki. Nie było natomiast widać żadnego policyjnego patrolu, co powodowało u przyjaciół nieprzyjemne ukłucie rozczarowania.

   Ze wszystkich osób nad wodą tylko oni w piątkę wiedzieli o mrocznej tajemnicy, którą skrywa dno Velkiego Dářko. I z tego właśnie powodu nie mieli ochoty zażywać w nim kąpieli – ani dziś, ani już żadnego innego dnia.

– Jak myślicie, kiedy zaczną sprawdzać wodę? – zapytał Filip niemrawo.

– Pewnie minie jeszcze trochę czasu – stwierdziła rozeznana w temacie Kasia – Póki co nawet nie jest zaginiona ­– dodała z myślą o kobiecie.

– Myślicie, że nas widział? Mam na myśli, że poza samochodem – zmieniła temat Laura. Od wczoraj nie dawało jej to spokoju. – Może będzie szukał zemsty?

– Szczerze wątpię – odrzekł Adam. – Nawet gdyby nas widział, więcej ryzykowałby powracając na miejsce zbrodni. No i skąd miałby wiedzieć, gdzie mamy rozbite namioty?

– Zakładasz, że myśli logicznie – powiedziała Kasia. – Ale pamiętaj, że mówisz o kimś, kto zabił swoją żonę – wypowiadając te słowa, zapychała buzię bułką z dżemem truskawkowym. Nie wyglądała na zestresowaną.

– W takim razie będziemy na siebie uważać. Powinniśmy trzymać się razem – stwierdził Filip.

No i chyba i tak nie pozostaniemy tu zbyt długo, skoro pozbawił nas głównej atrakcji, dodał w myślach.

   Rzeczywiście, po śniadaniu zostali trochę bez zajęcia. Nie chcieli wchodzić do wody, a panował upał. Postanowili więc wybrać się na przechadzkę do lasu. Narodowy Rezerwat Przyrody Dářko okazał się naprawdę malowniczy.

Czy cokolwiek ma jeszcze sens?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz