Rozdział 21: Autokamping

90 20 115
                                    

   Kiedy opuścili Rokytnice v Orlických horách, atmosfera wśród przyjaciół nie należała do najlepszych. Chłopacy wciąż odczuwali negatywne skutki zażycia narkotyków, ale ich zły nastrój miał także inne źródła. Aktualnie wszyscy najlepiej dogadywali się z Kasią i Adamem, którzy stali się Szwajcarią pośród konfliktu o podłożu dojrzewania.

   Laura unikała rozmów zarówno z Igorem, jak i z Filipem. Jeden głęboko ją rozczarował, a drugiego bardzo bała się zranić. Chłopacy nie byli jednak tym urażeni, ponieważ sami nie mieli ochoty na bliższy kontakt z dziewczyną.

   Na szczęście z pomocą przyszły okoliczności wędrówki, które w pewnym stopniu uniemożliwiły im zagłębianie się we wspólne niesnaski. Przede wszystkim skończył się las. Co jakiś czas napotykali co prawda małe zagajniki, ale nie było większego sensu chować się w nich, gdy większą część trasy i tak musieli przemierzać polami, łąkami, a nawet pośród wsi i małych miasteczek.

– Nie wiem – tłumaczył się Adam zestresowany. – Na mapie wyglądało to jakoś inaczej. Musiałem coś popieprzyć...

   Początkowo, mając w pamięci bagaż nieprzyjemnych doświadczeń, bardzo stresowali się każdą napotkaną osobą. Czuli się zupełnie nie na miejscu, jak dzikie zwierzęta, które zostały wypędzone ze swoich naturalnych siedlisk. Stopniowo jednak, kiedy przekonywali się, że właściwie nic złego się nie dzieje, bo nikt też specjalnie nie zwraca na nich uwagi, stawali się coraz pewniejsi. Ich poczucie bezpieczeństwa zostało wzmocnione szczególnie we wsi Kunvald, gdy minął ich policyjny radiowóz na sygnale. Zamarli, będąc przekonani, że to już koniec. Ale pojazd służb mundurowych po prostu przemknął obok, jakby byli niewidzialni.

– Może tutaj nie dotarły wiadomości o nas? – zastanawiał się na głos Filip.

– W sumie, minęło już tyle czasu, że media mogły przestać mieć z nas pożywkę – stwierdziła Laura.

   Tak czy inaczej – stopniowo zaczęli ze sobą normalnie rozmawiać.

   Pozbawieni poczucia lęku o rozpoznanie bardziej niż wcześniej zaczęli zwracać uwagę na towarzyszące im niedogodności rozbijania obozowisk. Na ogół wybierali do tego napotykane lasy, ale czasem musieli stawiać namioty także w szczerym polu. Nie zawsze mieli bliski dostęp do rzeki, w której mogliby się umyć, czy też do sklepów spożywczych, w których mogliby zrobić sensowne zakupy. Wyłącznie jednodniowe postoje nie sprzyjały magazynowaniu zapasów, więc o wodę i jedzenie musieli martwić się niemal codziennie.

   Mimo to nie mieli ochoty zatrzymywać się gdziekolwiek na dłużej. Potrzebowali być w ciągłym ruchu, który nadawał im teraz poczucie sensu. Choć nie było konieczności przedzierać się przez leśne bezdroża, a tereny nie były już tak wypiętrzone, czuli się coraz bardziej zmęczeni i sfrustrowani. Dlatego też, kiedy przechodzili przez wschodnią część miejscowości Žamberk i zauważyli duży banner z napisem AUTOCAMPING, właściwie wszystkim zaświtała w głowach ta sama myśl.

– A może tym razem rozbijemy się na polu namiotowym? – Laura wypowiedziała ją na głos. – Na pewno mają prysznice, toalety... – rozmarzyła się dziewczyna.

   Zatrzymali się przy Dzikiej Orlicy, która znów przecięła im drogę. W tym miejscu nie wyglądała jednak tak zachęcająco, jak zapamiętali ją przy zalewie Rudawa. Teraz prezentowała się jakoś odstręczająco brudno i nieprzyjemnie zimno. Bez wątpienia nie mogła konkurować z ciepłą wodą pod prysznicem.

   Spojrzeli po sobie. Każde wiedziało, że są bardzo blisko podjęcia ryzykownej decyzji, ponieważ jedyna osoba, która na ogół przywoływała ich do porządku, milczała.

   W końcu Adam odezwał się zrezygnowanym tonem:

– Może to dobry pomysł... Mam wrażenie, że noszę na sobie skorupę brudu.

Czy cokolwiek ma jeszcze sens?Where stories live. Discover now