Rozdział 15: Najlepszy tydzień życia?

106 20 180
                                    

   Rozbili obóz na skraju lasu, który znajdował się na wzniesieniu. Mieli malowniczy widok na wieżę widokową stojącą na szczycie Jagodnej. Wokół rozciągały się soczysto zielone łąki, miejscami poprzeplatane polami uprawnymi. W lesie dominowały świerki, wśród których gdzieniegdzie można było dopatrzyć się brzóz, buków oraz modrzewi.

   Do granicy było już zaledwie dziesięć kilometrów, które z łatwością przejdą następnego dnia. Planowali zahaczyć o zaznaczony na mapie mały zalew Rudawa. Za nim polsko-czeską granicę odgradzała rzeka Dzika Orlica, przez którą powinni bez trudu się przeprawić.

   Im bliżej gór się znajdowali, tym bardziej kojącego chłodu mogli doświadczyć. Napawali się możliwością podziwiania szerokich połaci ziemi bez śladu żywego ducha. Na wieży można było dostrzec kilka poruszających się mróweczek i na tym koniec. Za kolejnym razem rozstawianie namiotów przebiegło jak z płatka. Co prawda zgubili gdzieś kilka śledzi, ale bez trudu zastąpili je patykami i kamieniami.

   Kiedy skończyli rozbijać obóz, słońce schowało się już za koronami drzew, jednak niebo pozostawało jeszcze jasne. Zamiast ogniska zapalili lampkę kempingową na baterie, którą ustawili pomiędzy namiotami.

   Zmęczona Kasia krótko po tym poszła spać do namiotu dziewczyn, jednak reszta miała ochotę spędzić wspólnie jeszcze trochę czasu.

   Usiedli w bluzach i spodniach z długimi nogawkami naokoło lampki. Nalali sobie wódki, którą mieszali z mocną herbatą i plasterkami cytryny. Smakowało fatalnie, ale z czasem coraz lepiej. Igor, Laura i Adam pili powoli, nadal mając w pamięci wyraźne wspomnienia porannego kaca. Nie dotyczyło to natomiast Filipa, który tym razem zdradzał znacznie większą ochotę na alkohol.

   Wokół głośno cykały świerszcze i roznosił się przyjemny zapach roślinnej wilgoci. Raz po raz wokół dało się wypatrzeć pojedyncze, zawieszone w półmroku świetliki.

   Nastroje wyraźnie się rozluźniły i każdy wpadł w dobry humor. Mimowolnie zaczęli wspominać dzisiejsze przygody i o dziwo już w znacznie lżejszym tonie wypowiadali się o tym, jak Adam natrzaskał dwóm starszym typom.

– Trzeba przyznać, że wyglądało to filmowo – powiedział Filip po głębszym łyku chałupniczego drinka. Poczuł jak pomiędzy przełykiem a żołądkiem rozchodzi mu się palące, przyjemne ciepło. Jednocześnie ślinianki cierpły mu od soku cytrynowego.

   Na słowa przyjaciela Adam uśmiechnął się nieco zażenowany.

– Taaak – zgodził się z chłopakiem Igor, który pragnął zakopać topór wojenny z Adamem. – Jak dla mnie, to oni rzeczywiście się obsrali i nie będą nam uprzykrzać życia.

– Ale z tym paralizatorem? – przypomniało się Laurze i zachichotała głośno.

– Ej, no właśnie! – zawołali Filip i Adam niemal jednocześnie.

   Bez zbędnego namawiania Igor poszedł chwiejnym krokiem do namiotu chłopaków i po chwili wrócił do przyjaciół, dzierżąc w dłoni mały, niepozorny przedmiot o czarnej obudowie. Usiadł, puszczając paralizator w kółeczko do oglądania.

– Testowałeś go? – zapytał Adam, który ostrożnie oglądał urządzenie z każdej strony.

– Eee, no w sumie to nie. Chyba wolałem potestować na was. To znaczy z wami – odparł Igor z głupkowatym uśmieszkiem.

   Adam nacisnął przycisk na obudowie, a z igiełek na końcu paralizatora głośno trzasnęły iskry. Chłopak aż podskoczył i ku rozbawieniu reszty szybko wyłączył urządzenie.

   Usłyszeli, jak Kasia przewraca się w namiocie z boku na bok i cicho wzdycha z niezadowoleniem, jednak nie byli w stanie powstrzymać się od śmiechu.

Czy cokolwiek ma jeszcze sens?Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ