☆na co komu dziś☆

10 3 2
                                    

     Grzesiu jak w każdą niedzielę obudził się doperio po 12 na wypadek, gdyby ktoś chciał go na Mszę wysłać, jak to czasami robili jego rodzice. Po swojej porannej rutynie, udał się do swojego pokoju, który go przerażał, bo był cały różowy, (oprócz jego łóżka) i pełen plakatów, które jego siostra powiesiła. Położył się na swoim łóżku, po chwili dołączył do niego jego pupilek, Posejdon The Wąż, stwierdził, że takie imię do niego pasuje, bo poznał go w kiblu, a Posejdon był przecież Bogiem kibli, a przynajmniej tak się Grzesiowi wydawało. Leżał z godzinę i głaskał swojego węża, aż znudzony stwierdził, że zadzwoni do swojego przyjaciela, by przyszedł do niego i poznał Posejdona. Pół godziny później, Żak pojawił się na miejscu, bez żadnego pukania ani dzwonienia do mieszkania rodzeństwa, a potem przez okno do pokoju Grzesia.

- Kurwa Żmije masz tutaj! - krzyknął Żak wystraszony.

- To nie żmija tylko moje siostry, Żakuś - przewrócił oczami Grzesiu i podniósł się z łóżka, uprzednio odkładając węża na poduszkę.

- Nie chodzi mi o nie! Tylko o tego pytonga, co masz na łóżku!

- Aaaa... - mruknął Dawirgin. - To Posejdon The Wąż, mój zwierzak domowy. Pogłaszcz go, jest przyjazny

- Skąd ty masz węża? - spytał się Bagiet. Był trochę zdziwiony i sceptycznie nastawiony na gada, ale on się niczego nie boi przecież i pogłaskał go po jego malutkiej glowce

- W kiblu go znalazłem - odpowiedział zadowolony, patrząc na swojego przyjaciela i Żaka.

- Grzesiu.. - Żak załamany uderzył się dłonią w twarz. - Czemu w ogóle nazwałeś go Posejdon?

- No bo to bóg kibli, co nie?

- Grzesiu... - westchnął. - Grzesiu! Za jakie grzechy Ty taki jesteś?

- Ojj.. Wspaniały jestem od urodzenia - powiedział i z uśmiechem usiadł na łóżko.

- Wiesz, że Posejdon jest Bogiem wody, nie kibli? - spytał się zrezygnowany Bagiet i usiadł koło przyjaciela.

- Acha...

Pare dni później Liceum ogólnokształcące nr 69 w Sosnowcu

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Pare dni później
Liceum ogólnokształcące nr 69 w Sosnowcu

     Grzesiowi nawet się podobała nowa szkoła, nikt go tam nie znał i nie nazywał "Skurwysynem", nie miał zakazu wchodzenia do kibli, nauczyciele go narazie lubili, oprócz Pani od matematyki, na której lekcji pojawił się Żak. Znalazł sobie nawet znajomego, z którym rozmawiał co przerwę, był nim psycholog szkolny, bardzo zafascynowany zachowaniem Dawirgina.
A dzisiejszy dzień miał być jeszcze lepszy, ponieważ rodzice Żaka przekupili dyrektora szkoły, żeby pozwolił ich synowi się tam uczyć, więc dzisiaj powinien być pierwszy dzień Bagieta. "Francuz" miał się pojawić dopiero na 4 lekcji, czyli na polskim z ich nowa wychowawczynią. Grzesiu biegł z prędkością światła na tę lekcję, wszedł do klasy i zajął swoje miejsce. Po paru minutach lekcja się zaczęła, ale Żaka nigdzie nie było. W połowie lekcji, z głośników w szkole zaczęło lecieć "Love Game" od Lady Gagi, zgasły wszystkie światła, w pomieszczeniu pojawił się różowy dym i wraz z drugim refrenem, wszedł Żak Bagiet, ubrany w różowe futro, skórzane spodnie, jedwabną koszule a na nosie czarne okulary, warte więcej niż życie autorki. Polonistka widząc to co się dzieje, usiadła na krześle i odmówiła różaniec, uczniowie oprócz Grzesia nie wiedzieli co robić, jedni nagrywali całe zdarzenie telefonem, inni pochowali się pod ławkami, bo myśleli, że ich ktoś atakuje, a inni oglądali całe zdarzenie. Po Lady Gadze, z głośników zaczęła lecieć Britney Spears "Work Bitch".

- It's Britney, bitch! - zaśpiewał Żak, chodząc po klasie, jakby to był wybieg. Grzesiu wstał i klaskał, wzruszony przedstawieniem swojego przyjaciela, był dumny z Bagieta, pomyślał sobie, że takiego człowieka jak Żak to szukać w stogu igły siana świeczką. Po skończeniu piosenki, światła z powrotem się zapaliły, a dym zniknął. Żak stanął na środku klasy.

- Bonjour, Je suis Żak Bagiet - (tłum. Cześć, jestem Żak Bagiet) przedstawił się chłopak i usiadł na miejscu koło swojego przyjaciela. Polonistka po jakieś chwili, podniosła się i wybiegła z klasy. Grzesiu stwierdził, że pewnie ma problemy żołądkowe. Pare minut później zadzwonił dzwonek, oznaczający koniec lekcji, wszyscy z klasy wyszli. Grzesiu razem z Żakiem, jak to zawsze robili w starej szkole, poszli palić.  W miejscu palenia, było oczywiście mnóstwo osób, no bo to jednak polskie liceum. Stanęli sobie gdzieś z boku, by nikt im nie przeszkadzał i broń boże nie chciał wyżulić od nich fajeczki. Niestety spokoju długo nie mieli, bo przy nich zespałniło się z 10 osób, by prosić o instagrama Żaka. "Ahh, z tego Żakusia to prawdziwy pies na baby i gejów" pomyślał sobie Grzesiu, uśmiechał się pod nosem, po wypaleniu PallMalla cienkiego, niebieskiego, postanowił zostawić przyjaciela z tamtymi ludźmi i pójść na lekcje chemii, którą uwielbiał.

Ulica Domowników: Dawirgin "Zakała"Where stories live. Discover now