☆takie tango☆

12 2 1
                                    

Następny weekend
Jakiś bar w Sosnowcu

Po długich namysłach i wielu piwerek Grzesiu zgodził sie na randkę z Jolą. Mieli sie spotkać pod jakimś barem w Sosnowcu, Grzesiu zdenerwowany randeczką przyszedł na miejsce spotaknia aż godzine wcześniej. (Szkoda, że na polski z takim zapałem nie przychodzi) W oczekiwaniu na dziewczyne, zdążył wypalić paczke PallMalli cienkich, niebieskich i pójść do pobliskiego monopolowego po następna paczke. Stojąc sobie pod latarnią miał czas przemyśleć jego tymczasowe stosunki z przyjacielem, który od kiedy zgodził się na randkę z Lojalną nie chce z nim rozmawiać. Nawet go nie chce zawieźć do szkoły, co było bardzo nietypowe. Chłopcy nawet jak byli bardzo pokłóceni to zawsze jeździli/chodzili razem do szkoły. Wszystkie próby rozmowy Grzesia z Żakiem kończyły się z jeszcze bardziej zdenerwowanym "Francuzem", Dawirgina bolało zachowanie starszego. Przecież są przyjaciółmi, więc czemu Bagiet ma problem do tego, że Grzesiu kogoś sobie znalazł i jest szczęśliwy? Najbardziej bolące było to, że Żak go ignoruje. Rozmawia z nim tylko jak Grzesiu pierwszy do niego zagada, a nawet tego rozmową nie da się nazwać. Bagiet mu odpowiada półsłówkami lub w ogóle się nie odzywa. Nie wiedział co robić, spytał się nawet najstarszej siostry o rade ( musi być na serio kiepsko jak Grześ pyta sie kobiety o radę), ale ona mu tylko powiedziała, że musi dać drugiemu trochę czasu i wszystko się ułoży. "Pierdolenie" pomyślał  przypominając słowa Gieny. Jak on ma żyć bez swojego przyjaciela? Przecież do tanga trzeba dwojga... Tak ten świat złożony jest...
O godzinie 18 czasu środkowoeuropejskiego na miejsce spotkania pojawiła się Jola Lojalna, ubrana w długą prostą, czerwona sukienke i w czarny płaszcz. Grześ na widok dziewczyny uśmiechnął się.

- Heeej - przywitała się, całując go w policzek. Na ten gest uśmiech chłopaka się powiększył.

- Heejeczka - odpowiedział. - Dobrze wyglądasz

- Dzięki..

- Żaka ulubiony kolor to czerwony

- Ta? To zajebiscie - mruknęła pod nosem. Miała już dosyć rozmów o Bagiecie. Grzesiu zawsze tylko o nim wspomina, nieważne co się dzieje zawsze jest Żak.

Dziewczyna chciała najpierw skomentować to, że chłopak ciągle nawija o swoim przyjacielu, ale pomyślała, że lepiej nie psuć humoru Dawirgina, pytaniami o Bagieta, który ostatnio odpierdala mocniej niż polscy influencerzy w wrześniu. Weszli, wsiedli, zamówili, oczywiste rzeczy, których nie ma sensu dokładnie opisywać. A bar wyglądał... brzydko, po prostu obrzydliwie, szczury biegały między stolikami. Typowe miejsce w Sosnowcu. Brakuje tylko losowego dinozaura pośrodku, jak wiadomo miasto słynie z wielkiego dinozaura postawionego cholera wie gdzie. Pewnie tak kochają te zwierzęta, bo całe miasto wygląda jakby było z ich epoki. Podczas oczekiwania na swoje napoje alkohole i bezalkoholowe dla Joli, która już nie pije, nastała okropna, niezręczna cisza. "Zajebiscie, z martwymi miałam lepsza zabawe" pomyślała Lojalna, patrząc na Grzesia, który bawił się serwetkami i składał je w kształ penisa. Chłopak ma smykałkę do origami.

- Świetny fallus - rzekła dziewczyna, z bardzo nieokreślonym wyrazem twarz. Wyglądała na raz na zachwycona, obrzydzona i załamaną.

- A dzięki. Żak lubi fallusy.

Po złożeniu następnego męskiego członka, wreszcie przyszedł kelner z ich zamówieniami. Pracownik widząc dzieło Grzesia zaniemówił, odłożył szybko napoje na stolik i uciekł.

- Następnym razem możemy pójść gdzieś, gdzie nie ma alkoholu - powiedział Dawirgin, rozwijać papierowe kutasy.

- Następnym razem?

- No myślałem, że może jeszcze się kiedyś spotkamy, ale jak nie chcesz to ok...

- Z chęcią się z Tobą spotkam - uśmiechnęła się. - Chcesz spróbować? - podała chłopakowi swój drink.

- Łeee, dobre. Nigdy nie piłem bezalkoholowych

Reszta spotkania minęła parze przyjemnie, dużo rozmawiali i się śmiali, gdy Grzesiu opowiadał o historiach z swojego życia. Jola uważała za najbardziej śmieszna, jak 15letni Dawirgin przypadkiem wpadł do kosza, potem do śmieciarki i skończył na wysypisku śmieci. Dwa razy. To i tak mało jak na Grzesia, ale całe życie jeszcze przed nim i wiele koszy po drodze. Po godzinie 22, wyszli z baru i udali się na spacerek po pięknych ulicach Sosnowca. No i sobie pochodzili trochę, paląc PallMalle cienkie, niebieskie, trzymając się za ręce i śmiejąc się jak pojebani, pare osób zwróciło im uwagę, że po ciszy nocnej, ale nie przejęli się tym. Grzesiu był bardzo szczęśliwy przy dziewczynie, czuł się lepiej niż nawet przy Żaku. Co wielkim sukcesem było, Żak to była jedyna osoba, która nie oceniała nigdy Grzesia, zawsze go wspierała i pomagała z wysadzaniem kibli. Żak to jego jedyny przyjaciel i jedyne wsparcie, chociaż czy teraz dalej nim jest? Grzesiu chciałby wiedzieć, czuł jakby starszy się od niego odsuwał.

- Ej! - krzyknął jakiś przechodzen i podszedł do pary. - Widzieliście węża? Ma z pół metra i jest zielony, lubi gryźć ludzi, ma oceniający wzrok, wąsika i kapelusz.

- Eee... nie wydaje mi się - odpowiedziała Jola.

- Jebany pytong - mruknął mężczyzna.

- Kim Ty w ogóle jesteś chłopie?

- Ja to Hycel, Hycel Usługi. Miło mi - przedstawił się starzec i podał Joli rękę.

- Okurwa... - szepnął Grzesiu.
Uświadomił sobie, że to ten sam Hycel Usługi przed, którym jego wąż Posejdon The Wąż ucieka. - Musimy iść, bajo jajo - pożegnał się z urzędnikiem, złapał dziewczyne za rękę i pobiegł przed siebie, ciągnąć za sobą zdezorientowaną Jolę. Jak się odalili od miejsca spotkania Hycla, Grzesiu puścił dziewczynę.

- Co do kurwy? - spytała się.

- Ten hycel na mojego pytonga poluje!
- Grzesiu... - westchnęła. - Na twojego to chyba prędzej by ginekolog polował...
- Nie chodzi o chuja! Mam węża! Znalazłem go w kiblu i jest w niebezpieczeństwie!

- Ojj... To przejebane - odpowiedziała i klepnęła Grzesia w ramię.

- Musimy się pospieszyć i znaleźć Posejdona przed Usługi! - złapał znowu dziewczynę i pobiegli w stronę osiedla, na którym mieszkają.
Po jakiś 15 minutach byli już w mieszkaniu Dawirginów. Grzesiu otworzył drzwi z takim impetem, że Gisela, która stała za nimi poleciała trzy metry do tyłu i uderzyła w szafę, ale on nie zwracał uwagi na takie szczegóły, biegł dalej do swojego pokoju. Rozgrywała się właśnie walka o życie członka jego rodziny, ukochanego węża, nie miał czasu na błahostki takie jak prawdopodobny wstrząs mózgu jego siostry. Jak znalazł się już w pokoju, pod każdy mebel zajrzał, dywan, pod poduszki, nawet spojrzał na regał z książkami.

- Gdzie Posejdon?! - krzyknął, wystraszony.

- Wyszedł dzisiaj rano do sąsiadów - odpowiedziała Gaja, zmieszana bardzo całą tą sytuacją i trochę wściekła, bo nagle wtargnięcie jej brata do pokoju, przeszkodziło jej w rozmowie z jej chłopakiem.

- Japierdole... - mruknął skurwysyn. - Każdy bierze broń, telefon i idzie szukać Posejdona! - dziewczyny bardzo zdezorientowane, podniosły się i poszły się szykować jak na wojnę, nawet Gisela, która widziała potrójnie, wstała, wytarła spodnie i poszła po kij bejsbolowy.
Może Dawirginowie to nienajlepsze rodzeństwo, ale jak któryś z nich potrzebuje pomocy do napierdalania się to są gotowi w 3 sekundy. Grześ przed wyjściem zadzwonił jeszcze do swojego najlepszego przyjaciele, ale ten odrzucił połączenie. Złamałoby to serce skurwysyna, gdyby nie to, że spieszy mu się na wojnę z Hyclem i pewnie jakąś instytucja państwowa, postanowił, że jak spotka Żaka to mu to wspomni. Rodzeństwo i Jola byli już gotowi do wyjścia z mieszkania, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi....
CIĄG DALSZY NASTĄPI

Ulica Domowników: Dawirgin "Zakała"Where stories live. Discover now