☆dumka na dwa serca☆

9 2 4
                                    

Tymczasem w Warszawie
Dom Dawirginów

Od kiedy Grzesiu już nie mieszka w Warszawie, państwo Dawirgin żyją jak w bajce... no prawie, niestety sąsiad Nowak i szef firmy NOWAK PRZEWOZICIEL niszczy ich spokój swoimi niecnymi planami, w dzień poprzedni wkradł się do domu Dawirginów i przefarbowal wszystkie czarne krawaty Gabrysia na pomarańczowe w niebieski kropki, a że Gabryś to zapracowany biznesmen nie miał czasu kupić nowego i musiał wyjść w takim do pracy i padł ofiarą upokorzenia społecznego. Gabryś sobie przysięgł jak nadejdzie dzień, w którym do pracy nie musi iść to odigra się na mściwym sąsiedzie Nowaku, szefie firmy NOWAK PRZEWOZICIEL. Wstał o 4 rano, zajechał do pobliskiego budowlanego i zakupił parę worów betonu, jego plan był bardzo mściwy i głupi w cholere, ale kim ja jestem by oceniać kogoś. Gabryś Dawirgin, najstarszy z Dawirginów, ten co prowadzi firmę co ma co roku zysku parę milionów i ten co ponoć jest najmądrzejszy z rodziny, wpadł na pomysł, że wyleje świeży beton na chodnik przed domem Nowaka, szefa firmy NOWAK PRZEWOZICIEL, dzięki czemu Robert nie będzie mógł odebrać swojej poczty i utknie w betonie, wtedy Gabryś będzie mógł wziąć leżaczek, kawunie i śmiać się z sąsiada, który będzie stać w betonie parę godzin, jak nie dni dopóki jego młodszy brat Nowak go nie znajdzie, a że młodszego brata Nowaka często nie ma to może to trochę potrwać. Gabryś jak sobie przyrzekł tak i też zrobił, nabijał się z sąsiada Nowaka, szefa firmy NOWAK PRZEWOZICIEL 10 godzin, aż stwierdził, że znudziło mu się i pójdzie zrobić dymy gdzieś indziej. Poszedł na poszukiwania żony, znalazł ją w z jednej z dwóch kuchni, (na serio po co im dwie kuchnie? ta rodzina ma jakies dziwne zamilowanie do owych pomieszczeń, pojebani ludzie, ale ja tu od oceniania nie jestem) stojąca przy blacie tak, że stała tyłem do wyjścia. Gabryś stwierdził, że to szansa, żeby wywinąć jakiś kawał na żonce, wziął z wyspy kuchennej mąkę, podszedł blisko do Grażyny i wysypał proszek jej na włosy. Grażynka wystraszona krzyknęła, odwróciła się nagle i pierdolnela mężowi takiego liścia, że pewnie ich dzieciaki w Sosnowcu usłyszały ten trzask.

- Japierdole! Gorszy jesteś od Skurwysyna.. znaczy naszego syna - powiedziała kobieta, zdenerwowana zachowaniem swojego męża, które było na niższym poziomie niż średnia Grzesia, a to wyczyn, żeby cokolwiek było niżej.

- Ajj tam, pierdolisz - machnął Gabryś ręką i pomógł kobiecie wytrzepać mąkę z włosów. - Debil Nowak dalej siedzi w betonie.

- Gabryś... ty weź idź się pierdolnij w ścianę czy coś

- Co Ty taka marudna? Jogę Ci odwołali czy co?

- Nie... chyba za dziećmi tęsknię - odpowiedziała trochę zasmucona.

- Niezłe żarty - zaśmiał się, ale jak zobaczył, że jego ukochana na serio miała na myśli że tęskni za tymi wybrykami natury aka ich dziećmi to ogarnął dupe i przestał się uśmiechać.
- Możemy ich odwiedzić na święta.

- Święta są za prawie dwa miesiące

- Jak chcesz to nawet jutro można do nich jechać

- Z jednej strony chciałabym, bo tęsknię za dziewczynami, ale z drugiej strony Grzesiu..

- Jaki my błąd popełniliśmy, że Grzesiu jest jaki jest - mruknął Gabryś. - To co święta w Sosnowcu? - kobieta się z nim zgodziła.
Spędzili resztę dnia razem, bardzo miło, byli szczęśliwy, że wreszcie znaleźli czas dla siebie, niestety Gabryś przez swoją pracę mało ma czasu, a Grażynka jest cały czas zabiegana przez jogę i instruktora, a jak są ich dzieci w domu to w ogóle nie mogą nawet znaleźć sekundy dla siebie, bo chociaż wszystkie dzieciaki są już dorosłe to zachowują się gorzej od grupy przedszkolaków. Wieczorem usiedli w swoim ogromny salonie i zaczęli wspominać dobre stare czasy i przeglądać albumy z zdjęciami. Opowiadali swoje ulubione chwilę z dzieciakami. Gabrysia była, gdy pierwszy raz wziął Gisele na ryby, miała wtedy koło 5 lat, była bardzo mała, że jak wzięła do ręki wędkę swojego ojca to ona ja przeciążyła i wpadła do stawu. Na szczęście ojciec Gabrysia to szybko zauważył i wyciągnął ją. Ale oczywiście to nie jest ulubiona chwila Gabrysia, bo stała się krzywda jakiemuś dziecku. Spędził wtedy dwa dni z swoją mała córeczka, którą kocha nad życie (resztę też kocha równo mocno, może tylko Grzesia ociupinke mniej). Rzadko w tamtym czasie mężczyzna bywał w domu, więc taki weekend z Gisela był dla niego bardzo ważny i wiele zmienił, postanowił, że dopóki dzieciaki wszystkie nie skończą 18 lat będzie mniej pracować. Oczywiście różnie to bywało, czasami jednak zapominał o złożonej przed laty obietnicy i przemęczał się w robocie, w takich momentach jego żona brała album z zdjęciami z wypadów na ryby i przypominała mu o tych cudownych momentach z Gisela i z jego ojcem zanim umarł. Ojciec Gabrysia może i nie był czasami przykładowym rodzicem, ale dbał o niego oraz jego rodzeństwo, zawsze próbował znaleźć czas dla nich i Gabryś też taki chciał być jako ojciec. Drugim ulubionym momentem jego był też wypad na ryby, ale tym razem z całą rodziną i przyjacielem Grzesia, który jest dla Dawirginów jak drugi i chciany syn. Grzesiu wtedy złowił totalnym przypadkiem wielkiego pstrąga, który okazał się być węgorzem i ugryzł Grzesia w dupe, resztę dnia spędzili w szpitalu, bo chłopak prawie się przekręcił. Grażynki ulubionym wspomnieniem był ślub jej i Gabrysia, takie weselicho było, że balanga trwała 3 tygodnie, nawet prezydent Polski był gościem i minister rolnictwa. Każdy był tak naprutny, że Dawirginowie pijani wylądowali w Tunezji. Tam następne 3 tygodnie balangowali. Dobrze też wspominają wyjazd na narty z dzieciakami i Żakiem, jak chłopacy mieli koło 16 lat. Grześ i Żak zniknęli na parę dni, potem się okazało, że byli w Czechach, ale nie wiadomo co tak robili, bo za każdym razem jak ktoś się ich pytał to mówili, że wolą o tym nie pamiętać. Very sus...

Ulica Domowników: Dawirgin "Zakała"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz