Jimin stał na szczycie wzgórza, obserwując zmieniający się krajobraz. Soczysta zieleń ustąpiła miejsca czerwieni, a drzewa zaczęły już powoli tracić liście. Było chłodno. Ciemne chmury zawisły na niebie i pędzone wiatrem przetaczały się przez równiny. Chłopak spojrzał z góry na okoliczne wioski, po czym zmrużył oczy i w uniesieniu wystawił twarz do słońca. Czuł, jak przepełnia go spokój. Uwielbiał, kiedy potężne dęby kołysały się energicznie, szumiąc jak wzburzone morze. Po chwili otworzył powieki i próbując wyrzucić z głowy natrętne myśli, odetchnął głęboko. Chciał zebrać siły, ochłonąć i na nowo cieszyć się drobnymi rzeczami.
— Wracamy? — zawołał Namjoon, przystając w połowie drogi.
Rudzielec westchnął z żalem, ale zaraz poprawił płaszcz i mnąc w dłoniach swój wysłużony kaszkiecik, podszedł do mężczyzny.
— Musimy się pospieszyć — oznajmił Nam, wskazując palcem na deszczowe chmury, które zasnuły już prawie całe niebo. Po raz pierwszy zabrał go na wspólną przechadzkę. Miał świadomość, że za dużo czasu spędza w swoim gabinecie i postanowił to zmienić. Wiedział, że Jimin jest uzdolnionym, ale i wrażliwym umysłem. Nawet jeżeli na ogół traktował innych z rezerwą, Kim domyślał się, że to jeden z mechanizmów obronnych, który pomagał mu zachować autonomię w tym trudnym, pełnym niesprawiedliwości świecie. — Może zdążymy akurat na gorącą szarlotkę — rzucił dla rozluźnienia atmosfery, po czym zszedł z pagórka i ruszył przed siebie, pilnując jednocześnie, by nastolatek nie ześlizgnął się ze stromych zboczy.
— Dlaczego wziął mnie pan ze sobą? — to pytanie nie dawało Parkowi spokoju od samego rana.
— A uważasz, że musiał istnieć jakiś powód?
— Tak.
Namjoon odchrząknął i zerknął na niego kątem oka. To Seokjin przekonał go do tej wyprawy, twierdząc, że zarówno on, jak i Jimin mają ze sobą wiele wspólnego. Obaj posiadali trudny charakter i obaj skrywali przed światem swoje prawdziwe emocje. Nam początkowo wydawał się sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, ale ostatecznie uległ namowom młodszego brata i postanowił porozmawiać z nastolatkiem na osobności.
— No cóż, masz pełne prawo odnosić się do mnie z rezerwą, ale...
— Jin pana zmusił? — przerwał mu chłopak, idąc z nim ramię w ramię.
— Na twoim miejscu nie traciłbym czasu na snucie bezpodstawnych domysłów.
— Zamierza mnie pan przesłuchiwać? — ciągnął rudzielec, nie dając się zbić z tropu. Znał Seokjina na tyle, by wiedzieć, że to on był inicjatorem tego spotkania.
— A wyglądam na sędziego?
— Prawdę mówiąc: tak.
Namjoon uśmiechnął się pod nosem, ale zaraz znów spoważniał i zaczął spokojnym głosem:
— Nie zamierzam robić ci wyrzutów, jeżeli tego się obawiasz.
— Nie obawiam się tego.
— A czego?
Park odwrócił twarz i lekko spuścił wzrok, nie chcąc wracać pamięcią do tego okropnego incydentu sprzed kilku dni. Udawał, że to się nie wydarzyło i choć z zewnątrz sprawiał wrażenie opanowanego, w środku cały drżał. Odczuwał tak wielki strach przed reakcjami własnego ciała, że postanowił ograniczyć kontakty z Yoonem, gorliwie pielęgnując swoje uczucia do pięknej Marthy.
— Wyglądam panu na kogoś, kto się czegoś boi? — zapytał po chwili, by zyskać na czasie.
— Prawdę mówiąc: tak — powtórzył po nim Nam, obserwując każdą zmianę na jego twarzy. — Po matce odziedziczyłeś urodę, a po ojcu strach — mruknął, zdając sobie sprawę, że chłopiec został porzucony przez swoich rodziców zaraz po urodzeniu.
CZYTASZ
Orange Crush | Yoonmin
Fanfiction'Ania z Zielonego Wzgórza' rainbow version. Jimin od zawsze bujał w obłokach. Lubił komplikować rzeczy z pozoru proste, traktował życie jak teatr i nie uznawał z nikim rywalizacji. Mówił dużo, a przy tym wielokrotnie szokował swoją bezpośredniością...