26. Say My Name

200 70 92
                                    

4 miesiące później...

Jimin spacerował po odległej części ogrodu. Szedł niespiesznie, co chwila przystając i rozglądając się po zielonych zboczach wzgórz. Wyglądał na zrelaksowanego. Miał rozmarzone oczy, delikatne rumieńce, a na jego twarzy gościł łagodny uśmiech. Tej nocy wyjątkowo dobrze spał. Majowe wieczory stawały się coraz cieplejsze i zachęcały do dłuższych przechadzek. Ostatnie miesiące przyniosły mu wiele zmian. Rozpoczął pracę w charakterze nauczyciela, pomagał w gospodarstwie, a jakby tego było mało — raz w tygodniu bywał w rezydencji Kimów, dbając o edukację ich syna i czuwając nad jego postępami. Wreszcie czuł się potrzebny. Zauważył, że najwięcej radości czerpał z prostych rytuałów. Mógł godzinami rozprawiać o swoich uczniach, z dumą wychwalając zalety pracy z dziećmi. Nie miał zbyt dużo czasu na odpoczynek, ale kiedy tylko znajdował wolną chwilę, krążył po okolicy lub zaczytywał się w lekturach. Ciekawiło go wszystko — inne kraje, kultury i ludzie. Wykazywał dość... „dziewczęce" zainteresowania. Zamiast rachunków wolał szyć na drutach, upiększać dom albo sadzić rabatki. Nie tęsknił za dotykiem. Bardziej za świadomością, że poza Jinem i Namjoonem nie posiadał w swoim życiu nikogo naprawdę bliskiego.

— Ekhem — zaczął Jeongguk, zrównując się z nim krokiem. — Nie chcę się skarżyć, ale wyciągnąłeś mnie na spacer bez przekonującego powodu i od dwudziestu minut nie zadałeś sobie trudu, by cokolwiek powiedzieć — wyrzucił na wpół żartem.

— Yhymn. I czekałeś z tym tyle czasu?

Jeon wykrzywił wargi w uśmiechu i udał zamyślenie. Przez parę sekund milczał, jakby się nad czymś poważnie zastanawiał, a później podniósł wzrok na chłopaka.

— Widocznie bardziej absorbują cię przydrożne kamienie — oznajmił sarkastycznym tonem.

Jimin parsknął, wystawiając twarz do słońca. Pogoda sprzyjała. Powietrze było nienaturalnie ciepłe i wypełnione słodkimi zapachami. Dookoła zieleniły się łąki, a stoki pokrywały kobierce kwiatów. W tym roku wiosna przyszła szybko. Już w marcu dało się słyszeć wycie fenu i huk pękających lodowców. Szatyn westchnął z ulgą, a potem skręcił w leśną dróżkę, zostawiając za sobą dźwięki otoczenia. Czuł się lekko. Szedł żwawo, radośnie machając rękami i uśmiechając się bez powodu.

— Uraziłem twoją dumę? — zapytał zaczepnie.

— Nie chcę zabrzmieć impertynencko, ale obawiam się, że przeceniasz swoje możliwości.

— Asekuracyjna odpowiedź — stwierdził Park, zerkając na niego kątem oka. Z Jeonem łączyła go osobliwa więź, którą można było określić mianem „skomplikowanej". Z jednej strony prześcigali się w złośliwościach, z drugiej zaskakująco często się widywali. Nie mieli ze sobą wiele wspólnego, ale o dziwo potrafili odnaleźć wspólny język. Jimin towarzyszył brunetowi podczas służbowych bankietów, zaś Jeongguk coraz częściej gościł w domu Kimów, wpraszając się raz na obiad, raz na podwieczorek. Seokjin kręcił na to wszystko nosem, lecz słowem tego nie komentował.

— Twoja dzisiejsza wizyta u Taehyunga nadal aktualna? — podjął temat Gguk, składając ręce za plecami.

— Jeon, ile jeszcze mam ci powtarzać, że nie chodzę tam w celach towarzyskich, a zawodowych.

— Z żadnego z Kimów nigdy nic dobrego nie wyrosło.

— Próbujesz mnie zniechęcić? — wybuchnął szatyn, spoglądając na niego wyzywająco. — Minho jest naprawdę uzdolniony i nie zanosi się, by miał pójść w ślady ojca — dodał z mocą. To Martha, żona Taehyunga, wyszła z propozycją zorganizowania prywatnych lekcji dla swojego syna. Chłopiec rzeczywiście wyróżniał się ponadprzeciętnymi zdolnościami i jak na swój wiek z zaskakującą łatwością przyswajał wiedzę. Park był odrobinę zaskoczony prośbą kobiety, lecz po namyśle przyjął jej ofertę — nie tylko przez wzgląd na dawną znajomość, ale przede wszystkim na sentyment, jaki do niej żywił.

Orange Crush | YoonminWhere stories live. Discover now