25. Old Fires

191 69 88
                                    

Leżał na plecach z głową zwróconą w bok. Oczy miał otwarte, a usta zaciśnięte w wąską kreskę. Zamyślony odsunął koc i zaczął delikatnie gładzić Jimina po ramionach. Chłopak spał wsparty na jego piersi, oddychając spokojnie. Pachniał słodko — jak fioletowy bez albo kwitnący jaśmin. Yoongi zaciągnął się tym zapachem i przymknął powieki, chcąc zachować tę chwilę w pamięci. Nie wiedział, jak wybrnąć z sytuacji. Do tej pory zdawało mu się, że zna swoje myśli i uczucia, ale teraz nie był niczego pewien na pewno. Miotał się pomiędzy pragnieniem ciała a dyscypliną rozsądku, pomiędzy chęcią a niemożnością. Miał okropne poczucie, że rezygnuje z siebie na rzecz cudzych oczekiwań. Ciągle coś powstrzymywało go przed zrobieniem pierwszego kroku — kariera, konwenanse, obowiązek, a może wszystko naraz? Sam już poddawał w wątpliwość słuszność swoich racji. Z jednej strony łatwiej odnajdywał się w relacjach intymnych z kobietami, z drugiej odczuwał frustrującą potrzebę bliskości z innym mężczyzną, która — co gorsza — nie była pozbawiona aspektu seksualnego. Zrezygnowany westchnął ciężko i przeniósł wzrok na szatyna. Przez kilka sekund wpatrywał się w łagodną linię jego pleców, ale zaraz powędrował spojrzeniem wyżej: na dekolt, szyję i ledwo zarysowane piersi.

— Ile jeszcze zamierzasz tak na mnie patrzeć? — mruknął Jimin, przeciągając się rozkosznie.

— Doceń łaskawie, że ograniczam się jedynie do patrzenia.

— Yhymn — przytaknął chłopak i podniósł głowę, otwierając zamglone oczy. — Imponuje mi twoja wytrwałość — dodał z ironią, zarzucając mu nogę na biodra.

— Udam, że nie dostrzegam tej prowokacji.

Park wykrzywił wargi w uśmiechu i mocniej przylgnął do niego swoim ciałem. Długo milczał, wsłuchując się w spokojny rytm jego serca, a potem znów podjął rozmowę.

— Wiem, że masz mnie za największego prowokatora na świecie, ale doceń, że ograniczam się jedynie do prowokacji — odparł, używając dokładnie tych samych słów co wcześniej mężczyzna.

— W takim razie wyświadcz mi tę drobną uprzejmość i chodź tu — bąknął Yoon, po czym wyswobodził się spod jego ciężaru i nachylił nad nim, jeszcze bardziej zmniejszając dystans. Z trudem hamował podniecenie. Odruchowo przełknął ślinę i zatrzymał wzrok na tych maleńkich, sterczących sutkach, które prześwitywały spod bawełnianej koszuli. Chciał ich dotknąć, posmakować, lecz nie miał w sobie na tyle śmiałości, by wyrazić swoje pragnienia na głos. Chwilę walczył z samym sobą, aż w końcu ucałował go w czoło, jakby przepraszając za własne tchórzostwo.

— To wszystko, na co cię stać? — kontynuował niezrażony Park.

— A co, tak bardzo łakniesz mojego podziwu?

— Nie — mruknął tamten, unosząc się lekko na łokciach — Ale oczekuję, że okażesz mi jakieś szczególne względy.

— Szczególne względy... Na przykład jakie?

Jimin nie odpowiedział. Uniósł dłoń, a potem zmysłowo przesunął nią po swoim dekolcie. Zamknął oczy i zjechał palcami niżej, na uda. Musnął opuszkami miękką skórę, ale nawet jeżeli przeszedł go podniecający dreszcz, nie dał tego po sobie poznać. Wciągnął powietrze i odchylił głowę w tył, z premedytacją zagryzając swoje pulchne wargi. Nawet nie zauważył, że ramiączka koszuli zsunęły mu się z ramion, jeszcze bardziej eksponując linię szyi. Dopiero gdy poczuł na piersi chłód poranka, docisnął tkaninę do siebie i uśmiechnął się przepraszająco, jakby trochę zaczepnie.

Yoongi od razu przeszedł do działania. Najpierw chwycił go za żuchwę, a później pchnął na posłanie i zawisł nad nim, układając ręce po obu stronach jego twarzy. Przez kilka sekund milczał, oddychając z wysiłkiem, ale zaraz odezwał się ochrypłym głosem:

Orange Crush | YoonminWhere stories live. Discover now