Prolog

46K 1.1K 1.5K
                                    

Podkuliłam nogi do brzucha i jeszcze mocniej zacisnęłam na nich dłonie. Poczułam jak łzy mimowolnie spływają po moich bladych policzkach, bym po chwili poczuła ich słony smak, gdy wpadały mi do ust.

Nigdy nie płakałam tak, jak inni... Zawsze tylko siedziałam, obserwowałam wszystko do okoła i łykałam słone łzy.

Było tak i tym razem. Po prostu siedziałam skulona w kącie i patrzyłam na rozgrywająca się przede mną scenę.

Moja matka krzyczała coś, lecz nie mogłam zrozumieć co... Ojciec leżał już martwy, a nad nim stała kobieta o kruczoczarnych włosach i równie ciemnych tęczówkach. Śmiała się złowieszczo i spoglądała na moją matkę z chęcią mordu w oczach.

Po chwili nieznana mi dotąd kobieta rzuciła zaklęcie, które słyszałam po raz pierwszy w życiu... Z jej różdżki wyleciał zielony błysk i trafił prosto w moją mamę. Ta padła na kolana, a następnie osunęła się na podłogę ostatni raz zerkając na mnie i poruszając wargami, jakby chciała mi coś powiedzieć. Niestety żaden chociażby najcichszy dźwięk nie wypłynął z jej ust, a z ruchu jej warg, nie potrafiłam nic wyczytać...

Rzuciłam się w jej stronę, lecz napotkałam opór. Poczułam jak coś ostrego rozcina mi skórę na prawym ramieniu i już po chwili spływała mi stamtąd czerwono-czarna ciecz. Zrobiło mi się słabo, a przed oczami miałam mroczki. Wszystko zaczęło się robić czarne, a złowrogi śmiech kobiety powoli się uciszał. Opadłam na ziemię i zamknęłam oczy... To koniec...

Otworzyłam szeroko oczy i zaczęłam oddychać niespokojnie. Chwyciłam się za ramię i poczułam starą już bliznę. Odetchnęłam głęboko i zmrużyłam oczy próbując unormować oddech.

-To tylko głupi sen, nic się nie stało Jemmma... To tylko koszmar... -Zaczęłam się uspokajać i śmiać histerycznie. Kto normalny do siebie gada?!

Spojrzałam na zegarek stojący obok łóżka i mruknęłam niezadowolona. Była 4:34... Westchnęłam cicho i wstałam rozkopując swoją śnieżnobiałą pościel.

Podeszłam do drzwi balkonowych, otoworzyłam je i usiadłam w kącie patrząc na słońce, które powoli wychodziło zza korony drzew. Był to przepiękny widok... Pomarańczowe niebo okalało niemal całą okolicę, a w oddali widać było deszczowe chmury. W powietrzu unosił się wspaniały zapach tuż po burzy. Uwielbiałam położenie mojego domu. Stał on w samym środku lasu, na polanie.

Wzięłam głęboki oddech i przymknęłam powieki wsłuchując się w odgłosy przyrody. Ciche ćwierkanie ptaków i ta leśna bryza, to to, co kocham najbardziej. Wyprostowałam skulone nogi i odchyliłam głowę do tyłu pozwalając sobie na chwilę ukojenia. Delikatne podmuchy wiatru otulały moje nagie ręce i nogi. Niestety nie miałam czasu, na siedzenie tutaj.

-Ugh... -Powiedziałam cicho z lekką chrypką i wstałam.

Szybkim krokiem wyjęłam z pod poduszki moją różdżkę. Jest to różdżka 12 i pół calowa, wykonana z cisu, z rdzeniem jakim było włókno ze smoczego serca. Bez wypowiadania zaklęcia, a jedynie zwinnym ruchem nadgarstka wyciągnęłam spod łóżka walizki, i wpakowywałam do nich moje rzeczy. Prawie wszystkie przedmioty w moim pokoju teraz latały ze swoich miejsc do walizek, by potem zostać idealnie ułożone w nich. Chwyciłam jak zawsze otwartą klatkę z moją sową jarzębatą i umieściłam ją na walizkach uprzednio zamykając drzwiczki.

Ponownie spojrzałam na zegarek stojący na etażerce przy moim łóżku. 7:48. Ile ja tam siedziałam?! Pomyślałam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę kuchni. Usiadłam na stole i przywołałam do siebie budyń karmelowy, a także łyżkę. Zaczęłam jeść, gdy do kuchni weszła moja ciotka.

-Spakowana i gotowa na nową szkołę? -Zapytała uśmiechając się lekko. Ja w odwecie pokiwałam jedynie lekko głową i ponowiłam zajadanie się budyniem.

Przed zapisaniem się do Hogwartu uczęszczałam do Akademii Magii Beauxbatons. Na szczęście moja ciotka przeniosła mnie do Hogwartu... W Beauxbatons były same snobki i samolubne dziewczyny. Wkurzało mnie to, bo z żadną nie dało się choćby przez minutę pogadać na normalny temat.

-Myślę, że trafisz do Gryfindoru... -Mruknęła ciocia przyglądając mi się badawczo. Wzruszyłm tylko ramionami i wzięłam do ust ostatnią porcję budyniu (nwm jak to się odmienia lmao).

-O której mam pociąg? -Zapytałam patrząc na brunetkę wyczekująco. Wstałam ze stołu i zniknęłam pustą miskę po karmelowym deserze.

-O 8:30 o ile się nie mylę... -Uśmiechnęł się lekko, co odwzajemniłam potakując głową, na znak, że rozumiem i wyszłm z kuchni.

Skierowałam się do pokoju i chwyciłam bagaże, by znieść je na dół. Na szczęście na schodach spotkałam moją ciotkę, która bez słowa wzięła ode mnie połowę walizek i pomogła mi nieść je. Wystawiła ramię, a ja chwyciłam ją pod pachę i razem przteleportowałyśmy się na dworzec.

Lekko zachwiałam się na nogach i ruszyłam na odpowiedni peron. Po chwili znalazłam tą ścianę. Spojrzałam jeszcze raz na ciotkę z powątpieniem szukając czegoś, co dodało by mi choć trochę otuchy i potwierdziło, że naprawdę nie zrobię sobie krzywdy wbiegając w ścianę.

Brunetka uśmiechnęła się lekko i pogładził mnie po głowie, na co tym razem jej pozwoliłam. Nienawidziałam, gdy to robiła, lecz tym razem martwiłam się czymś innym.

Westchnęłam ciężko i ostatni raz spojrzałam na ścianę, po czym wbiegłam w nią. Wylądowałam po drugiej stronie razem z bagarzami i ujrzałam stary pociąg z napisem z przodu Hogwart Express. Po chwili dołączyła do mnie ciotka.

-Idź już, za chwilkę pociąg odjeżdża... -Ciocia ścisnęła moje ramię, na co się wzdrygnęłam. Anny zauważyła to i na szczęście puściła mnie posyłając mi przepraszający wzrok i uśmiech. Wysiliłam się na lekki uśmiech i weszłam do pociągu posyłając jej ciche ,,pa...".

Chodziłam od przedziału do przedziału, aż w końcu zauważyłam jeden z nich, w którym siedział tylko jeden czarnoskóry czarodziej. Weszłam do niego powoli.

-Można? -Zapytałam z wymuszonym uśmiechem, na co on kiwnął potakująco głową.

-Blaise Zabini... -Wysunął w moją stronę dłoń.

-Jemma Drownblood. -Uścisnęłam jego rękę i rozsiadłam się wygodniej na siedzeniu.

-Gdzie byłeś szukałem Cię kretynie! -Nagle do przedziału wszedł dość wysoki blondyn o tęczówkach jak stal. Można by w nich spokojnie utonąć, jednak nie pozwalałam sobie na to.

Blaise prychnął. w odpowiedzi i warknął krótkie ,,Tu!" jakby to było oczywiste. Cały czas mierzyłam obu wzrokiem.

-A to kto? -Blondyn lustrował mnie przeszywającym wzrokiem od góry do dołu, po czym spojrzał na Zabiniego.

-Jemma Drownblood. Jakaś nowa... -Mruknął czarnoskóry.

-Jestem Draco Malfoy, ale to już pewnie wiesz... -Uniósł dumnie głowę i wydęł pierś. Prychnęłam i spojrzałam na niego błagalnie.
-Nie... Nie kojarze... -Zaśmiałam się, na co on zmierzył mnie ostrym wzrokiem i już miał coś powiedzieć, gdy do przedziału weszła jakąś dziewczyna. Brunetka uwiesiła się na nim i złożyła całusa na jego wargach uciszając go. On tylko wywrócił oczami przerywając pocałunek i siadając naprzeciwko mnie.

Witam w nowym opowiadaniu mojego autorstwa!

Jak widać jest ono o Draco z książek o Harrym Potterze. Oprócz postaci, które już tam są, dodałam kilka swoich i lekko zmieniłam treść.

Luv u all ~Myszka

Haters | Draco Malfoy |Onde histórias criam vida. Descubra agora