08

17K 689 217
                                    

Powoli szłam w stronę zamku, oddychając głęboko. Nie potrafiłam tego zrozumieć, to wszystko jest takie nierealne... Takie chore, dziwne, zawiłe, popieprzone... 

-Ugh... -Warknęłam gdy potknęłam się o wystający korzeń. Czy to musi wszędzie wystawać?! Pomyślałam sfrustrowana i ruszyłam dalej. 

Nie zrobiłam, kilku kroków, a ponownie się potknęłam. Wzięłam głęboki oddech, by się uspokoić i ruszyłam dalej. Niestety po paru metrach ponownie się potknęłam, tym razem upadając. Z głuchym hukiem uderzyłam o ziemię, zamykając oczy. Usiadłam cała obolała na trawie i rozejrzałam się wokoło. Ani jednego wystającego korzenia, patyka, czy czegokolwiek. 

-Kimkolwiek jesteś wyjdź! -Warknęłam podnosząc się zwinnie i wyjmując różdżkę. Stałam chwilę w miejscu patrząc, na wszystko dookoła mnie. Nie zauważyłam jednak nic, więc schowałam różdżkę i ruszyłam w kierunku Hogwartu. -Tchórz! -Warknęłam i odwracając się na pięcie ruszyłam do budynku szkoły. 

Szybko weszłam do środka i zeszłam po schodach do lochów. 

-Czysta krew... -Wyszeptałam, a drzwi się otworzyły. 

Gdy tylko weszłam upadłam potykając się o coś, co przypominało korzeń. Upadłam głośno i niezdarnie wydając z siebie zduszony krzyk. 

-Co do cholery?! -Krzyknęłam unosząc się na łokciach. Spojrzałam na grupkę uczniów, z młodszych roczników, którzy przyglądali mi się i dusili w sobie śmiechy. 

-Bawi was to?! -Warknęłam patrząc na nich niemal nienawistnie. Od razu spoważnieli i pokręcili przecząco głowami. -Wiecie kto to zrobił? -Zapytałam ze spokojem podnosząc się. Oni tylko wskazali na chłopaka za mną. Odwróciłam się i spojrzałam na niego z wściekłością. 

-Ty! -Warknęłam kierując się w jego stronę. 

Chłopak zaczął się cofać, po czym odwrócił się  i zaczął uciekać. Szybko rzuciłam się w pogoń za nim. Oboje mieliśmy długie nogi, jednak on był bardziej wysportowany, więc z łatwością mnie zgubił. Gdy czarnoskóry zniknął mi z oczu fuknęłam wściekła i odwróciłam się, wracając do pokoju wspólnego. 

Gdy tylko ponownie weszłam do pokoju ktoś chwycił mnie za kostki i wywrócił. Upadłam głośno odbijając się od ziemi już po raz trzeci dziś. Fuknęłam i spojrzałam na Blaise'a, który śmiał się pod nosem. 

-Idioto! Mogłam sobie coś zrobić! -Syknęłam wstając i kładąc palec wskazujący na jego klatce piersiowej. 

-Spokojnie Drownblood... -Dusił w sobie śmiech. -Chodź na obiad... -Uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę. Prychnęłam i unosząc dumnie głowę, wyminęłam go i skierowałam się do Wielkiej Sali. -Jesteście tacy sami... -Nagle znów zjawił się koło mnie i szedł posuwistym krokiem, by dotrzymać mi kroku. Przystanęłam na chwilę i spojrzałam się na niego jak na idiotę. -Ty i Draco... Jesteście identyczni... -Uśmiechnął się ponuro. -Pasujecie do siebie... -Dodał szeptem i w mgnieniu oka zniknął z mojego pola wiedzenia. 

Stałam tak jeszcze chwilę w osłupieniu, aż w końcu potrząsnęłam głową odrzucając od siebie wszystkie myśli i ponownie ruszyłam do Wielkiej Sali. 

W sali było już tłoczno i gwarno, więc na szczęście nikt nie zwracał na mnie uwagi. Westchnęłam i zajęłam miejsce pomiędzy czarnoskórym, a blondynką. Nałożyłam wszystkiego po trochu i zabrałam się za jedzenie. Kątem oka obserwowałam Dracona siedzącego naprzeciwko mnie. Miał jedzenie na talerzu, jednak nawet go nie ruszył. Cały czas siedział zamyślony podparty o jedną rękę. Zupełnie nie był zainteresowany jedzeniem, a jago twarz wyrażała coś więcej niż obojętność. Jednak wiedziałam, że tylko ja to wyczytałam. Był zmartwiony. Przyglądałam mu się jeszcze chwilę, po czym w końcu zaczęłam jeść. 

Posiłek szybko się skończył, a uczniowie wyszli prawie tak szybko, jak przyszli. Młody Malfoy jednak siedział niewzruszony faktem, że posiłek już się kończy. Nadal nic nie zjadł, po prostu siedział jak zaczarowany. Błądził wzrokiem po całej sali i wszystkich uczniach.

-Zjedz coś Malfoy... -W końcu nie wytrzymałam i spojrzałam prosto w jego szaro-niebieskie tęczówki, który zatrzymały się na mnie. Dokładnie zlustrował moją twarz, po czym odwrócił wzrok. 

-Nie jestem głodny. -Wychrypiał, jakby dawno nic nie mówił. Westchnęłam i również odwróciłam wzrok. 

W końcu ostatni uczeń wyszedł, zostawiając mnie i Malfoya sam na sam. 

-Wszystko okey? -Zapytała ze zmartwieniem w głosie. 

Blondyn zaszczycił mnie swoim wzrokiem, a ja od razu otrząsnęłam się. Czy ja właśnie martwiłam się o tego kretyna?! Boże, co ja tu robię?! Pomyślałam i skrzywiłam się nieznacznie. Wypuściłam szybko powietrze, uświadamiając sobie, że je wstrzymywałam. Szybko wstałam i wyszłam. I nagle przypomniało mi się, że miałam spotkać się z McGonagall. Zaczerpnęłam więcej powietrza i przyspieszyłam korku, kierując się w stronę jej gabinetu. 

-Dzień dobry, chciała mnie pani widzieć... -Przywitałam się wchodząc i uprzednio pukając. Czarownica gestem kazała mi usiąść na fotelu naprzeciwko biurka. Rozsiadłam się wygodnie na czerwonym, obitym skórą fotelu i spoglądałam gorączkowo na starsza kobietę. 

-Więc, jak pewnie się domyślasz, chciałabym porozmawiać z tobą o wydarzeniu, mającym miejsce trzy tygodnie temu, w twoim dormitorium. -Powiedziała spokojnym głosem, ostrożnie dobierając słowa. Spojrzałam na nią i wzięłam głębszy oddech. 

-Więc... Rozmawiałam przez chwilę z Draconem, potem przyszedł Blaise i ogłosił, że zza chwilę OPCM... Wbiegłam do swojego dormitorium, chciałam wziąć książki... -Zmrużyłam lekko oczy i złapałam się za głowę, próbując sobie więcej przypomnieć. -Wtedy... Wtedy poczułam ból, mojej starej blizny... I usłyszałam głos ciotki... Mówiła... Mówiła, że Malfoy to nie przyjaciel, nie traktuj go tak... A potem, ból się nasilał, krzyczałam... Opadałam na podłogę i straciłam wzrok, widziałam tylko czerń. Usłyszałam głosy Malfoya i Zabiniego, pytali się siebie, co mi jest. A potem stało się najgorsze... Czułam jak ktoś rozcina mi skórę, złapałam się za moją ranę, lecz nie czułam tam żadnego noża. Czułam jak leci mi krew, miałam ją na dłoni. Wtedy Malfoy zaniósł mnie do skrzydła szpitalnego... Tam odzyskałam wzrok, jednak potem od razu zasnęłam. -Skończyłam prostując się nieco i patrząc na czarownicę szczerym, przenikającym wzrokiem. 

-Więc nie masz pewności, że to Malfoy Ci to zrobił? -Zapytała podejrzliwie, a ja szybko pokiwałam głową. 

-Malfoy jest kretynem, bufonem i dupkiem, ale czegoś takiego by nie zrobił... Poza tym, wyczuwałam jego strach, był przerażony... -Mówiłam całkowicie szczerze patrząc jej w oczy. Kobieta westchnęła i wstała powoli. 

-W takim razie nie będę Cię dłużej trzymać. Idź, już i uważaj na siebie. Jeśli się to powtórzy natychmiast przyjdź do mnie. -Rzekła, a ja niemal natychmiast wstałam i wyszłam z gabinetu, rzucając jedynie ,,Do widzenia" na pożegnanie. 


Tak bardzo was przepraszam! Wiem, że kiedyś rozdziały wychodziły nawet po dwa dziennie, a teraz czekaliście 2 dni... Jednak mam małe problemy rodzinne... Jestem w lekkiej rozsypce i nie wiem, czy dam radę dalej udawać silną, gdy przyjaciółka się ode mnie odwróciła. 

Nie wiem, jak będzie dalej z rozdziałami, jednak postaram się pisać dużo i często. 

Piszcie co myślicie o rozdziale i głosujcie, to motywacja, której teraz mi naprawdę brak :/

Luv u all ~Myszka :)

Haters | Draco Malfoy |Where stories live. Discover now