Prolog

1K 62 1
                                    

Szumiało jej w uszach. Nie miała pojęcia, co właśnie się stało, nie rozumiała, co działo się w chwili obecnej. Wiedziała tylko, że leży na ziemi, nie mając dość siły, by chociaż otworzyć oczy. Ból w zdrętwiałych rękach bezlitośnie uświadamiał jej, jak długo musiała znajdować się w tej samej pozycji. Nóg natomiast nie czuła w ogóle, o tego stopnia, że zaczęła rozważać możliwość utraty władzy w dolnej części ciała. Głowę rozsadzał pulsujący ból. O podniesieniu się mowy nawet być nie mogło.

Rozumiejąc, że nie jest w stanie zmusić do posłuszeństwa własnych kończyn, skupiła się na zadaniu mniej fizycznym. Próbowała zebrać myśli, próbowała przypomnieć sobie, jak właściwie znalazła się w tej jakże nieprzyjemnej sytuacji. Przypomnieć i zapamiętać. Nic z tego.

Poczuła na wargach suchy morski piasek. Powracające do przytomności zmysły powoli zaczynały rejestrować kolejne zjawiska – jako pierwszy poczuła lodowaty powiew, który musnąwszy jej plecy poleciał dalej. Zadrżała, gdy mokry materiał sukienki przywarł jej do skóry. Coraz wyraźniej słyszała szum fal, dochodzący z tej samej strony co nieprzyjemny morski podmuch. Raz jeszcze spróbowała otworzyć oczy; tym razem efekt był znacznie bardziej zadowalający. Zachęcona sukcesem spróbowała unieść się na łokciach. Udało się. Powieki, uniesione przed chwilą z takim trudem zmuszona była jednak przymrużyć, gdy tylko spojrzała na otaczający ją jasny piasek, aż błyszczący od odbijającego się w nim wschodzącego słońca.

Nie bez wysiłku, usiadła. Gdy wzrok w końcu przyzwyczaił się do oślepiającego blasku zrozumiała, że jej przypuszczenia potwierdziły się. Znajdowała się nad brzegiem morza, na czystej, jasnej plaży; w dodatku o samym wschodzie słońca. Widok ten jednak, jakkolwiek zapierający dech w piersiach, bynajmniej nie sprawił jej radości, wraz z przypuszczeniami potwierdziły się bowiem obawy – dziewczyna nie miała wątpliwości, że nie znajduje się na żadnej ze znanych jej plaż. I choć nie do końca potrafiła przypomnieć sobie jak właściwie te znane jej plaże wyglądały, przekonana była, że rozpoznałaby każdą z nich. Przede wszystkim dlatego, że na żadnym z wybrzeży, które kiedykolwiek odwiedziła nie było tak przeraźliwie zimno.

Rozejrzała się. W zasięgu wzroku nie było śladu żywej duszy – ani ludzi, ani zwierząt. Nawet roślinność trudno było dostrzec. Odwróciła się plecami do morza. Przed nią wyrastał stromy, skalisty klif, oddzielony od oceanu jedynie wąskim pasmem piasku, na którym znajdowała się ona sama. Obniżenia zbocza nie dostrzegała ani z prawej, ani z lewej strony, a na taką wysokość nie wspiął by się najlepszy nawet zawodowiec. Westchnęła z rezygnacją. Zrozumiała, że jej jedyną nadzieją jest wędrówka wzdłuż klifu, na to jednak nie miała dość sił. Raz jeszcze wytężyła uwagę, wsłuchując się w otoczenie. Odpowiedziało jej cisza. I miarowe uderzanie fal o brzeg.

Kręciło jej się w głowie, z każdą chwilą czuła się gorzej. Przez myśl zaczęły przelatywać jej najróżniejsze obrazy, wszystkie znajome, a jednak niemożliwe do rozpoznania. Pałac. Wielki biały pałac na wyspie, opromieniony przez wschodzące słońce. Rynek. Ogromna ścienna mozaika, a na niej postaci, które powinna znać. Ale nie znała. I... światło. Mnóstwo światła. Gwiazdy, które zamiast nieruchomo wisieć na nieboskłonie opadają i wirują wokół niej w niemym tańcu. Widziała, jak pełne wdzięku odbijają się w tafli wody.

Na końcu usłyszała głos. Silny, ciepły, męski głos, wzywający ją po imieniu. Imieniu, którego nie znała. Ale wiedziała, że należy do niej.

Roszpunko.

Zamrugała kilkakrotnie, próbując zrozumieć. Znała ten głos. Znała go dobrze. Ale skąd...

Jesteś moim marzeniem. Zawsze byłaś. I zawsze będziesz.

- Julian... - wyszeptała. W głowie jej wirowało.

Gwałtownie poderwała się, próbując wstać, jednak już po chwili nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Nie tylko nogi zresztą.

Księżniczka królestwa Corona upadła na zimny, morski piasek. Nieprzytomna.


Stracone znajdźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz