I Samemu.

778 59 7
                                    


Do ciemnego, pustego pomieszczenia wpadł pierwszy promień wschodzącego słońca, oświetlając ciemną, pustą podłogę. Było to niemal jedyne źródło światła - jedyne, poza niewielką, dogasającą powoli świecą, ustawioną na biurku pośród map, wykresów i pism. Na wszystkich widniały nordyckie runy. I wszystkie domagały się poświęcenia im największej uwagi.

- Wygląda na to, że po raz kolejny przyjdzie nam powitać nowy dzień znad stosu pergaminów, mordko. - młody wódz Berk odwrócił się w stronę swego smoczego przyjaciela i wyciągnął ręce w górę, próbując rozprostować kości. Ziewnął przeciągle, nie zadając sobie trudu zasłaniania ust dłonią. Nikt na Berk tego nie robił.

Szczerbatek otworzył zamknięte do tej pory oczy, po czym demonstracyjnie odwrócił łeb w drugą stronę.

- Tak, tak, nie powinienem. Naprawdę nie musisz mi przypominać. - mimo zmęczenia, w głosie Czkawki nie było słychać irytacji. Oderwał wzrok od Nocnej Furii i ponownie pochylił się nad notatkami. Na Odyna, skąd tyle się tego uzbierało? - przemknęło mu przez myśl. Rzeczywiście, z każdym dniem dokumentów przybywało. Jak wszystkich obowiązków zresztą.

Szczerbatek zamruczał z dezaprobatą.

- Mordko, wiem. Ale nie mam wyboru.

Poczuł uderzenie na potylicy. Szczerbatek po raz kolejny udowodnił, jak celnie potrafi ciskać drobnymi przedmiotami znajdowanymi w najbliższym otoczeniu. Takimi jak kości do gry, które właśnie dosięgły celu.

- Mógłbyś się uspokoić? - wiking ledwo zauważalnie podniósł głos. - Wierz mi, wcale nie mam ochoty tego teraz robić. Szczerze, niczego w tej chwili nie pragnę tak, jak możliwości machnięcia na to wszystko ręką i położenia się. Nie siedzę nad tym dla własnej przyjemności, też wolałbym w tej chwili wygrzewać się w łóżku. Ale jestem wodzem, a wódz ma wobec swoich ludzi pewne zobowiązania. W naszym świecie polegające między innymi na zarządzaniu. W naszym świecie od przywódcy oczekuje się, że będzie kontrolował sytuację, że będzie wiedział więcej niż ktokolwiek inny. A to wymaga czasu.

- Ja nie jestem alfą, mordko. - podjął po chwili. - W naszym świecie nie wystarczy zaryczeć, żeby wszystko było w porządku.

Szczerbatek w najmniejszym nawet stopniu nie wydawał się być usatysfakcjonowany taką odpowiedzią. Prychnął. A zaraz potem wbił wzrok w twarz swojego jeźdźca, wpatrując się w niego tak znacząco, że chłopak nie mógł odwrócić spojrzenia. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy - dwóch liderów, każdy przekonany o swojej racji. Po tej chwili smok przeniósł wzrok na ścianę po przeciwnej stronie pokoju, zawieszając go na wiszącym na niej portrecie. Jego taktyka przyniosła spodziewany efekt, gdy Czkawka odruchowo podążył za nim wzrokiem. I momentalnie go odwrócił.


- Nie, mordko.

Szczerbatek prychnął ponownie. Nie zwykł uznawać swoich przekonań za błędne.

- A jednak. Mylisz się. - odparł młody wódz, jak gdyby słyszał myśli przyjaciela. - Wcale by tego nie chciała.

Poczuł, jak trzęsą mu się ręce. Odłożył trzymany przez siebie węgiel, doskonale wiedząc, że za chwilę sam wypadłby mu z dłoni; zacisnął pięści. Nie pomogło ani trochę.

- Musisz popracować nad argumentacją, mordko, bo jak na razie twoje uwagi są mało przekonujące. Że zganiłaby mnie za siedzenie przy biurku do rana? Pewnie, że tak. Że przygotowałaby całe kazanie na temat mojego wypaczonego rozumienia odpowiedzialności? Jasne, i to jeszcze jakie. Wiele rzeczy mogłaby mi teraz powiedzieć. Tylko widzisz, nie do końca chodzi tylko o to, co Astrid zwykła mówić. Dość istotne jest, jak wiele jednocześnie robiła.

Stracone znajdźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz