IX Nie ufam jej

198 21 2
                                    



Plusk wody rozniósł się echem po kotlinie, kiedy kolejny kamyk uderzył w gładką powierzchnię niewielkiego stawu.

- Wcale nie przesadzam – młody wódz sięgnął po kolejny skalny odłamek i z przejęciem cisnął go w sam środek akwenu, w ten sam sposób, w jaki czynił to od dziesięciu przynajmniej minut. Szczerbatek mruknął, znużony, i – nie spoglądając nawet na swojego jeźdźca – tylko wygodniej ułożył się na swoim miejscu.

Naprawdę zaczynało go to irytować.

- I nie jestem uprzedzony- kontynuował Czkawka, głuchy na niewerbalne uwagi swego smoczego przyjaciela – Bo co, bo nie zaczynam każdego dnia od złożenia jej wyrazów uszanowania? Nie wiem w co ręce włożyć, tyle jest zawsze do zrobienia, a oni się dziwią, że nie spędzam czasu na pogawędkach z dziewczyną, z którą nie łączy mnie nic, poza chwilowym zamieszkiwaniem tej samej, wielkiej wyspy! Chyba nie tylko jej zaszkodził ten ostatni sztorm, bo cały gang zachowuje się, jakby coś ciężkiego spadło im na głowy. Dobrzy bogowie, za jakie grzechy? - jeszcze energiczniej zamachnął się, posyłając w powietrze kolejny kamień – Zadbałem o to, żeby miała gdzie spać? Tak. Wyznaczyłem odpowiedzialnych za jej żywienie? Tak. Czy zabraniam komukolwiek się z nią zadawać? Nie! To czego oni jeszcze chcą, żebym co godzinę, osobiście sprawdzał czy wszystko u niej w porządku? Na Odyna, nawet dla Astrid nie miałem tyle czasu!

Tym razem Szczerbatek postanowił otworzyć oczy, tylko po to jednak, by móc przewrócić nimi znacząco. Nieznacznie uniósł łeb i utkwił wzrok w plecach mężczyzny znajdującego się o kilkanaście kroków od niego, zastanawiając się, jak długo jeszcze zmuszony będzie wysłuchiwać tego bezsensownego, gniewnego bełkotu.

Nie był to, rzecz jasna, pierwszy raz, kiedy Czkawka zachowywał się w ten sposób, przyznając się przed swym druhem – i przed samym sobą – do wszystkich uczuć kłębiących się w jego zmęczonym, poranionym sercu. Jak długo chłopak okazywał swój ból, nierozerwalnie połączony z każdym wspomnieniem Astrid, Szczerbatek współczuł mu, gotowy podjąć wszelki wysiłek, jeżeli choć odrobinę miałoby to pomóc jego udręczonemu przyjacielowi.

Teraz jednak wysłuchiwanie rosnących w siłę narzekań wikinga nie mogło wzbudzić w nim niczego, z wyjątkiem zdenerwowania – w chwili obecnej miał ochotę podejść do niego i przyłożyć ogonem w ten jego pusty, uparty łeb; albo jeszcze lepiej, bez ostrzeżenia zepchnąć go wprost do lodowatej toni, nad którą się pochylał.

Może to trochę by go uspokoiło.

Dźwięk rozbryzgiwanej wody upewnił go, że marudzenie młodego wodza bynajmniej nie ma się ku końcowi. Szczerbatek prychnął.

- Zresztą, cała wyspa jest na jej usługi, niezależnie od tego czy ona sama tego chce, czy nie. Wystarczyło jej się uśmiechnąć, żeby przekonać Pyskacza do ustąpienia w tej okropnej kłótni z Sączyślinem. Pyskacz! Ze wszystkich upartych, gderliwych, stawiających na swoim ludzi, akurat on ugiął się pod jej prośbą. Do diabła, Heather mogłaby się od niej uczyć! - Czkawka wyraźnie nakręcał się coraz bardziej i choć do pewnego stopnia sam zdawał sobie z tego sprawę, ani myślał powstrzymywać się od złośliwych komentarzy, jakie same cisnęły mu się na usta.

Czuł, że jeżeli nie wyrzuci ich z siebie teraz, kiedy nie słyszał go nikt poza znudzoną jego jękami Nocną Furią, w którymś momencie po prostu nie wytrzyma i wypowie se zdanie przed pierwszą lepszą osobą, z całą pewnością nastawioną do ciemnowłosej dziewczyny o wiele lepiej, niż on sam. Niewykluczone, że zrobiłby to w obecności samej Szeptany.

Szczerbatek, nawet jeżeli nie zgadzał się z opinią przyjaciela, przynajmniej nie przeciwstawiał mu własnej. W każdym razie, nie ubierał tego w słowa.

Stracone znajdźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz