XIX Nie zostawiaj mnie

267 26 8
                                    

Drewniany stopień zaskrzypiał pod jej stopami, gdy Szeptana uczyniła pierwszy krok ku pokojowi, w którym obecnie znajdował się Czkawka, nieświadomy pomocy, jaką miał tej nocy od niej otrzymać. Dziewczyna zawahała się, na moment ulegając wątpliwościom, które targały nią od tak długiego czasu.

Oczywiście, że był powód, dla którego nie pojawiła się w tym domu wcześniej.

Ten sam, dla którego – mimo całej intensywności swego zaangażowania – tak zdecydowanie zaznaczyła, że nie czuje się na siłach podjąć się opieki nad Czkawką, w zamian tego podejmując się zadań znacznie mniej odpowiedzialnych, choć przecież równie naglących.

Pierwszą, główną przyczyną był oczywiście fakt, że młody wódz z całą pewnością nie życzyłby sobie jej obecności, a już na pewno nie w warunkach tak intymnych jak zacisze jego własnej sypialni. Była obca, a on był jej niechętny – było to wystarczające wytłumaczenie, by skutecznie przekonać nim całą ich niewielką grupę.

Był jednak i drugi powód, równie oczywisty i równie uzasadniony, który jednak zdawał się umykać uwadze wikingów, a którego Szeptana wcale nie miała ochoty podkreślać. Wiedziała, że Czkawka nie pragnął jej uwagi – ale i ona sama nie chciała poświęcać mu jej w tak bezpośredni sposób.

Niezależnie od tego, co o niej powszechnie sądzono, nawet Szeptana nie była zdolna do tak wielkiego i zupełnego przebaczenia.

I jakkolwiek źle czuła się ze świadomością tej konkretnej niedoskonałości, wiedziała, że nie ma sensu negować jej istnienia. Już nawet nie łudziła się, że podobne kłamstwo w jakikolwiek sposób wpłynąć mogło na jej rzeczywiste uczucia, rozumiejąc, że jakkolwiek by nie próbowała, jakkolwiek uparcie nie przypominałaby sobie o okolicznościach łagodzących, wciąż nie byłaby w stanie myśleć o Czkawce z obojętnością, która przecież wystarczyłaby, by mogła zaopiekować się nim ze swą zwykłą, wrodzoną troskliwością.

Nie chciała tu być. Nie powinno jej tu być. A jednak była, podczas gdy wszystko wokół niej dowodziło, że żaden z tych argumentów nie miał w gruncie rzeczy najmniejszego znaczenia.

Szeptana westchnęła. Zaledwie kilka krótkich chwil upłynęło od momentu, w którym przekroczyła próg pokoju złożonego chorobą wodza, a jej samej zdawało się, że od tamtego momentu minęła cała wieczność, jak gdyby w tym jednym, dusznym pomieszczeniu czas rządził się swoimi własnymi prawami, niepomny na rzeczywistość roztaczającą się poza nim. Nie wiedziała skąd brało się w niej to uczucie; być może powodowała je cisza, tak odmienna dla wszystkiego, z czym miała do czynienia w osadzie? A może chodziło o pustkę i smutek, jakie tej ciszy towarzyszyły? Kto wie, może rzeczywiście przyczyna znajdowała się w niej samej, wprost wynikając z szoku, jaki przeżyła, ujrzawszy twarz Czkawki po raz pierwszy od tylu dni?

- A może wszystko to po trochu – wymamrotała ledwie dosłyszalnie, nie chcąc zakłócać odpoczynku, którego jej chwilowy podopieczny tak bardzo w tej chwili potrzebował. Jej słowa nie mogły oczywiście umknąć uwadze Szczerbatka, który na ten moment postanowił oderwać spojrzenie od swego utrudzonego przyjaciela, zamiast tego posyłając jej pytające spojrzenie.

Szeptana odpowiedziała na nie słabym uśmiechem i słowami, w które sama powoli przestawała wierzyć.

- Wyciągniemy go z tego.

Ruszyła wreszcie ze swego miejsca przy schodach i niespiesznie, z uwagą zbliżyła się do łóżka Czkawki, z każdym krokiem lepiej dostrzegając zmiany, jakie dokonały się w nim odkąd miała okazję oglądać go po raz ostatni. Nie był po prostu chory, zmęczony, zaniedbany. Nie poraziło go zwykłe przeziębienie, nie padł pod ciężarem zbyt wielu obowiązków, które w swym bezmyślnym uporze zdecydował się wziąć na siebie.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 14, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Stracone znajdźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz