rozdział dwudziesty dziewiąty

3.2K 348 121
                                    

Harry's pov

Wizyta w Londynie była cudowna i ciężko było nam się pożegnać, ale obiecaliśmy, że wrócimy niebawem. Ciężko było mi patrzeć, jak Louis ciągle spoglądał w szybę, patrząc tęskno nawet na ludzi przechodzących chodnikiem, kiedy jechaliśmy na lotnisko. Widziałem, że bardzo podobał mu się Londyn. Przez cały lot spał, a ja podziwiałem jego każdy najmniejszy detal i wracałem myślami do przeszłości. Porównywałem sobie wcześniejszego Louisa do tego teraźniejszego i bez długiego zastanawiania się mogłem stwierdzić, że był zupełnie inny. Cieszyłem się, że przestał tworzyć wokół siebie mury, które mało kto mógł zburzyć. Kiedy wróciliśmy do Los Angeles, zaczął opiekować się Sophią i resztą dokładnie tak, jak obiecał Liamowi.

Chyba najwspanialszym uczuciem jest budzenie się w ramionach człowieka który cię kocha i jesteś dla niego wszystkim. Był piątek, a ja leżałem w łóżku z Louisem, który ciągle spał, a ja oczywiście według tradycji, przyglądałem się mu cały czas, nie mogąc uwierzyć, że należał tylko do mnie.

- Dzień dobry, skarbie. - powiedział do mnie Louis ochrypniętym głosem, kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do jasności.

- Dzień dobry. - odpowiedziałem szczęśliwy.

- Mam dla Ciebie niespodziankę. - oznajmił, tym samym mocniej się we mnie wtulając.

- Tak? Jaką?

- Harry, czy ty wiesz co to znaczy niespodzianka? - zapytał, tym samym śmiejąc się ze mnie.

- Nie masz się z czego śmiać. - powiedziałem, udając obrażonego.

- Oj, Harry, przestań. Księżniczka się obraziła?

- Nie przesadzaj Louis, nie rozmawiam z tobą.

- I tak mnie uwielbiasz. - powiedział, całując mnie w głowę, na co nie mogłem się nie uśmiechnąć i on już wiedział, że wygrał.

Posprzeczałem się jeszcze trochę z Louis'em dla żartów i postanowiliśmy się ubrać. Zjedliśmy śniadanie, które przygotowałem ja, bo po tym czasie już nauczyłem się, że Louis nie jest zbyt dobry w gotowaniu. Nigdy nie zapomnę wczorajszego poranka, kiedy zrobił jajecznicę, dodając do niej cebuli, którą spalił na węgiel.

Po wszystkich czynnościach, które odbyliśmy z rana, Louis oznajmił, że pojedziemy gdzieś samochodem, więc ubraliśmy się i poszliśmy do garażu, a za chwilę włączałem radio i byliśmy już na jezdni.

- Louis, proszę. - zawołałem, kiedy po dziesięciu minutach nadal nie wiedziałem, gdzie jedziemy.

- O co prosisz? - zapytał, nie spuszczając wzroku z drogi.

- Powiedz mi gdzie jedziemy, to już zaczyna być irytujące.

- A mam ci przypomnieć, kto woził mnie po całym Londynie, nie chcąc nic powiedzieć? Za pięć minut będziemy na miejscu. - zamknąłem usta i wydąłem wargę, co spowodowało uśmiech satysfakcji na twarzy szatyna.

Tak, jak powiedział - około pięciu minut później wysiadaliśmy z auta na poboczu, a ja rozejrzałem się po okolicy, żeby zobaczyć czy kojarzę tą dzielnicę, ale tak nie było. Louis zaczął iść w stronę drzwi prowadzących do...

- Studio tatuaży? - zapytałem zdziwiony. Co tu robiliśmy?

- Tak, studio. Pomyślałem, że fajnie by było sobie jakiś zrobić, a ponieważ jesteś teraz najbliższą dla mnie osobą, to myślałem dokładnie o pasujących tatuażach.

- C-co? - znów zapytałem z lekkim szokiem na twarzy. Nie mogłem zrozumieć słów Louisa, chyba się przesłyszałem.

- Jesteś czasem taki głupi, Harry. - powiedział z uśmiechem - Czy to takie trudne do zrozumienia? Chcę sobie zrobić z tobą pasujący tatuaż. Wiesz na przykład dwie połówki serca, ale oczywiście nie myślę o takim wzorze.

Drive or Die / Larry Stylinson ✔Where stories live. Discover now