rozdział trzydziesty drugi

2.9K 347 55
                                    

To stan błogości i wydaje ci się, że śnisz.
To szczęście w środku, które czujesz,
To jest tak piękne, że sprawia, iż chcesz płakać...

3...

2...

1...

Samochody gwałtownie wyruszyły, zostawiając za sobą chmurę spalin. Louis zyskał prowadzenie na samym początku i był z siebie dumny. Zaraz za nim podążał Niall, który także cieszył się, że jego drużyna prowadziła. Natomiast Harry wiercił się na siedzeniu, oglądając się to do tyłu, to w szybę. Był bardzo ciekawy, jak radzą sobie inni oraz podekscytowany tym, że auto, w którym jechał znajdowało się na samym przodzie.

Na ich nieszczęście, pogoda przestała dopisywać, zsyłając na miasto gwałtowną ulewę, a pioruny przecinały niebo sprawiając, że robiło się całkowicie jasno. Wszyscy zawodnicy zwolnili, ponieważ na drodze zrobiło się ślisko, a nikt nie chciał wpaść w poślizg.

Wszyscy, oprócz Louisa.

Harry widząc, że jego chłopak z zadowoleniem patrzy na drogę przed siebie, zaczął się denerwować. Bał się, szczególnie po tym, że był pod wpływem alkoholu, a przecież nie chciał stracić sprawności, albo - co gorsza - życia, tylko dlatego, że Louis obiecał sobie, że wygra. Zdążył przez ten rok poznać go na tyle, żeby wiedzieć, że ten człowiek się nie poddaje, ale jest też impulsywny i zbyt pewny siebie.

- Louis, zwolnij. - powiedział drżącym głosem, kiedy błyskawica rozjaśniła niebo pokazując mu, że przed nimi znajdował się dość ostry zakręt.

- Skarbie. - westchnął, dodając jeszcze gazu, a Harry'ego zaczęła wypełniać panika - Muszę to wygrać, okej? - powiedział spokojnie - Dla Liama. - dodał ciszej.

- I tak to wygrasz, wszyscy są już daleko za nami - spojrzał w lusterko - Oprócz naszych.

Widział bardzo dobrze samochody jadące za nimi, było ich trzy, ale nie znajdowały się tak blisko. W dodatku rozpoznał za kierownicami wszystkich, z którymi spędził czas przed wyścigiem. Nie bał się o to, że przegrają, bo wiedział, że nie przegrają. Bał się, ponieważ wzrok Louisa był rozbiegany, a on sam nie spuszczał stopy z pedału gazu. Padało coraz mocniej, co zdecydowanie utrudniało widoczność i Harry wiedział, jak bardzo było to niebezpieczne.

- Dlaczego ten kretyn nie zwalnia?! - Niall wrzasnął, widząc, że samochód jego przyjaciela coraz bardziej się oddala - Przecież zaraz jest zakręt, a na drodze jest ślisko!

Demi siedziała cicho, patrząc przed siebie, także obserwując samochód przed nimi. Była w stanie namówić swojego chłopaka, żeby zwolnił, ale martwiła się o to, że Harry'emu się to nie udało. Wiedziała dokładnie, jaki był charakter Louisa i martwiła się.

Tymczasem brunet o intensywnie zielonych oczach nadal błagał swojego chłopaka, aby zwolnił, ale powoli się poddawał widząc, że tamten nie miał zamiaru tego robić i nawet przestał go już słuchać. Był okropnie wystraszony, ale też okropnie wściekły.

- Nawet nie skończyliśmy pierwszego okrążenia, przecież możesz zwolnić chociaż na zakręcie. - poprosił, w jego głosie słychać było bezradność.

- Jak to mawialiśmy z Liamem, jedź, albo zgiń. - odpowiedział tylko, uśmiechając się pod nosem pewnie dlatego, że przypomniał sobie stare czasy ze swoim najlepszym przyjacielem. Zaczął przygotowywać się wewnętrznie do ostrego zakrętu.

- Kocham cię, Louis. - powiedział brunet drżącym głosem, bojąc się, że to mogła być ostatnia okazja do wyznania mu uczuć.

- Kocham cię bardziej, Harry. - uśmiechnął się szeroko, przekręcając kierownicę.

Samochód skręcił gwałtownie, prawie wyjeżdżając z toru i chwiejąc się niebezpiecznie. Słychać było pisk opon, a tłum stojący dość daleko, zaczął krzyczeć z radości, lub też zdenerwowania, ponieważ chwilę później widać było, jak auto prowadzone przez Louisa Tomlinsona - dobrze znanego wszystkim mistrza nielegalnych wyścigów - wyjeżdża zza zakrętu bez żadnych problemów.

Harry odetchnął, rozluźniając się i opierając się o fotel, a jego chłopak uśmiechnął się, spoglądając na miłość swojego życia. Wiedział, że Harry był wystraszony, ale też wiedział, co robi. Był w swoim życiu na wielu wyścigach i jeździł w różnych warunkach pogodowych. Chciał wygrać ten wyścig, ponieważ zdecydował, że ten będzie jego ostatnim. Chciał wyjechać z Los Angeles już na zawsze, zabierając go ze sobą. Chciał zacząć żyć normalnie, oświadczyć się Harry'emu i zniknąć z miasta, które już zawsze będzie kojarzyło mu się z okropną przeszłością.

- Widzisz, kochanie? - uśmiechnął się w stronę bruneta - Nie było tak źle, prawda?

Spojrzał jeszcze w lusterko, żeby zobaczyć światła auta Nialla dość daleko za nimi, ale nie przejmował się samochodem swojego przyjaciela, ponieważ jechali jako drużyna.

- Louis!

Krzyk Harry'ego sprawił, że Louis przeniósł wzrok na drogę i zobaczył przed nimi wielki budynek. Próbując ratować sytuację, skręcił gwałtownie, ale to nic nie dało. Samochód zderzył się z murem starego magazynu z wielkim hukiem.

Tłum wydał z siebie okrzyk zdziwienia, a Niall docisnął pedał gazu, chcąc jak najszybciej zobaczyć, co się stało, chociaż obawiał się najgorszego, podobnie jak jego dziewczyna, która krzyczała przez łzy do swojego telefonu, rozmawiając już z pogotowiem. Nie obchodziło ich to, że to nielegalny wyścig i będą mieć problemy, liczyło się dla nich tylko życie i zdrowie ich najlepszych przyjaciół.

W samochodzie, który miał wygrać dwójka zakochanych w sobie mężczyzn zbierała siły po potężnym uderzeniu. Jeden z nich zdobył jej na tyle, żeby przechylić głowę i złapać dłoń tego drugiego. Obraz był rozmazany, ale zdołał ujrzeć jego twarz, zwróconą w jego stronę. Jego zazwyczaj lśniące blaskiem oczy były wyblakłe, ale ze spokojem wpatrywały się w te jego. Kilka strużek krwi spływały po całej twarzy i widział, że jego miłość potrzebowała teraz pomocy. Kilka łez spłynęło po jego bladych policzkach. Czuł ogromny ból prawie na całym ciele, ale nie mógł się poddać i nie mógł pozwolić poddać się swojemu chłopakowi. Gdzieś w oddali migały światła syren i to dawało im nadzieję na przeżycie.

Chociaż dla nich najlepszym było to, że byli tam razem, ze złączonymi dłońmi i spojrzeniami zatopionymi w ich oczach, że mogli być obok siebie nawet, jeśli mogły to być ich ostatnie chwile.

Drzwi zmasakrowanego samochodu zostały otwarte, a oczy jednego z nich zamknęły się, chociaż serce nie przestało bić, a oddech - chociaż prawie niewyczuwalny - nadal było widać, poprzez unoszącą się klatkę piersiową.

Pomoc przybyła na czas.

------------------------

Jak myślicie, ktoś umrze, czy może przeżyją?

To jeszcze nie koniec!







Drive or Die / Larry Stylinson ✔जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें