rozdział dwudziesty ósmy

3.2K 355 50
                                    

Harry's pov

- Nie możesz po prostu powiedzieć, gdzie jedziemy? - Louis marudził ponad piętnaście minut, wijąc się na fotelu pasażera.

Postanowiłem pokazać mu Londyn, skoro jeszcze nigdy tutaj nie był i chciałem najpierw zabrać go w moje ulubione miejsce nad Tamizą na obrzeżach miasta, dlatego musiałem uzbroić się w cierpliwość i znosić jęki szatyna przez dość długi czas, a to wcale nie było łatwe, gdyż był bardziej uparty od osła.

- Zachowujesz się jak dziecko, mimo, że jesteś ode mnie starszy. - pokręciłem głową w rozbawieniu, kiedy założył ręce na pierś, spoglądając na mnie z naburmuszoną miną.

- Wcale nie zachowuję się jak dziecko.

- Owszem, zachowujesz.

- Nie będę się więcej do ciebie odzywał. - powiedział, odwracając się w stronę szyby i nie zaszczycając mnie ani jednym słowem.

Godzinę później zatrzymałem auto na dość małym parkingu i spojrzałem na Louis'a, który nadal siedział i wpatrywał się w widok za oknem.

- Jesteśmy na miejscu. - oznajmiłem, ale on nadal milczał - Louis.

- Nigdzie nie idę, nie wiem gdzie jestem.

- Błagam, przestań pajacować. - westchnąłem głośno, dotykając jego dłoni, której nie zabrał, sprawiając, że uśmiechnąłem się szeroko. - No chodź, przejdziemy się.

- No dobra.

Po spacerze, przepełnionym rozmową, naszymi głośnymi śmiechami i pocałunkami, dotarliśmy na miejsce, a Louis stał i patrzył na mnie z niedowierzaniem.

- Będziemy oglądać krzaki? - zapytał, a ja wybuchnąłem głośnym śmiechem - Chyba, że...

- Nie kończ. - przerwałem mu, widząc, że ma zamiar rzucić swoim zboczonym tekstem. - Musimy przejść przez te krzaki.

- Będziemy chodzić po krzakach?!

- Nie, obok nich. - wywróciłem oczami - Chodź, nie będzie tak źle.

Wszedłem w gąszcz pierwszy, a Louis odnalazł szybko moją dłoń i scisnął ją mocno, jakby bał się, że zza jakiegoś pieńka wyskoczy krokodyl.

- Czy w tych rejonach są krokodyle?

Czy ja właśnie czytałem mu w myślach?

- Czy ty naprawdę boisz się zagajnika, Louis? Nosisz przy sobie broń i boisz się tędy przejść? - zatrzymałem się, żeby na niego spojrzeć, a on chciał znów się na mnie obrazić, więc pociągnąłem go za sobą, mówiąc, że jesteśmy już blisko i zostawiając to pytanie bez odpowiedzi.

No bo kto boi się przejść przez mały lasek? Przecież nic nam tu nie groziło, a w dodatku to był Louis, który nie bał się niczego. Cóż, on chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.

Kilka długich minut później, nareszcie ujrzałem moją ulubioną, małą plażę nad rzeką, która akurat w tym miejscu była dość wąska i płytka. Po drugiej stronie brzeg był porośnięty różnymi roślinami wodnymi, a kawałek za nimi, na trawie rosły kolorowe kwiaty. Wszystkiemu uroku dodawała piękna, majowa pogoda. Słońce dawało mnóstwo ciepła, a chmury szybko pędziły po niebie, przez ciepły wiatr.

Spojrzałem na mojego towarzysza, który rozglądał się z uśmiechem i już wiedziałem, że podobało mu się tutaj. Kiedy zobaczyłem, że uśmiecha się szerzej i otwiera usta, żeby coś powiedzieć, odezwałem się:

- Nie, krokodyle nie wyjdą z wody. - powiedziałem i oboje zaczęliśmy się śmiać.

Louis usiadł na piasku, posyłając mi wyczekujące spojrzenie, więc usiadłem obok niego, a on natychmiast złapał moją dłoń. Uśmiechnąłem się szeroko czując, jak ciepło przechodzi przez całe moje ciało, a serce lekko przyspiesza swoje bicie.

Louis już zawsze będzie tak na mnie działał. Zawsze będę się przy nim uśmiechał, patrząc na niego z uwielbieniem. Miałem ochotę wyrwać sobie serce z piersi i podać je mu do rąk, ponieważ czułem, że właśnie przy nim było moje miejsce.

Nie odzywaliśmy się przez dość długi czas, rozmyślając o różnych rzeczach, przyglądając się naturze i słuchając śpiewu ptaków. Tutaj było inaczej, niż w dużym mieście, wśród tłumu ludzi. Tutaj byliśmy tylko my, z dala od wszystkich problemów, od przeciwieństw. Szkoda było mi opuszczać Londyn, mieszkałem tu od urodzenia, zanim wyjechałem na studia do Los Angeles. A skoro mowa o studiach...

- Louis?

- Hm?

- Dostałem maila z uczelni kilka dni temu. Wyrzucili mnie. - powiedziałem cicho.

Szatyn odwrócił głowę w moją stronę, a ja swoją spuściłem, bo było mi wstyd, że wyrzucono mnie ze szkoły. Był pierwszą osobą, której powiedziałem, a została jeszcze mama, która z pewnością nie będzie zadowolona. Nie chciałem mówić jej w tym czasie, gdyż wczoraj wyjechała w podróż poślubną, a ja nie chciałem psuć jej wspaniałego czasu swoimi problemami.

- To moja wina. - powiedział smutno, patrząc gdzieś przed siebie.

- To wcale...

- Gdybyś nie wplątał się w to wszystko, byłbyś teraz pewnie szczęśliwy.

- Jestem szczęśliwy z tobą. - odpowiedziałem pewnie, a on tylko pokręcił głową i uśmiechnął się do mnie.

Wykorzystując chwilę, zbliżyłem się do niego, a on jakby wiedząc o co mi chodzi, pochylił się lekko, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, który przekazywał wszystko, co czuliśmy.

Czas się zatrzymał, jak zawsze, kiedy całowałem Louis'a i jedynym czego chciałem, to zostać z nim na zawsze i czuć jego wargi na moich do końca życia, bo było to najlepsze uczucie, jakie kiedykolwiek miałem.

- Skąd znasz to miejsce? - zapytał, kiedy leżeliśmy na trawie.

Moja głowa spoczywała na jego udach, a on jak zwykle bawił się moimi włosami, czasem lekko za nie ciągnąc i sprawiając, że wydawałem z siebie pomruki zadowolenia.

- Nie pamiętam, możliwe, że znalazłem to, kiedy chodziłem z tatą na ryby, jak byłem mały.

- Typowy chłopiec. - zaśmiał się.

***

- Umieram. - jęknął Louis, rzucając się na łóżko w naszym tymczasowym pokoju.

Było już po dwudziestej trzeciej, kiedy wróciliśmy do domu. Pokazałem chłopakowi chyba cały Londyn i cieszyłem się, bo wyglądał na niesamowicie podekscytowanego każdą kolejną atrakcją, a nawet przestał męczyć mnie pytaniami przez całą drogę.

Cieszyłem się widząc, jak fascynował się każdą budowlą, albo widokiem i wiedziałem, że pomimo tego, że był zmęczony, był także zadowolony i to wystarczyło mi do bycia szczęśliwym, ponieważ szczęśliwy Louis to także szczęśliwy Harry.

Po wzięciu prysznica wskoczyliśmy pod kołdrę, przytulając się do siebie i chwilę później zasnęliśmy z uśmiechami na twarzach.

----

Chciałam tylko pozdrowić moją przyjaciółkę - Natalkę, przez którą mam jakąś szajbę na punkcie krokodyli 😂

Daria xx

Drive or Die / Larry Stylinson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz