Six

2.5K 219 123
                                    

Promyki porannego słońca, wpadającego przez szparę powstałą między niedosuniętymi zasłonami, zmusiły mnie do otwarcia powiek. Cudowny pech, jakim rozpoczął się kolejny dzień, sprawił że smuga rażącego w oczy światła trafiała prosto w moje oczy. Świetnie, czyż nie? 

Zamrugałem kilkakrotnie, aby przyzwyczaić się do jasności. Oczy niesamowicie mnie piekły, co jedynie przypomniało mi o poprzednim dniu oraz całej Lustasi. Nie chcę wiedzieć jak wyglądam teraz w oczach Luke'a, biorąc pod uwagę moją wczorajszą reakcje na całą sytuację. Sam nie wiem, dlaczego to wszystko. Dlaczego zachowywałem się jakby Luke był moją własnością, skoro jest jedynie przyjacielem, którego tak cholernie kocham. Dlaczego miałem pretensje, mimo że to nie była jego wina. Dlaczego płakałem gorzej niż mała dziewczynka, której zabrało się ukochaną lalkę. Dlaczego mnie to zabolało, chociaż nie powinno.

Usiadłem na granatowej pościeli i poprawiłem pognieciony T-shirt. Zagniecenia na czarnym materiale pozostały, mimo mojego usilnego wyprostowania koszulki dłonią. Zupełnie zignorowałem to i wstałem, przeciągając się w międzyczasie. Spanie w ubraniach było złym pomysłem, jednak zupełnie nie zorientowałem się, kiedy ogarnął mnie sen. 

Powolnym krokiem udałem się do kuchni, czując nieustępujące pragnienie. Już na wejściu spotkałem się z mierzącym mnie spojrzeniem Caluma. Brunet siedział przy szklanym stole, konsumując kanapkę z żółtym serem. Przeszedłem obok niego i otworzyłem lodówkę, która świeciła pustkami. Może nie dosłownie, jednak nie znajdowało się w niej nic więcej, prócz kartonu mleka, paru jajek oraz butelek wody i pustego już opakowania po serze. Chwyciłem półlitrową butelkę i odkręciłem ją, chwilę później gasząc pragnienie jej zawartością. 

- Wyglądasz jak trup, Mike - stwierdził Hood, przełykając gryz swojego śniadania. 

- Uznam to za komplement - rzuciłem, przez co po kuchni rozszedł się śmiech brązowookiego, który omal nie wypluł przeżuwanego jedzenia. - Gdzie reszta? 

- Ashton śpi, Luke chyba też - wzruszył ramionami.

Pokiwałem głową, nie siląc się na słowną odpowiedź i dopiłem wodę. Odstawiłem pustą butelkę na blat i opuściłem pomieszczenie, tym razem kierując się w stronę pokoju blondyna. Złapałem za klamkę i uchyliłem drzwi na tyle, abym mógł zajrzeć do środka pokoju. Zgodnie z przypuszczeniami Caluma, Luke jeszcze spał. Wszedłem do pokoju i, najciszej jak potrafiłem, zamknąłem za sobą drzwi, po czym podszedłem do łóżka, na którym leżał blondyn. Szara kołdra była rozkopana i zwinięta, przez co jego nogi były odkryte, podobnie jak reszta jego osoby. Uśmiechnąłem się na widok bokserek SpongeBoba i rozczochranej blond czupryny pośród poduszek. Śpiący Hemmings wyglądał naprawdę zabawnie i uroczo, a zarazem gorąco. 

Okrążyłem mebel i zająłem miejsce z drugiej strony, gdzie było nieco więcej miejsca, jako że Luke leżał niemal na środku. Ułożyłem się na tyle wygodnie, na ile było możliwe i objąłem niebieskookiego, podświadomie ciesząc się na jego bliskość i ciepło, jakie biło od niego. Luke, zapewne czując moje zimne dłonie na jego rozgrzanej skórze, poruszył się, a po chwili otworzył zaspane oczy, budząc się. Z jednej strony byłem na siebie nieco zły, że pozbawiłem się możliwości patrzenia na śpiącego chłopaka, jednak z drugiej cieszyłem się z tego, że się obudził. Błękitne tęczówki wpatrywały się we mnie a uśmiech pojawił się na jego ustach, przez co również się uśmiechnąłem. 

- Dzień dobry, Mikey.

Niemal bezgłośnie odpowiedziałem na powitanie blondyna. Poczułem jak jego ręce obejmują mnie w pasie i przyciągają do siebie. Luke teraz był zdecydowanie bliżej mnie, co bardzo mi odpowiadało. 

- Jest już okay? - spytał, na co pokiwałem głową.

- Przepraszam, że tak zareagowałem. Nie powinienem, przecież jesteśmy tylko... przyjaciółmi, niczym więcej... - westchnąłem, gdy znów uświadomiłem sobie ten smutny, jak dla mnie, fakt.  

- Shh, Mike. Po prostu zapomnijmy. 

Zatopiłem się w oczach Hemmingsa, jakie wpatrywały się we mnie. Nawet nie wiem kiedy, jego dłonie zjechały na mój tyłek, a na twarzy pojawił się zadziorny uśmiech, jaki szybko został powstrzymany przez zabawę kolczykiem połyskującym w dolnej wardze chłopaka. Przesunąłem się w sposób, abym leżał na blondynie. Podparłem się na rękach, nie przerywając kontaktu wzrokowego i zmniejszyłem odległość dzielącą mnie i Luke'a tak, aby nasze twarze dzieliło zaledwie parę centymetrów. Hemmings przewidział moje zamiary i złączył nasze usta, napierając swoimi wargami na moje. Oddałem pocałunek, ciesząc się nim. 

Luke zrzucił mnie z siebie, zamieniając nas rolami, i przeniósł swoje ręce na poduszkę, podpierając się na nich. Chwilę później znów wrócił do całowania mnie, wisząc nade mną. Wplątałem palce w jego blond kosmyki, roztrzepane na wszystkie strony i pociągnąłem za nie, powodując ciche westchnienie u młodszego. Mimowolnie zachichotałem na tą reakcję. 

- Ty się nie śmiej, kocie. Mam ci przypomnieć, kto zawsze niemal jęczy gdy całuję cię dłużej, niż parę sekund? 

Przez słowa niebieskookiego w ciągu chwili zacząłem przypominać dorodnego buraka. 

- Obawiam się iż tym razem jest odwrotnie pingwinku, biorąc pod uwagę, że twojemu SpongeBobowi zaczął rosnąć nos.

Blondyn początkowo nie zrozumiał o co mi chodziło, jednak gdy spojrzał na swoje bokserki, zrozumiał co miałem na myśli. Ja w tym czasie, dosłownie, wybuchnąłem śmiechem. Chociaż to nie był śmiech. Ten odgłos był bardziej jak krzyki umierającego morsa, nad brzegiem plaży. Podczas mojego przeraźliwego wycia, bo inaczej nazwać to ciężko, sam Luke zaczął podśmiewać się z sytuacji. 

- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale zrujnowałeś mi dzieciństwo - stwierdził, co jedynie sprawiło że w kącikach moich oczu zebrały się łzy, jako, że śmiałem się aż tak mocno. 

Luke oblizał wargi i pocałował mnie ponownie, uciszając tym samym. Teraz gdy był bliżej, niemal na mnie leżąc, doskonale mogłem poczuć niejaki nos SpongeBoba w okolicach moich ud. Postanowiłem podroczyć się z chłopakiem, w związku z czym znów delikatnie pociągnąłem za jego włosy, jednocześnie podnosząc nieco biodra, aby otrzeć się o krocze Luke'a. Mój cel został spełniony, jako że z ust młodszego wyrwał się cichy jęk, który rozdzielił nasze wargi. Z powrotem je złączyłem, wkładając w to więcej uczuć.

- Cliffo jes-o ja pierdole - nieco podniesiony głos Ashtona sprawił, że Luke wzdrygnął się i momentalnie oderwał ode mnie, aby spojrzeć w stronę źródła dźwięku. - Calum, ty parszywa szmato! Wiedziałeś że będą się ruchać, dlatego mnie wysłałeś! Moje biedne oczy, muszę je odkazić! 

Zawstydzony Luke zszedł ze mnie, przelotnie szepcząc 'Zasłoń mnie', i posadził na swoich kolanach tak, abym zakrywał jego kolegę. W tym czasie Ashton uciekł, krzycząc, że widok niemal pieprzącego mnie Hemmingsa na zawsze pozostanie mu w pamięci, jednak na jego miejscu pojawił się Hood, niemal zwijający się ze śmiechu. 

- Mike, jesteś głodny? Zamawiam pizzę - zapytał, wciąż śmiejąc się między wyrazami. 

- Ja nie, ale znając życie to Lukey owszem - odpowiedziałem, spoglądając na niebieskookiego obejmującego mnie. Ten zaśmiał się, gdyż miałem rację.

- Pepperoni z podwójnym serem. Ale sama pepperoni też może być. 

- Wymagania masz. Dobra, możecie kontynuować.  Tylko błagam, bądźcie cicho. Ashton już stracił wzrok, oszczędźcie mu słuchu. 

Calum zniknął za drzwiami następnie je zamykając, a ja spojrzałem na Hemmingsa, którego wzrok czułem na sobie już wcześniej. Przygryzł wargę, gdy zorientował się, że patrzę na niego.

- Biedny Ashton.

❌❌❌

hi or hey! wydaje mi się, że ten rozdział jest lepszy, ale nadal nie na tyle abym go zaakceptowała. końcówkę schrzaniłam po całości, ja wiem, ale radujmy się muke moments. od 15.02 mam ferie, więc trochę nadrobię z długością i jakością rozdziałów, bo te ostatnie naprawdę ssą (-:

fly away // mukeWhere stories live. Discover now