Fifteen

1.8K 204 85
                                    

Trzynasta godzina. Trzynasta godzina bezustannego wpatrywania się w jeden punkt, żałowania za wszystkie złe słowa. Trzynasta godzina uciążliwych myśli krążących po głowie, prób zachowania nadziei że będzie jak dawniej chociaż w jednej, najmniejszej części. Równe siedemset osiemdziesiąt minut wykańczającej niepewności, strachu. Czterdzieści sześć tysięcy osiemset sekund oskarżania się za całą sytuacje, jaka miała i nadal ma miejsce. 

- Myślę, że wystarczy wam siedzenia tutaj. Siedzieliście całą noc, musicie się przespać i coś zjeść. Zawieść was do domu?

Spojrzałem na Matthewa, jaki przerwał towarzyszącą nam ciszę. Udając, że nie zauważył mojego wzroku wbitego wprost w jego osobę, ukrył lewą dłoń w przedniej kieszeni markowych jeansów, drugą trzymając do połowy wypełniony styropianowy kubek. Jak obstawiam, w środku znajdowała się kawa, jako, że siwiejący mężczyzna był uzależniony od tego napoju. Dla niego dzień bez dawki kofeiny w postaci dwóch czy trzech kubków mocnej, kruczoczarnej kawy był jak miesiąc bez słodyczy dla kochającego je dziecka. 

- Nie patrz tym wzrokiem, Hemmings. To przez ciebie tu jesteśmy, to przez ciebie Michael tu jest - rzucił Calum. Za całą noc i poranek siedzenia tutaj, odezwał się do mnie drugi raz. Szczerze? Na jego miejscu nie uraczyłbym siebie nawet jednym słowem. - Dlatego nawet nie waż się wrogo patrzeć na kogokolwiek, bo wszystko to twoja pieprzona wina. 

Spuściłem wzrok, powracając jednocześnie do tępego wpatrywania się w granatowe linoleum, prawdopodobnie pokrywające każdy korytarz znajdujący się w tym szpitalu. Nie mogłem nie przyznać Hoodowi racji - miał ją w stu procentach, jednak ani on, ani Ashton, ani Michael nie wiedzieli o paru istotnych szczegółach. W zasadzie tylko ja wiedziałem o wszystkim i znałem całą sytuacje. Mimo to zdawałem sobie sprawę z tego jak wyglądam w ich oczach, czy z tego jak widzą mnie fani uparcie twierdzący że z Michaelem łączy mnie zdecydowanie więcej niż zwykła przyjaźń. Byłem po prostu dupkiem, przez którego zielonooki stał się wrakiem człowieka.

- To jak, wracacie żeby choć trochę odpocząć? - szef ponowił swoje pytanie.

Jestem chujem ale nie aż takim by móc w spokoju opróżniać lodówkę czy spać, świadomy, że Mike jest w szpitalu. Nawet tutaj nie byłbym w stanie wysiedzieć z tą informacją, gdyby nie jakieś mocne leki uspokajające jakie zostały mi podane trzy godziny temu.

- Wydaje mi się. że żaden z nas niczego nie przełknie, ani nie zaśnie. Możesz jechać, zadzwonimy gdy będziemy chcieli wracać.

Matthew przytaknął na słowa Irwina, godząc się na taki układ. Przechylił jednorazowy kubek dopijając jego zawartość, po czym pożegnał się z naszą trójką, następnie znikając nam z oczu. Westchnąłem, opierając się głową o błękitną ścianę, pod jaką siedziałem z uwagi na brak wolnych krzeseł. Jedyne na tym korytarzu trzy miejsca siedzące zajęte były przez leżącego na nich bruneta, w związku z czym ja i Ashton podpieraliśmy ściany, siedząc naprzeciw siebie. Teraz sytuacja nieco się zmieniła, jako że Ash stwierdził iż woli zająć miejsce na twardym, białym krześle robiąc dodatkowo za podnóżek Cala, niż dalej znosić chłód podłogi. Również wolałbym taką opcje, jako że po całej nocy spędzonej w klimatyzowanym pomieszczeniu mając na sobie jedynie cienki bezrękawnik byłem naprawdę przemarznięty, jednak zdecydowałem pozostać na swoim miejscu ze względu na, delikatnie mówiąc, wkurzonych na mnie przyjaciół jacy dosłownie zabijali mnie wzrokiem. 

Mrużąc piekące mnie od zmęczenia oczy zwróciłem uwagę na Ashtona, który otwierał buzię jakby chciał coś powiedzieć, jednak zaraz potem ją zamykał, rozmyślając się ze swoich zamiarów. Marszczył brwi, jakby chciał poukładać swoje myśli by złożyć wszystko w logiczną całość. Mogłem jedynie zgadywać co krąży po jego głowie, czy nad czym się zastanawia, jednak po jego skupionym wzroku wbitym w przestrzeń jasne było, że jest to jakaś zagmatwana sprawa. 

fly away // mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz