Epilog

1.9K 221 97
                                    

Zgodnie z cichą nadzieją Luke'a, która drzemała gdzieś w jego wnętrzu, dostał od Michaela upragnioną drugą szanse, by naprawić ich relacje. Mike był świadomy tego, jak wielki błąd popełnia, jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że właściwie nie funkcjonował bez blondyna. Był od niego uzależniony, mimo wcześniejszego 'odwyku', jaki został mu zafundowany. 

I właśnie ten nałóg doprowadził, aby przeklęte serce Clifforda znów zagórowało nad jego zdrowym rozsądkiem i trzeźwym myśleniem. Zielonooki jakby nigdy nic nie miało miejsca, wpadł niebieskookiemu w ramiona, niby wybaczając mu wszystkie złe słowa i czyny, jakie popełnił. 

Luke za to w pełni wziął do siebie ostatnią szanse, jaką dał mu starszy chłopak. Ku zdziwieniu każdego, nawet samego Michaela, całkowicie ją wykorzystał, robiąc wszystko aby zrekompensować mu wcześniejszy czas. Zakończył nawet prywatną znajomość z Anastasią, ponieważ przez groźby ze strony Matthewa, zdenerwowanego faktem, iż blondyn nie chciał już mieć nic wspólnego z dziewczyną, nie mógł zerwać z nią również publicznie.

Jednak to nie uczyniło Michaela w pełni szczęśliwym. Czuł, że mimo ogromnych starań Luke'a aby było jak dawniej, i tak czegoś brakowało. Nie miał pojęcia co to było, jednak było to jedyne coś, co dopełniałoby jego radość i czyniło w pełni wesołym oraz szczęśliwym.

Prawdopodobnie były to rany. Nie tylko te fizyczne, jak i również psychiczne. To one zabierały Michaelowi ostatnią cząstkę, potrzebną do bycia w pełni szczęśliwym człowiekiem, oraz sprawiały, że już nigdy nie będzie jak dawniej, bez względu na starania Luke'a. 

- Mikey? - szepnął Luke, chcąc sprawdzić czy Mike leżący obok niego śpi.

- Co się stało, Lu? 

Ciche pytanie Clifforda wywołało westchnięcie u młodszego. Zielonooki leniwie obrócił się na drugi bok, z ciekawością spoglądając na młodszego. 

- To ja powinienem zapytać - rzucił, na co Michael zmarszczył brwi, nie wiedząc o co chodzi. - Niby wszystko jest okay, super i tak dalej, ale jednak nie czujemy się tak, jak powinniśmy.

- Do czego zmierzasz? 

Hemmings wziął głęboki wdech, uważnie wyszukując zielonych tęczówek Mike'a pośród mroku, jaki panował w hotelowym pokoju. 

- Jutro gramy ostatni koncert, a przez całą trasę było prawie jak na poprzedniej. Z tą różnicą że teraz wiemy już więcej, niż ostatnio. Nie zachowujemy się jak zakochane nastolatki, wysyłające nieśmiałe uśmiechy i czułe gesty, tylko nawzajem się kochamy i jesteśmy razem. Nie uważasz, że powinniśmy się z tym czuć inaczej, niż obecnie czujemy?

- Ale ja jestem naprawdę szczę-

- Wiem, że kłamiesz. Pewnie nieświadomie i nie celowo, ale kłamiesz - stwierdził. - Czemu? Bo naszej relacji nie da się już naprawić. Nie ważne co bym robił i jak bardzo się starał, to przeciąłem między nami pewną nić, której nie da się z powrotem związać. I bez względu na wszystkie inne, które udało mi się złączyć ponownie, ta pozostanie rozerwana na zawsze. Wyrządziłem ci zbyt wiele krzywdy, a mało tego to jeszcze teraz ranię cię samą obecnością, bo przypominam ci o każdej ranie i bólu, jaki ci zadałem.

Michael wstał, idąc w ślady Luke'a, który w trakcie swojej przemowy podniósł się z łóżka i stanął przy oknie, wpatrując się w niebo.

- O czym ty mówisz, Lukey? - spytał, sprawiając, że blond czupryna odwróciła się w jego kierunku, a niebieskie oczy spojrzały na niego. 

- Ty tego nie widzisz. Ty myślisz że jestem jedynym, który może czynić cię szczęśliwym, a prawda jest taka, że to ja jestem jedyną przeszkodą do twojego szczęścia.

Dzięki księżycowi, który dawał choć trochę światła, Michael mógł zobaczyć smutek, jaki pojawił się w oczach Luke'a.

- Przestań bredzić, Lu. Kocham cię.

- Ja ciebie też, kotku - wyznał, siląc się na blady uśmiech. - To ty pokazałeś mi jakie to cudowne uczucie kochać, a przede wszystkim być kochanym. Jak to jest czuć, że kocha się kogoś całym sobą i nie umie się przestać. I dziękuje ci za to, Mikey. 

Clifford uśmiechnął się, chwytając dłoń niebieskookiego. 

- Muszę cię uwolnić od siebie, chociaż mam ochotę krzyczeć żebyś mnie nie zostawiał - kontynuował, nadal patrząc w zielone oczy Mike'a. - Ale tak będzie dla ciebie lepiej. Będziesz szczęśliwszy, jeśli nie będzie łączyć nas nic prócz przyjaźni. Przynajmniej na jakiś czas, aż to wszystko się zagoi.

Michael pokręcił przecząco głową, wyraźnie mając inne zdanie.

- Mnie też to boli, ale to dla twojego dobra Miki - pocałował go w czoło, puszczając jego dłoń.

- Jeśli to koniec, to możesz to zrobić ten ostatni raz?

Luke przytaknął głową, doskonale rozumiejąc co Mike ma na myśli.

Ujął jego twarz w dłonie, spoglądając w zielone tęczówki w których odbijał się księżyc. Sam nie dowierzał, że zaraz pocałuje go ostatni raz, lecz mimo to przymknął powieki, coraz bardziej zmniejszając odległość między ustami obojga. W końcu delikatnie musnął wiecznie suche wargi Mikey'a, wkładając w to całe serce. 

Pocałował go najlepiej jak tylko potrafił, chcąc, aby Michael zapamiętał ten pocałunek, bo Luke czuł, że jest to ich ostatni.

❌❌❌

i tym oto sposobem dobrnęliśmy do końca. 'pierwsza myśl jest zawsze najlepsza', jak to mawia mój tata, i to popchnęło mnie aby jednak zrealizować tą wersje końca fly away. boli mnie, że to już koniec, ale taki był plan i usilne przedłużenie schrzaniłoby całość, a przecież nic nie trwa wiecznie, prawda? podziękowania dodam za chwilę (-:

ps nigdy nie prosiłam o gwiazdki czy komentarze, jedynie dziękowałam za nie, ale chciałabym żeby każdy kto tu dotarł zostawił nawet najkrótszy komentarz. możecie to dla mnie zrobić? x

fly away // mukeWhere stories live. Discover now