Thirteen

1.9K 204 210
                                    

Wraz z głośniejszymi odgłosami dochodzącymi z piętra, Michael czuł się coraz gorzej. Powoli zaczęło dochodzić do niego wszystko z zewnątrz, a on coraz bardziej uświadamiał sobie, że to dzieje się naprawdę, mimo iż tak bardzo chciałby aby całość okazała się być koszmarem. Niestety nie było tak cudownie, jak miał nadzieje, a Hemmings pieprzył Anastasie piętro wyżej, nie oszczędzając kulki smutku w jaką zamienił się Mikey. Nie miał już siły nawet na głośniejszy płacz, czy przeklinanie całego świata, w związku z czym pozostał przy cichym szlochaniu, które ani trochę mu nie pomogło. W dalszym ciągu stał w tym samym miejscu co pięć minut temu, sparaliżowany usłyszanymi słowami. Wyglądało to naprawdę dziwie dla osoby, jaka weszłaby teraz do pomieszczenia, jednak była to ostatnia rzecz jaka go interesowała, czy w ogóle obchodziła. 

Zacisnął mocno oczy, gdy usłyszał głośne 'Luke!' z pokoju powyżej. Mimo to słone krople i tak wypłynęły z jego oczu, kończąc na ciepłych policzkach. 

Już zupełnie nienormalne były jego uczucia w stosunku do Luke'a, jakie odczuwał w tamtej chwili. Nadal go kochał, nadal był dla niego idealny. Zielonooki potraktował całość inaczej niż potraktowałby każdy inny człowiek, będąc na jego miejscu. On nie był zły na blondyna, nie miał do niego pretensji o kłamstwa, czy rany, zarówno te fizyczne jak i psychiczne, jakich nabawił się ostatnimi czasy przez niego. 

On całą sytuacje traktował jakby to była tyko i wyłącznie jego wina.

Obojętnie czy był to Calum, Ashton, Luke, jego mama, czy ktokolwiek inny. Każdy kto znał prawdziwego Michaela wiedział, że chłopak ma o sobie naprawdę kiepskie zdanie. Miał samoocenę na poziomie zero odkąd tylko pamięta, uważał, że wszystko co robi jest złe. Mimo talentu do gitary, jakiego niejedna osoba mogłaby mu pozazdrościć, on uważał, że gra okropnie. Twierdził, że jego śpiew przypomina wycie umierającego walenia morskiego nad brzegiem plaży, mimo, że wiele dziewczyn było bliskie omdleniu gdy śpiewał swoje solo w Wrapped Around Your Finger, czy innych piosenkach. Sam Clifford nie ma pojęcia, dlaczego tak bardzo nie lubi siebie, jednak twierdzi, że taka jest wada jego charakteru i nie jest w stanie nic na to poradzić.

Jednak przegiął, gdy pozwolił samemu sobie winić się za zachowanie Luke'a. 

Czerwonymi od płaczu oczami spojrzał w lustro, znajdujące się na ścianie naprzeciw. Widziany przez niego obraz w dalszym ciągu był rozmazany, jednak po przetarciu oczu wierzchem dłoni znacznie się polepszył. Skanował swoją osobę, w myślach śmiejąc się z własnej głupoty. Jak mógł myśleć że kiedykolwiek znaczył coś dla niebieskookiego? W jego głowie co rusz pojawiał się nowy powód, dla którego taka perfekcja jak Luke Robert Hemmings nie mogłaby go kochać nawet w najpiękniejszym śnie. Grubas, brzydal, świr, idiota - nie brakowało mu określeń, jakimi w myślach obrzucał swoją postać. 

W tym momencie nienawidził siebie. Nienawidził tego jak wygląda, tego jaki jest. Powtarzał sobie w myślach, że gdyby był lepszy, inny, może miałby szanse u blondyna. Może to on byłby na miejscu Anastasi, kochanej przez niego. Może każdy wieczór spędzałby na jego kolanach, słuchając spokojnego bicia jego serca? Dobijała go myśl iż już tak było z tą różnicą, że każda czułość z jego strony była fałszywa. Michael nie mógł znieść tej myśli. Nie potrafił sobie tego wyobrazić, co tylko wzbudziło w nim złość. Luke udawał bo wiedział jak słaby jestem - prawdopodobieństwo prawdziwości tego zdania zamieniła jego złość we wściekłość.

Resztkami sił chwycił lustro, zdejmując je ze ściany. Odbicie jego osoby w przedmiocie jedynie popchnęło go do rzucenia nim o podłogę. Huk szkła spotykającego się z podłogą rozszedł się po domu. Przez ułamki sekund odłamki latały po pomieszczeniu, odbijając się od wszystkiego co napotkały na swojej drodze. Zielonooki nie spodziewał się że rozbije przedmiot z taką siłą. Wystarczyła sekunda, by siedział na chłodnych panelach z dwoma większymi kawałkami świętej pamięci lustra. Pozostałe rozprysnęły się na mniejsze części, bądź okruchy, jakie wyrządziły mu krzywdę rozcinając skórę na jego dłoniach i przedramieniu. Szczęście w nieszczęściu, że prócz jednego większego kawałka z ostrym brzegiem, pozostałe nie spotkały się z jego twarzą.

fly away // mukeWhere stories live. Discover now