Rozdział 35 (część druga)

2.2K 172 39
                                    

Poprzednio w Undercover nerd:

LONDON'S POV:
Po odebraniu świadectw i przełożeniu sznurków na czapce, ruszyliśmy wspólnie z Marcelem w stronę wyjścia z budynku. Nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu. Po tylu latach w końcu skończyłam uniwersytet. Nareszcie miałam mój stopień w biznesie i zarządzaniu. Cała ciężka praca którą włożyłam w naukę, opłaciła się.

-Do zobaczenia za dwie godziny.- wyszeptałam do jego ucha, nadal szeroko uśmiechnięta.

Marcel wyglądał na trochę zdenerwowanego, pewnie dlatego że właśnie skończył szkołę i jeszcze się z tym nie oswoił. 

-Tak, do zobaczenia za dwie godziny. Kocham cię.- to były słowa, które za każdym razem przyśpieszały bicie mojego serca.

-Też cie kocham.- powiedziałam i wspięłam się na wysokie siedzenie w samochodzie mojej babci. Muszę się przygotować do wieczora.

***

Byłam trochę zawiedziona, kiedy już znalazłam się w samochodzie Eleanor. Liczyłam, że to Marcel po mnie przyjedzie. Bawiłam się pomalowanymi paznokciami, próbując nie zdrapać z nich lakieru. Spoglądałam za okno jedyne co widziałam to ciemna noc, to tylko wzmagało moją wyobraźnie. Miałam już gotowy obraz Marcela odbierającego mnie. Stałabym na samym szczycie schodów, moja babcia otworzyłaby drzwi a on zamarłby w zachwycie. Nagle głos Eleanor przerwał moje myśli.

-Zdenerwowana?

-Nie, raczej... uhm... Zawiedziona.- powiedziałam niepewnie, patrząc w jej stronę.

Jej usta delikatnie wygięły się w smutnym uśmiechu, kiedy odpowiedziała.

-Też mi przykro, że to ja cię odebrałam a nie Marcel.

-Yeah, więc dlaczego on mnie nie odebrał?- odważyłam się zapytać.

-Ponieważ, wtedy zniszczyłby całą niespodziankę.- po raz pierwszy spojrzała na mnie, mrugając.

Jej słowa sprawiły, że poczułam zdenerwowanie wpełzające do mojego ciała. Jaka niespodzianka?

- C-co?- wyszeptałam cicho, jestem jednak pewna że dziewczyna mnie usłyszała.

Cokolwiek... Właśnie zapakowałyśmy na parkingu, zapełnionym po brzegi przez samochody innych ludzi. Wygląda na to, że przyjechałyśmy jako ostatnie. Eleanor wyciągnęła komórkę i wysłała komuś sms. Szkoda, że nie zauważyłam komu.

Jak tylko minęłyśmy oczekujących przy wejściu nastolatków, naszym oczom ukazało się podwyższenie, na które wchodził właśnie dyrektor. Po raz kolejny zaczął wygłaszać swój monolog i naprawdę robiłam wszystko żeby go słuchać...  Z powodu mojego wzrostu nie widziałam nic poza czubkami głów innych absolwentów. Co za niespodzianka!

Ktoś wepchał mi do ręki mały kubeczek z mocno śmierdzącą cieczą. Alkohol. To mogłoby poprawić mi nastrój i uspokoić nerwy. Tak szybko jak wzięłam łyk tego obrzydlistwa, zakrztusiłam się próbując je odkaszlnąć. Wcale nie dlatego, że było okropne ale ponieważ ktoś wołał moje imię. Nie była to Eleanor ani Marcel. Ale znałam ten głos, w momencie kiedy go usłyszałam wiedziałam kto mnie woła. Dyrektor mnie wywołał! Zanim mogłam zareagować ponownie powtórzył moje imię. Ludzie zaczęli obracać się w moją stronę, automatycznie mnie rozpoznając. Zamrugałam, zastanawiając się czy to wszystko ma coś wspólnego z niespodzianką.

Przesunęłaby się w stroną sceny i zobaczyłam uśmiechniętą twarz kierownika uczelni, był trochę zaczerwieniony, jakby zjadały go nerwy. Z drugiej strony być może wcześniej robił to samo co ja próbowałam i pił alkohol. Eleanor zniknęła i w zasadzie byłam pewna, że wszyscy w pomieszczeniu się na mnie gapią. No chyba, że informują czerwonego dyrektora, że usłyszałam już jego wołanie.

-Tutaj jesteś dziewczyno.- powiedział zadowolony z siebie.

Wszyscy zamilkli patrząc w moją stronę, chyba czekali aż coś powiem. Cóż, nie powiedziałam nic. Powoli zbliżyłam się do sceny, cały czas obserwując osobę, która mnie do tego zmusiła.

-To jest mała niespodzianka od twojego chłopaka Marcela.- Niespodzianka!

Spojrzałam na ekran i zobaczyłam czystą czerń. Krótko po tym jak dyrektor opuścił scenę muzyka zaczęła grać głośniej, nie, nie zwykła muzyka... Piosenka. Ta piosenka. Zdecydowanie dobrze ją znam. To piosenka której słuchaliśmy z Marcelem na naszej pierwszej, prawdziwej randce. Pompeii. To była jej akustyczna wersja bez głosów. Uśmiechnęłam się przez dobre wspomnienia które przywołała, nagle na ekranie pojawił się Marcel. Starałam się powstrzymać szeroki uśmiech i pędzące serce ale poległam.

-Cześć London. To ja. Ten dzień jest prawdopodobnie najważniejszym, do tej pory, w twoim życiu. Jestem niesamowicie dumny z Twojego sukcesu i chcę być z Tobą szczery. W związku, musisz mieć zaufanie do drugiej osoby. Chcę żebyś mi ufała, dlatego najpierw ja Ci zaufam i wyjawię Ci mój mały sekret.

Zamarłam. O czym on mówi? Jaki sekret?

-Pamiętasz to zdjęcie? Znalazłaś je pierwszego dnia w moim pokoju.


To była akustyczna wersja piosenki Pompei, ta której słuchaliśmy w drodze na naszą pierwszą randkę. Starałem się dojrzeć reakcję London. Miała szeroki uśmiech i zaróżowione policzki. Popatrzyłem na chłopaków unieśli kciuki w górę, uśmiechając się w moją stronę. Moje kolana były tak słabe, że potrzebowałem się oprzeć o wystającą część sceny. Jeszcze nigdy nie byłem tak zdenerwowany.

Nagle London skrzywiła się, moja dziewczyna pojawiła się na wielkim ekranie. To był moment który wiele dla mnie znaczył. Myśle, że był najważniejszy bo to właśnie on miał zmienić wszystko.

-London, Ja... Musze ci coś powiedzieć...- ludzie unieśli brwi w zdziwieniu, kilka dziewczyn miało otwarte buzie. London cały ten czas wpatrywała się w ekran. Mogłem zobaczyć jak wszyscy w klubie wstrzymali oddech.

-Nie nazywam się Marcel...Jestem... Jestem Harry, Harry Styles.

Wkręcają mnie. Napewno. Marcel dogadał się z tymi wszystkimi ludźmi i zorganizował ten żart. Czekałam aż ktoś wybuchnie śmiechem, niestety cała sala zamarła. Powoli łzy zaczęły formować się w moich oczach. Słyszałam jak ciężko zaczęli oddychać ludzie naokoło mnie, kiedy chłopak, który próbował przekonać mnie, że jest Marcelem, zaczął się do mnie zbliżać. Tłum zaczął szeptać, sprawiając że czułam się źle we własnej skórze. Wszyscy gapili się na naszą dwójkę. Byłam zszokowana.

Mój wzrok utkwił w ciemno niebieskim krawacie, który wcześniej nosił Marcel. On żartował, musiał żartować. Przecież to niemożliwe, prawda?

Chłopak próbował złapać moją dłoń, ale ja wcale nie miałam na to ochoty. Spojrzałam mu w oczy w kolorze pięknej zieleni, och jak bardzo je kocham. Ich wyraz sprawiał, że było mi smutno, patrzyły na mnie zawiedzione i przestraszone.

-Posłuchaj, to nadal ja. Tylko po prostu mam inne imię.

Jego słowa niczego nie zmieniły, nadal wgapiałam się w jego postać, próbując wyobrazić sobie wielkie okulary na pół twarzy, kamizelkę i za duże spodnie. Całą sylwetkę, którą ja uwielbiałam a inni nienawidzili...

Nie znałam go.

W końcu otworzyłam usta...

-Co? Marcel? Żartujesz sobie ze mnie?

*****
Hi :) Oto początek drugiej części. Opowiadanie mam przetłumaczone, problem jest z korektą. Na codzień nie używam polskiego, więc w tłumaczeniu mogą pojawić się błędy. Żeby ich uniknąć poszukuję bety, której mogłabym podrzucić tłumaczenie do sprawdzenia. Dajcie znać czy ktoś jest zainteresowany :) Jak wam mijają wakacje? Co robicie?
See ya soon x.x

Undercover nerd- tłumaczenieWhere stories live. Discover now