ROZDZIAŁ 8

738 68 10
                                    

Ciotka przybranego ojca Catherine, okazała się być miłą starszą panią. Niestety, miała ona niedawno wypadek i została sparaliżowana. Była właścicielką wielkiej posiadłości ziemskiej, niedaleko Gdyni. Wielki dom, służba, dwie stajnie... Dziewczyna patrzyła na to wszystko z zachwytem w oczach. Przez pierwsze dni zaplanowała się z nowymi obowiązkami: codziennie rano ze starszą panią piła herbatę, potem godzinę czytała jej w bibliotece, następnie miała czas dla siebie do obiadu. Po obiedzie, kobieta kazała zaprzęgać bryczkę i jeździły po zakupy lub w pobliskim lesie. Wieczorami oglądały telewizję lub stare albumy ze zdjęciami. Tomasza zwykle nie było. Pewnego poranka przy śniadaniu:
-Mam do Pani pytanie...-powiedziała dziewczyna nieśmiało.
-Ależ kochanie. Jesteś w naszej rodzinie i zwracaj się do mnie po imieniu albo po prostu ciociu.
-Dziękuję, więc mam do cioci pytanie. Czy mogłabym nauczyć się jeździć konno? Bardzo lubię tę zwierzęta.
Kobieta przyjrzała się badawczo dziewczynie. Po namyśle powiedziała:
-Chodźmy do biblioteki.-tam pokazała jej kilka książek o jeździe konnej. Gdy minęła przepisowa godzina, kobieta powiedziała:
-Mam coś dla ciebie. Myślę, że będzie pasować.

Z dnia na dzień w rezydencji było coraz gorzej. Sally ciągle spała. Jane również zaniemogła i nie wychodziła z łóżka. Przybycie Offendera, niestety przeciągnęło się w czasie o całe 5 dni. Jednak w końcu dotarł na miejsce. Powitał co Masky.
-Witaj. Potrzebujesz korepetycji w sprawach damsko-męskich?-spytał na wstępie Offenderman.
-Nie... Mamy ważniejsze sprawy.
-Doprawdy? Więc po co wzywaliście mnie?
"Dobre pytanie..."-pomyślał chłopak.
-Potrzebujemy twojej pomocy.
Usiedli w kuchni. Masky wytłumaczył mu w skrócie o co chodzi.
-Cóż. Wygląda na to, że ktoś z naszej rodziny nie wierzy w nasze istnienie. Sądząc po szybkości, w jakiej postępuje nasza zagłada, sądzę iż to ktoś z najbliższej rodziny. Na pewno nikt z naszych braci. Zostają więc nasze dzieci. A że tylko Slendy ma córkę... odpowiedź jest prosta.
-Jest na to jakieś lekarstwo?
-Jedyne co można zrobić, to sprawić, by Kat znów uwierzyła. Inaczej... przestaniemy istnieć. Na zawsze.

Dziewczyna dostała piękny strój do jazdy. Od początku nauki bardzo dobrze jej szło. Po tygodniu mogła samodzielnie jeździć w teren.
(Proszę nie czepiać się tak krótkiego czasu nauki. Po prostu nie byłabym sobą, gdybym nie dodała epizodu z końmi. Tu wszystko dzieje się szybko, bo główny wątek jest o czymś innym. NAPISANE TROCHĘ NIE PO POLSKU, ALE MAM NADZIEJĘ, ŻE ZROZUMIAŁE.-przyp. Autorki)
Ciocia była z niej dumna. Sama w latach młodości kochała ten sport. Podarowała jej nawet piękną klacz. Catherine nie posiadała się z radości.

Masky opowiedział pozostałym, czego się dowiedział.
-Nie jest za ciekawie.-stwierdził Toby.-Przynajmniej wiemy, że dziewczyna podająca się za Catherine kłamie.
-Czyżby słychać było w twoim głosie nutkę satysfakcji? -dogryzł koledze Tim.
-Przestańcie chociaż w tak poważnym położeniu się kłócić!-przerwała im Jane.
-Sprgjhfd....-dało się słyszeć z łóżka Sally.
Obok niej usiadł Toby.
-Co mówisz?-spytał.
-Spróbuję... się.... Z... nią skontaktować. Może się...uda.-powiedziała.
-Nie możesz. A...A jeśli już stamtąd nie wrócisz?
-To i tak zginiemy.
-Zgadzacie się żeby Sally spróbowała?-spytał chłopak.
Wszyscy skinęli głowami na znak, że tak.

NASTĘPNY ROZDZIAŁ ZA NAMI.ŚLICZNE DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZ I GWIAZDKI.

Odnaleźć drogę Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ