ROZDZIAŁ 24

536 43 4
                                    

Toby jechał, tak jak mu powiedziała Catherine, do domu Splendormana. Tam na pewno będą w miarę bezpieczni i będzie mógł pomóc reszcie. Nagle komórka Magdy zaczęła przeraźliwie piszczeć.
-Masz włączony Internet? -zapytał chłopak.
-Tak... nigdy go nie wyłączam, bo mam bezlimitowy...-spojrzała na wyświetlacz.-O nie... jakiś wirus.
-Spokojnie. Ben na pewno to naprawi.
Niedługo potem byli na miejscu. Jednak nigdzie nie mogli znaleźć właściciela domu.
-Pójdę sprawdzić, czy nie zostawił kluczy.-powiedział Toby.
Jeszcze raz nacisnął klamkę. Drzwi stanęły otworem.
"Co do..."-nie dokończył myśli, bo został ogłuszony jakimś ciężkim przedmiotem, po czym związany.
Odebrano mu kluczyki. Na zewnątrz zaczynało padać, więc wszyscy oprócz Magdy, siedzieli w aucie. Dziewczyna zaniepokoiła się dłuższym milczeniem Toby'ego i postanowiła sprawdzić co go zatrzymało. Ze zdziwieniem zauważyła, że drzwi są otwarte. Weszła głębiej. Trafiła do kuchni. Obraz jaki tam zastała, przeraził ją. Na krześle siedział ledwo żywy, związany Toby. Gdy podniósł głowę, chciał pokazać koleżance,  by uciekała,  jednak ktoś go uprzedził.
-Spisałaś się na medal, Madziu. Podałaś nam tych morderców na tacy. Dziękuję, córeczko.
Związany chłopak wytrzeszczył na nią oczy, po czym zrezygnowany, opuścił głowę na klatkę piersiową.
-Toby, nie słuchaj go! To mój ojciec, ale ja o niczym nie wiedziałam! Nie chciałam, żeby Was znaleźli. Nawet nie wiedziałam, że wiedzą o waszym istnieniu!-krzyczała dziewczyna, wyprowadzana przez ojca. Poszli do jednego z pokoi, w którym przebywał jakiś mężczyzna. Był to pracownik ojca Magdy.
-Marek, pilnuj jej. Weź mój samochód i jedźcie do laboratorium. Zabierz też chłopaka z kuchni. Ja wezmę jego jeepa.
-Ok.-po czym poszedł po Toby'ego. Poluzował sznurki krępujące ruchy więźnia, na tyle jednak,  by ten nie mógł się wyrwać. Zapakował go na tylne siedzenie srebrnej Toyoty Land Cruiser. Magdzie kazał usiąść z przodu. Dojechali. Za chwilę dołączył do nich czarny jeep, należący do Toby'ego.

Catherine wraz z Jeffem pozostawali w ukryciu.
-Naliczyłam 4 lekarzy. Przynajmniej na zewnątrz.
-Ja 15 strażników. Ciekawe ilu jest w środku. Poczekamy jeszcze.
Obserwowali rozgrywającą się sytuację.
Z jeepa wyszedł jakiś mężczyzna. Catherine powiedziała zdumiona:
-To ojciec Magdy!
-Kim on jest?
-Nie wiem. Nawet ona nie wiedziała dokładnie. Mówiła tylko, że to coś związanego z medycyną. Pomaga lekarzom, ale nie wiedziała w czym.
-Dużo te informacje nie wnoszą...
-Czekaj! Coś się dzieje!
Spojrzeli w tamtym kierunku. Obiekt ich rozmowy podszedł do srebrnego samochodu i otworzył tylne drzwi. Wyciągnął kogoś. Dwójka przyjaciół wytężyła słuch, jednak nie usłyszeli co tamten mówi. Nagle mężczyzna zaczął kopać prowadzoną osobę.
-O nie! To Toby!-krzyknęła Catherine. Wyciągnęła zza siebie zatrutą strzałę i chciała ją posłać w mężczyznę, jednak Jeff ją powstrzymał.
-Czekaj. Zdradzisz naszą pozycję. Jest ich za dużo, żeby pokrywać się na wszystkich na raz. Nawet z twoimi mocami. Rozumiesz?
Dziewczyna tylko pokiwała głową. Ojciec Magdy przestał katować chłopaka. Teraz ciągnął go w kierunku wejścia do laboratorium. Zniknęli za drzwiami. Po kilkunastu sekundach wyszło stamtąd kilkoro ludzi, wiozących wielką klatkę na kółkach. Podeszli z nią do jeepa, po czym brutalnie wszystkich wsadzili do klatki.
-Przecież tak się nie traktuje nawet zwierząt, a co dopiero ludzi!-dziewczyna rozpłakała się. Na razie była bezsilna. Mogła tylko patrzeć, jak jej najbliżsi są traktowani jak przedmioty i zapewne torturowani. Ludzie wwieźli klatkę do środka. Na zewnątrz nie został nikt. Trwało to już 5 minut.
-Catherine, posłuchaj. Pójdę sprawdzić teren. Nie będę tam wchodził, wszystko zobaczę z bezpiecznej odległości. Nie idź za mną i nie idź tam sama. Jakbym nie wrócił za godzinę, wróć do rezydencji i opowiedz wszystkim co się stało. Zgoda?
-Dobrze.
-Grzeczna dziewczynka.-Jeff przytulił dziewczynę, by dodać jej otuchy. Niedługo wracam.
I odszedł. Zaczynało się ściemniać, więc pora dnia działała na ich korzyść. Catherine siedziała około 20 minut. Po tym czasie poczuła się obserwowana. Rozejrzała się. Nikogo nie zauważyła. Na terenie laboratorium też nikogo nie było.
-Jeff? To Ty?-spytała cicho dziewczyna.
Nagle krzaki obok złowrogo zaszeleściły. Kat już miała uciekać,  gdy zobaczyła przed sobą...Smile droga!
-Smile! Dobrze Cię wiedzieć piesku.-dziewczyna przytuliła ulubieńca.
Po chwili z pobliskiego drzewa zaskoczył jego właściciel.
-Jeff! Zaczynałam się martwić!
-Mówiłem, że wrócę. Smile, co tu robisz? -podrapał psa za uchem.
-Przyszedł tu przed chwilą.
-Przyda się. I twoje umiejętności też będą potrzebne. Znalazłem Slendera. Chodźcie za mną.
Jeff poprowadził przyjaciół do tylnej bramy. Demoniczny pies przecisnął się przez dziurę w płocie, a pozostała dwójka przeskoczyła nad bramą. Obok leżały szczątki dobermanów. Dwa psy zostały zabite nożem. Smile z błagalną miną popatrzył na Jeffa. Ten po chwili powiedział:
-Jedz.
Pies szybko uporał się z ciałami pobratymców.
-Gdzie ojciec?
-W tamtym metalowym schronie.
Ruszyli w tamtym kierunku. Drzwi były zamknięte na klucz. Jedynie okno było otwarte. Wstawiona była tam krata antywłamaniowa. Jednak Catherine to nie przeszkodziło. Po chwili krata odleciała, miękko lądując w wysokiej trawie.
Dziewczyna wskoczyła do środka. Slenderman leżał na łóżku szpitalnym, a właściwie na dwóch połączonych łóżkach, związany i miał na głowie jakiś kask. Zapewne blokował jego moc teleportacji. Nie ruszał się. Catherine podeszła i oglądała przez chwilę jak kask jest zrobiony. Po czym spróbowała ściągnąć go siłą umysłu. O dziwo udało jej się. Slender poruszył się.
"Kim jesteś?"-rozległo się w głowie dziewczyny.
-To ja tato-Catherine. Zaraz Cię rozwiążę.-zabrała się do tego zadania.-Jest ze mną Jeff i Smile dog.
W końcu uwolniła ojca. Pomimo wszystko, rzuciła mu się w ramiona.
"Przepraszam, Catherine. Nie powinienem był Cię wyrzucać..."
-Pogadamy później. Teraz trzeba pomóc reszcie.
Wyszli razem przez wyważone przez niego drzwi.

Jutro też się pojawi kilka rozdziałów  (2 lub 3). Chcę już skończyć tą książkę i zacząć nową. Nie umiem pisać kilku jednocześnie. XD.

Odnaleźć drogę Where stories live. Discover now