Rozdział 26

641 43 9
                                    

Catherine: I na tym zakończymy nasze przygody.

Autorka: Hej! Ale przecież nie wszystko się wyjaśniło! A gdzie urodzenie dzie...

Catherine: Jejku...Nie wiesz, skąd się biorą dzieci?

L.J: Hej!  Wydaje mi się, że to mój tekst!

Catherine: Tak, tak pamiętam...

Sally: Dopiszcie może jeszcze coś o dzieciach. Są takie słodkie. *zajrzała do kołyski *

Catherine: No już dobrze... A więc...

Catherine i przyjaciele zamieszkali w posiadłości zmarłej ciotki. Niestety, ze względu na swój wygląd, którego Catherine nie była w stanie zmienić, Slender musiał cały czas przebywać w okolicy domu. Nie sprawiało to jednak problemu. Po tygodniu od przyjazdu do posiadłości, Jeff i Magda postanowili oficjalnie zostać parą. Sally była w szczęśliwym związku ze Slenderem. Okazało się, że na szczęście ani jej ani dziecku, przeziębienie nie zagroziło. Czekali na urodzenie się maleństwa.
Catherine doglądała właśnie wybiegi dla zwierząt. Po skończonej pracy, usiadła na jednym z pastwisk. Nie było już nic do zrobienia. Po chwili usłyszała, że ktoś zmierza w jej kierunku.
-Mogę się dosiąść?-zapytał Toby.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Porozmawiajmy.-nie dawał za wygraną chłopak.
-Chyba nie mamy o czym.-chciała wstać, jednak złapał ją za rękę i zmusił, by znów usiadła.
-No dobrze. Masz minutę.-powiedziała.
-Kat... okłamałem Cię. Z resztą nie tylko ja. Jane też. Poprosiłem ją, byśmy udawali przed tobą parę.
-Ale dlaczego? Skoro już Ci się nie podobam, trzeba było normalnie mi to powiedzieć.
-To nie tak... zrobiłem...zrobiłem to chyba dla własnej wygody. Albo zdrowia uczuciowego, o ile takie coś istnieje.
-Nie rozumiem...-dziewczyna była zdezorientowana.
-To bardzo proste. Wiesz ile mam lat?
-Z tego co mi wiadomo, 18.
-Urodziłem się 210 lat temu.
-No i...
-Od 192 lat nie zmieniam się.
-A więc chodzi o to, że ja będę coraz starsza?
-Nie! Chodzi o to, że Ty kiedyś umrzesz... Nie mogę sobie wyobrazić dalszego życia bez Ciebie. Odkąd się pojawiłaś w rezydencji... Zawsze coś mnie do Ciebie przyciągało. A potem... potem umierałem z miłości do Ciebie. Wybierałem dalekie i długie misje, żeby tylko być daleko. Sądziłem, że wtedy mi przejdzie. Albo Ty sobie kogoś znajdziesz. Kiedy wracałem, zawsze czekałaś w oknie.
-Widziałeś?
-Widziałem. Nie mogę sobie wyobrazić życia bez Ciebie, Catherine! Może to nie najlepsze rozwiązanie, ale co tam...
Spróbujmy znów być razem. Ale teraz powiemy wszystkim, tak jak Magda i Jeff. Zgadzasz się?-wyrzucił wreszcie z siebie Toby.
-Toby.. ja.. ja... Tak. Zgadzam się.

Tego samego dnia, późne popołudnie.
Magda i Kat zastanawiały się, co podać na kolację.
-A może zróbmy grilla?-zaproponowała druga z dziewczyn.
-No dobrze. Pójdę zapytać resztę.-powiedziała Magda, po czym wyszła z kuchni.
Catherine przygotowywała sałatki i różne przekąski. Nagle ktoś jej zasłonił oczy.
-Daj spokój, Magda. Nie mam teraz czasu.
-Zgaduj dalej.-powiedział Toby,  puszczając dziewczynę i namiętnie ją całując.
-No nareszcie!!!-usłyszeli głos Magdy.-Zdecydowaliście się wreszcie?
-Tak. Powiemy wszystkim na kolacji.-powiedziała dziewczyna.
-Najwyższy czas.
Kiedy potrawy były już gotowe, cała trójka wyniosła je na taras, gdzie stał wielki, drewniany stół i grill. Wszyscy się dobrze bawili, a kiedy Catherine wraz z Tobym przyznali, że są parą, radości i śmiechom nie było końca. Para odciągnęła na bok Slendermana i Sally, aby porozmawiać z nimi bez świadków. Kat powiedziała ojcu, czego obawia się Toby.
"Właśnie dlatego nie chciałem,  abyś związała się z którymś z nas. Ty jesteś śmiertelna więc... "
-Kochanie, naprawdę nie da się nic zrobić? Może Laughing Jack coś na to poradzi?-zapytała Sally.
"Cóż... mogę obiecać,  że porozmawiam z nim na ten temat."
Wieczór minął szybko. Większość zebranych była już lekko wstawiona. Kat i Magda zaczęły sprzątać. Kiedy na stole nic już nie było, Catherine wzięła się za zmywanie. Magda siadła przy okrągłym stoliku, dotrzymując towarzystwa przyjaciółce. Po chwili do kuchni wpadł Jeff.
-Magda... Nie chce ci się jeszcze iść spać?-zapytał znacząco poruszając brwiami.
-Idź. Mi nie zostało już dużo. Ostatni talerzyk.-postawiła go na suszarkę, zmiotła podłogę i udała się do łazienki. Zmęczona całym dniem, owinięta w ręcznik, weszła do swojego pokoju, zostając taki widok:
(Obrazek z Mediów, bo jak tu dodawałam, to było ich 4)
-Co Ty tu robisz?-zapytała zaskoczona dziewczyna.
-W moim łóżku śpią Smile dog i Smile car, więc dla mnie nie ma już miejsca. Chyba nie masz nic przeciwko?
-Nie. Ale chciałabym się ubrać.
-Po co? Potem będę musiał  z powrotem Cię rozbierać. Lepiej wskakuj pod kołdrę, jeśli tak bardzo się wstydzisz.
Dziewczyna tylko przewróciła oczami.
-Dobrze, ale zgaś światło.
Po zgaszeniu światła, wskoczyła do łóżka. Za chwilę dołączył do niej połnagi chłopak.
-Więc.. dokończymy to, w czym przerwał nam ostatnio Slender?
-Nie mam nic przeciwko.
-Cieszę się. -po czym pochylił się nad nią,  łącząc usta w pocałunku.

Resztę sobie wyobraźcie.  Raczej nie potrafię pisać scen +18. XD
Wieczorem zapraszam na ostatni odcinek opowiadania.

Odnaleźć drogę Where stories live. Discover now